Sprawa kasjerki kuratorium w sądzie
Sąd Okręgowy w Białymstoku zajmie się zarzutami stawianymi byłej kasjerce białostockiego kuratorium oświaty. Postanowił tak tamtejszy Sąd Rejonowy, wyłączając z toczącego się przed nim procesu wątki dotyczące zagarnięcia pieniędzy z kont kuratorium.
Sąd rejonowy uznał bowiem, że doszło nie tylko do zagarnięcia gotówki, ale i do przestępstwa przeciwko obrotowi pieniędzmi i papierami wartościowymi (kasjerka zagarniała pieniądze m.in. fałszując czeki), a takimi przestępstwami, kwalifikowanymi prawnie jako zbrodnia, a nie jako występek, zajmuje się sąd okręgowy.
Przed sądem okręgowym proces w tej części zacznie się od początku. Przy przyjętej przez sąd nowej kwalifikacji prawnej czynu oskarżonej grozi za to co najmniej pięć lat więzienia.
W takiej sytuacji Sądowi Rejonowemu w Białymstoku pozostał jedynie do rozpoznania wątek dotyczący używania przez kasjerkę "pirackiego" oprogramowania w domowym komputerze, który to zarzut także znalazł się w akcie oskarżenia. Prokuratura domaga się za to kilku miesięcy więzienia w zawieszeniu. Wyrok zostanie ogłoszony za tydzień.
Sprawa przestępstwa w kuratorium wyszła na jaw, gdy na początku tego roku zgłosiła się do niego firma, która nie otrzymała pieniędzy za bony towarowe, przekazane tej placówce. Chodziło o blisko 100 tys. zł. Okazało się, że potwierdzenia wielu przelewów bankowych zostały sfałszowane.
Podejrzana o dokonanie przestępstwa 28-letnia pracownica działu finansowego wówczas zniknęła. Przez kilka dni, zanim wraz z adwokatem zgłosiła się do prokuratury, była poszukiwana przez policję. Okazało się, że w tym czasie rozważała ucieczkę do rodziny we Włoszech. Autobusem rejsowym dojechała z Białegostoku do Katowic, ale stamtąd postanowiła jednak wrócić.
Po kontroli finansów kuratorium okazało się, że w latach 2001-2004 wielokrotnie zagarniała pieniądze, przede wszystkim realizując czeki. Albo nie wpisywała ich do specjalnych rejestrów w księgowości kuratorium, albo je wpisywała, by następnie anulować, albo też pobierała większą kwotę niż wpisywana (np. 11 tys. zł, a wpisywała 1,1 tys. zł).
Zarzucono jej też przywłaszczenie ponad 40 tys. zł z kasy zapomogowo-pożyczkowej, ale pieniądze te po pewnym czasie do kasy wpłacała (uzupełniła je pieniędzmi, które brała z kont kuratorium).
Kobieta przyznała się przed sądem do przestępstwa. Swoje działania tłumaczyła trudną sytuacją materialną.
Kuratorium oświaty w Białymstoku chce zwrotu tych pieniędzy. Obrońca oskarżonej powiedziała dziennikarzom, że jej klientka zaczęła niewielkie sumy spłacać.