"Spektakl farsy w wykonaniu minister Ewy Kopacz"
Trudno, aby nie wyrazić dezaprobaty do tego, co powiedziała minister Kopacz w TVN24, po ogłoszeniu weta prezydenta do trzech z sześciu ustaw z pakietu ochrony zdrowia. Dezaprobata to może nawet za mało, jak na ocenę tego, co minister rządu Tuska miała do powiedzenia. Był to raczej spektakl farsy w wykonaniu zdesperowanej minister zdrowia, niż rzeczowe odniesienie się do krótkiego oświadczenia prezydenta, uzasadniającego weto. Była to jeszcze jedna wielka improwizacja minister Kopacz, nie mająca uzasadnienia merytorycznego, logicznego, ani nawet wywodzącego się ze zwykłej przyzwoitości. Skąd taka ocena?
28.11.2008 | aktual.: 28.11.2008 10:00
Kogoś, kto sprawuje urząd ministra powinny obowiązywać kanony etyczne na co najmniej takim poziomie, jakie obowiązują w naszej polskiej społeczności. Dotyczy to przede wszystkim kwestii związanych z poszanowaniem obowiązującego prawa i poszanowaniem konstytucyjnego urzędu prezydenta. Minister Kopacz, po wecie prezydenta, nadal indoktrynuje swoje racje w sposób budzący co najmniej zdumienie i zgorszenie.
Jak można, na oczach milionów Polaków powiedzieć, że poza szpitalami publicznymi i niepublicznymi, pojawiła się nowa kategoria szpitali prezydenckich, a szpitale prezydenckie to te, które będą niewydolne finansowo, z odpadającym tynkiem, ze związkami zawodowymi i całą grupą personelu, gdzie cały kontrakt będzie przeznaczony na ich wynagrodzenia? Zastanawiam się, czy minister zdrowia wiedziała co mówi. Jeżeli wiedziała, co mówi, to w sposób jasny i niepodważalny potwierdziła, że firmowane przez nią ustawy związane z reformą ochrony zdrowia powinny właśnie trafić do kosza. Bo ich wartość merytoryczna jest taka sama, jak to, co miała ona do powiedzenia w wielu wcześniejszych wywiadach związanych z pracami dotyczącymi reform w ochronie zdrowia, jak i to, co powiedziała po wecie prezydenta.
Pani minister w uzasadnieniu swoich racji o szkodliwości decyzji prezydenta w sprawie odrzuconych ustaw zdrowotnych, podkreślała marnotrawstwo ogromu pracy ludzkiej, jaką włożono w ich przygotowanie. Było widać ogromne zmartwienie w tym wątku jej wystąpienia. Czy aby nie powinna ona tej winy za zmarnowany czas i nakład pracy ludzkiej przypisać sobie? Potwierdzeniem pozytywnej odpowiedzi na to pytanie jest deklaracja minister Kopacz o odrzuceniu negatywnych opinii o ustawach, zgłaszanych nie tylko czasie procesu legislacyjnego, ale aż do dnia weta prezydenta, przez korporacje zawodowe lekarzy, pielęgniarek i położnych czy też związkowców z ochrony zdrowia.
Dodam, że pominąłem celowo, miażdżące negatywne opinie opozycji parlamentarnej, żeby nie być posądzonym o to, że jestem zakodowany politycznie. Sądzić więc trzeba, że wszystko co nie jest po myśli minister zdrowia, a jest zawarte w ustawowej już ofercie reformy ochrony zdrowia, sygnowanej przecież przez PO razem z PSL oraz premiera, łącznie z wetem prezydenta, to jest złe dla pacjentów, złe dla systemu ochrony zdrowia, złe dla szpitali, to jest złe, złe, złe itd.
W tej złożonej i skomplikowanej materii, okazuje się, że monopol racji jest wyłącznie po jednej stronie, po stronie minister zdrowia i jej zaplecza politycznego. Chcę dodać, że ja też wcześniej prezentowałem publicznie, zupełnie inne od obowiązujących poglądy i pomysły, dotyczące rozwiązania tych kwestii. Niestety nie usłyszałem głosu oceny moich propozycji, od minister zdrowia, czy też jej ekspertów, o ich wartości, przydatności, czy możliwości wykorzystania do reformy ochrony zdrowia.
Dlatego też wiadomość o wecie prezydenta, jak sadzę, jest kołem ratunkowym dla rządu, dla pacjentów i dla systemu ochrony zdrowia. Wbrew temu, co twierdzi minister zdrowia, że zawetowane ustawy są złą wiadomością dla pacjentów.
Ireneusz Kwiatkowski, dr nauk ekonomicznych, adiunkt w Katedrze Finansów i Rachunkowości w Zachodniopomorskiej Szkole Biznesu w Szczecinie