"Spowiednik w św. Brygidzie pytał, czy się dotykam". Nowe relacje ofiar z parafii ks. Jankowskiego
Dotarliśmy do listu, którego autorka wspomina, że ksiądz w św. Brygidzie pytał ją o aktywność seksualną w dzieciństwie. Proboszczem w parafii był wtedy prałat Henryk Jankowski.
12.12.2018 | aktual.: 13.12.2018 17:09
List dotyczy pośrednio sprawy prałata Jankowskiego, od 1970 r. proboszcza kościoła św. Brygidy w Gdańsku. Autorka anonimowo wyznaje, że gdy była dzieckiem, była wypytywana przez księdza, czy ma chłopaka i co z nim konkretnie robi, jeśli chodzi o seks. Nie wskazuje jednoznacznie, że spowiednikiem był ks. Jankowski.
W liście czytamy: "Od czasu ujawnienia spraw H. Jankowskiego, chodzi mi po głowie historia, która wydarzyła się, gdy miałam być może 8, być może 12 lat. Spowiadałam się w kościele św. Brygidy w Gdańsku (bo swego czasu byłam religijna).
Wymieniałam grzechy, ale to mu nie wystarczyło; spowiednik był wyjątkowo nachalny. Dopytywał, czy się dotykam, gdzie, czy mam chłopaka, co z nim robię, że to zrozumiałe, że nie ma się czego wstydzić i mogę powiedzieć”.
Dalej autorka listu opisuje swoje emocje: "Pamiętam, że było mi wtedy głupio, bo czułam, że pyta o rzeczy intymne, a mi w tamtym wieku nawet nie przychodziło to do głowy. Na tyle głupio, że wstydziłam się powiedzieć o tym mamie, choć zawsze mogłyśmy prowadzić ze sobą otwarte rozmowy”.
Kobieta pisze dalej: "Po latach zdałam sobie sprawę, że ten człowiek mógł się w czasie tej mojej spowiedzi onanizować albo podniecać, żeby potem to odtwarzać i się onanizować. Być może czekał na pikantne szczegóły. W każdym razie piszę to, bo czuję, że muszę, ale i warto uczulać wierzących, żeby nawet na rozmowy w konfesjonale swoje dzieci przygotowywali”.
Poprosiliśmy o komentarz do listu Marka Lisińskiego, szefa fundacji "Nie lękajcie się", zajmującej się pomocą ofiarom księży pedofilów. To do niego dotarł list, który cytujemy, oraz kilka innych świadectw związanych z parafią św. Brygidy w Gdańsku.
Sebastian Łupak: Skąd pewność, że ludzie piszący do fundacji i rozmawiający z panem, nie konfabulują?
Marek Lisiński: W pięcioletniej historii fundacji nie zdarzyło się, żeby ktoś niesłusznie oskarżył duchownego. Wiem, ile kosztuje zgłoszenie takiej sprawy, bo sam byłem molestowany jako ministrant przez księdza w 1981 roku. Nikt nie jest w stanie wymyślić takiej historii. To są wielkie emocje. My te zgłoszenia weryfikujemy: są wysyłane zgłoszenia do prokuratury, zapytania do biskupów. Ja wiem, jak ciężko o tym mówić. Ktoś dzwoni, mówi, że to spotkało jego przyjaciela. Płacze. Potem przyjeżdża do Warszawy na grupę wsparcia i okazuje się, że nie przyjaciela, ale jego samego to spotkało i to jego historia. To jest wielki lęk i strach.
Zobacz także
Jaki obraz spowiedników wyłania się z listów, które do was napływają? Czy księża często wypytują dzieci o kwestie intymne w czasie spowiedzi?
To jest jedno z licznych takich zgłoszeń. Podczas spowiedzi księża zadają haniebne pytania o bliskość, o współżycie, chłopców pytają czy się onanizują. To obdzieranie z godności małego dziecka.
Ci młodzi ludzie nie są na to przygotowani…
Dla nich spowiedź to traumatyczne przeżycie. Dzieci boją się, że popełniają ciężkie grzechy, że są skażone grzechem pierworodnym. A jeśli do tego padają takie pytania, to już w ogóle…
Co powinni zrobić rodzice?
Uczyć dzieci o seksualności, o złym dotyku. Rodzice muszą ufać dzieciom bezgranicznie: jeśli dziecko mówi o takiej sytuacji, to rodzic nie powinien wątpić. Bo dzieci się boją, że zostaną skarcone za zmyślanie.
Czy Fundacja dostaje podobnych listów więcej?
Tylko wczoraj spłynęły cztery zgłoszenia.
To oczywiście trudne do precyzyjnego oszacowania. Jak duża, według pana, może być skala pedofilii księży w Polsce?
Skoro biskup płocki Libera podał, że na jego terenie było 6 sprawców, a opolski, że nawet 12, to ja liczę: mamy w Polsce 41 diecezji razy 6 sprawców w każdej, to daje 246 sprawców. A sprawca średnio molestuje około 7 dzieci. To daje nam ponad 1700 ofiar. A wiemy, że jest ich dużo więcej.
Na podstawie dotychczasowej działalności uważa pan, że dzieci są przez księży zastraszane?
Podczas czynów seksualnych, molestowania, gwałtów, księża straszą: Bogiem, rodzice ci umrą, będą chorowali, nie pójdziesz do nieba. Dzieci są jak czysta karta. Zapisują swoje życie, nie są przygotowane. Dopiero jak człowiek ma 17, 19, albo nawet 30 lat, podczas innych terapii, wychodzi fakt molestowania. Człowiek sobie z tym nie radzi, ma próby samobójcze.
Zobacz także
Trauma zostaje do końca życia?
Tak. Ciężko z tym żyć. To jest lęk o siebie, ogromne poczucie winy, o co sprawca dba. Dochodzi presja społeczna: co powiedzą bliscy, rodzina, całe miejscowości. Psychika skrzywdzonego dziecka jest jak zbite lustro. Może pan je posklejać, ale zawsze to będzie wypaczony, krzywy obraz.
Jak pomagacie tym, którzy się do was zgłoszą?
Tylko ja mam dostęp do maili, bo to jest bardzo delikatna sprawa. Proponujemy pomoc psychologiczną i prawną, przyjazd na grupę wsparcia. Ale niektórzy piszący milkną i się już więcej nie odezwą.
Państwo wam pomaga finansowo?
Absolutnie nie! Sami zbieramy środki na powstanie centrum pomocy. Roczny koszt prowadzenia Centrum Pomocy Ofiarom Molestowanym w Dzieciństwie wynosi 250 tys. zł. Taką kwotę potrzebujemy zebrać na sprawne i efektywne działanie. Więcej o zbiórce na naszym Facebooku i na Twitterze: #DajNaOfiarę.
Ile osób, które utrzymują, że były molestowane przez prałata Jankowskiego zgłosiło się do Fundacji?
Trzech dorosłych dziś mężczyzn. Jeden mieszka w Anglii, drugi w Niemczech, a trzeci pod Gdańskiem. Dwóch napisało maile, a jeden dzwonił i rozmawiał ze mną. Twierdzą, że byli molestowani jako ministranci. Na razie prosili o anonimowość. Nie mogę teraz powiedzieć nic więcej.