"Spisek" archiwistów wojskowych. Walka na teczki w IPN
Sprawa rzekomego ukrywania i niszczenia akt wojskowych z czasów PRL okazuje się nie być tak poważna. Dziennik "Rzeczpospolita" przyjrzał się zarzutom prof. Sławomira Cenckiewicza wobec archiwistów i wojskowych o celowe usuwanie ważnych dokumentów historycznych. "Dzieci Kiszczaka niszczą pamięć" - alarmował historyk.
08.02.2024 | aktual.: 08.02.2024 14:33
"Dzieci Kiszczaka" miały niszczyć akta tajnych służb i LWP. "Straciliśmy setki tysięcy dokumentów, o sporym znaczeniu historycznym. Ukradli nam pamięć na zawsze! Nie ma przebaczenia za tę zbrodnię!" - pisał historyk Sławomir Cenckiewicz w 2018 roku.
Był wówczas szefem Wojskowego Biura Historycznego. Ogłosił, że w archiwum kierowanej przez niego instytucji były "ukryte" teczki osobowe byłych oficerów WSI. Twierdził, że akta personalne żołnierzy Zarządu II Sztabu Generalnego powinny być przekazane do IPN.
Zobacz także
Jak podaje "Rzeczpospolita", Cenckiewicz ujawnił wówczas, że w Centralnym Archiwum Wojskowym znalazł dokumenty dotyczące przebiegu kariery zawodowej generała Marka Dukaczewskiego z WSI, Zdzisława Żyłowskiego, szefa Oddziału Y nadzorującego m.in. działalność dyrektora generalnego FOZZ, i pierwszego szefa WSI - Czesława Wawrzyniaka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W czerwcu 2018 roku "Wiadomości" TVP 1 podały natomiast, że pracownicy WBH odkryli, że w latach 2000–2009 zniszczyli kilkadziesiąt tysięcy dokumentów dotyczących komunistycznych organów bezpieczeństwa. Cenckiewicz w dniu publikacji materiału napisał na Twitterze, że to "największy skandal", bo te ważne teczki powinny trafić do IPN.
Szczegółowe informacje dotyczące "bezprawnego niszczenia akt" przekazał ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi oraz zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez kierownictwo i pracowników archiwów wojskowych i Centralnego Archiwum Wojskowego.
Wśród zniszczonych dokumentów miały być miliony akt - między innymi "groźby kierowane pod adresem premiera Jana Olszewskiego z lat 2005–2006". Do tego skandalu miało dojść tylko dlatego, że cenne papiery zostały oznaczone jako dokumenty średniej wagi, nadające się do kasacji po upływie czasu.
Jak podaje "Rzeczpospolita", już po miesiącu odnaleziono winnych i zwolniono ich dyscyplinarnie. Posadę stracili archiwiści z Oleśnicy, Rembertowa, Nowego Dworu Mazowieckiego.
"Spisek" archiwistów wojskowych. Walka na teczki w IPN
Po sześciu latach od złożenia zawiadomienia do prokuratury, sprawa wciąż jest w toku, nikomu nie przedstawiono zarzutów. Zwolnieni dyscyplinarnie archiwiści z Oleśnicy odwołali się do Sądu Rejonowego Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych we Wrocławiu i wygrali te sprawy.
W 2021 roku sąd kazał przywrócić ich do pracy, a pracodawca miał wypłacić zaległe pensje za czas zwolnienia oraz odszkodowania. Takie same wyroki, stwierdzające brak naruszeń obowiązków, zapadły też w 2022 roku w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Pragi-Południe wobec kilku byłych pracowników Centralnego Archiwum Wojskowego.
Sławomir Cenckiewicz jednak zapowiadał, że sprawa niszczenia dokumentów przez archiwistów tak się nie skończy. Obiecał raport, ale ten do dziś nie powstał, jak zauważa w czwartek gazeta.
Nie wiadomo zatem, co rzeczywiście "zniszczono" w wojskowych archiwach. Obecny dyrektor WBH, bliski współpracownik prof. Sławomira Cenckiewicza, powiedział "Rzeczpospolitej", że badania nad raportem będą kontynuowane. Sprawa zniszczonych przez "komunistów" niewygodnych dokumentów może więc jeszcze wrócić.