Sprawa śmierci Roberta Brylewskiego. Sprawca pobicia "nie był w stanie psychozy"
Sąd Okręgowy Warszawa-Praga bada sprawę śmierci muzyka Roberta Brylewskiego, lidera legendarnego zespołu "Brygada Kryzys". Zdaniem biegłego, oskarżony o pobicie Tomasz J. "nie był w stanie psychozy".
We wtorek odbyła się kolejna rozprawa przeciwko Tomaszowi J., który jest oskarżony o pobicie Roberta Brylewskiego i przyczynienie się do jego śmierci.
Wysłuchano m.in. biegłych z Sądu Okręgowego w Szczecinie. Lekarz psychiatra dr. Rafał Olszewski oraz z psycholog Anna Ignaczak przygotowali zbiorczą opinię psychologiczną Tomasza J.
- Opiniowany nie był w stanie psychozy podczas zdarzenia - powiedział doktor Olszewski, który podkreślił, że "należy wykluczyć, że zachowanie opiniowanego było spowodowane urojeniem". Z kolei psycholog Ignaczak oświadczyła, że nie stwierdziła u niego podwyższonego poziomu agresji.
Zobacz też: Niebanalna kampania PiS. Tinder w spocie partii rządzącej
We wtorek podczas rozprawy głos zabrał również biegły specjalista medycyny sądowej dr Mieszko Olczak, którego zadaniem było opracowanie opinii dotyczącej obrażeń pokrzywdzonego.
- Osoby po urazach głowy w ciężkim stanie immunologicznym narażone są na częste, różne infekcje. Należy podkreślić, że takie osoby wymagają bardzo starannej, żmudnej obserwacji - tłumaczył Olczak. Dodał, że u Brylewskiego doszło do "zapalenia ośrodka układu nerwowego" oraz do "zapalenia w płucach, które wskazuje na zapalenie bakteryjne".
Robert Brylewski. Wraca sprawa jego śmierci
Przypomnijmy: 28 stycznia 2018 roku Tomasz J. "działając w zamiarze bezpośrednim" doprowadził do spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Roberta Brylewskiego. Mężczyzna zadał mu liczne ciosy nogami i rękami. W wyniku tych obrażeń muzyk zmarł 3 czerwca 2018 roku.
Tomasz J. miał również kierować groźby karalne do 16-letniego syna partnerki Brylewskiego.
Oskarżony nie przyznaje się do winy. Według niego, 28 stycznia 2018 roku pił alkohol w barze na Śródmieściu. Twierdzi, że został odurzony przez prostytutkę. Nie pamięta, w jaki sposób znalazł się na ulic Targowej. Tomasz J. zeznał, że na klatce schodowej budynku miał zostać napadnięty przez cztery osoby, włącznie z Robertem Brylewskim.
Mężczyźnie nie pobrano krwi do badań, pomimo jego próśb. Wiadomo jedynie, że alkomat wykazał 1,3 promila alkoholu w organizmie. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym grozi mu od 5 lat więzienia do dożywocia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Źródło: RMF FM