Spałowana tolerancja
Demonstrantów otoczyli pluton konny i 300 policjantów w pełnym rynsztunku bojowym. Po jednej stronie kordonu znalazły się transparenty z hasłami „wolność”, „równość”, „tolerancja”. Po drugiej kibolskie szaliki, dresy, kominiarki i wystrzyżone głowy. Poleciały jajka i wyzwiska: „Zrobimy z wami, co Hitler z Żydami”, „Pedały do gazu!”, „Nie oddamy Poznania zboczeńcom”. – Pedalcie się w domach, a nie na ulicy! Polska to nie Holandia! – krzyczeli przeciwnicy demonstracji.
Poznańskiego Marszu Równości zabronił najpierw wspierany przez PO prezydent Ryszard Grobelny, a potem powołany z nominacji SLD wojewoda Andrzej Nowakowski. Mimo zakazu na głównym deptaku miasta w ramach nieposłuszeństwa obywatelskiego zebrało się kilkaset osób. Niewiele mniej było rozjuszonych przeciwników wiecu, głównie działaczy Młodzieży Wszechpolskiej. Nie pomogły tłumaczenia organizatorów, że to nie parada gejowska, tylko marsz przeciwko dyskryminacji ze względu na płeć, kolor skóry, orientację seksualną czy niepełnosprawność. – Nazywanie Marszu Równości imprezą homoseksualistów jest wielkim nieporozumieniem. Wśród demonstrantów odsetek gejów i lesbijek był taki sam jak w całym społeczeństwie. Większość była heteroseksualna – mówi Grzegorz Kmita, tłumacząc, że przyszedł na tę imprezę wyłącznie dlatego, by wyrazić sprzeciw wobec łamania praw obywatelskich przez władze miasta.
Za ręce, za nogi, za włosy
Demonstranci usiedli na ulicy i kurczowo chwycili się za ręce. – Przyszliśmy na deptak nie po to, aby walczyć, ale żeby wyrazić swoje poglądy – tłumaczy Jacek Polewski, jeden z uczestników marszu. Oddziały prewencji wyrywały pojedyncze osoby z tłumu. – Policjanci nie przebierali w środkach. Szarpali nas za ręce, nogi, ubrania i włosy. Jak już kogoś wyciągnęli, to popychali tarczami i pałowali, a potem wlekli do radiowozów – opowiada Joanna Zakrzewska, zatrzymana współorganizatorka marszu, która w czasie interwencji oberwała policyjną pałką w głowę. Mówi, że widziała leżących na ziemi spałowanych demonstrantów. – Wywiązała się ostra szarpanina. Policjanci siłą wyrwali mnie z grupy splecionych ramionami osób, a potem zawlekli do więźniarki, niszcząc kurtkę i plecak. Było takie zamieszanie, że nie wiedziałem, co się ze mną dzieje – relacjonuje Grzegorz Kmita.
Iza Kowalczyk z Zielonych 2004 zwraca uwagę, że funkcjonariusze zaczęli działać wtedy, gdy ogłoszono już koniec manifestacji. – Przed rozejściem się do domów chcieliśmy jeszcze ułożyć pacyfkę ze świeczek na chodniku, aby podkreślić pokojowy charakter całego wiecu, i w tym momencie policja zaatakowała. Byli bardzo brutalni. Obok mnie bili chłopaka po nerkach, a kawałek dalej przewrócili kobietę na ziemię i spałowali – wspomina.
Organizatorzy marszu nie kryją rozgoryczenia. – Liczyliśmy na to, że policja zapewni nam bezpieczeństwo, a nie spacyfikuje – tłumaczą. Ich zdaniem, w pierwszej kolejności należało zatrzymać agresywnych przeciwników manifestacji, którzy wykrzykiwali zabronione prawem faszystowskie hasła. – Próbowaliśmy rozmawiać i negocjować z policjantami, ale nas z premedytacją ignorowali – żali się Kmita. * Policja czuje się świetnie*
Policja nie ma sobie nic do zarzucenia. Interwencję ocenia jako właściwą i skuteczną. – W czasie marszu wylegitymowanych zostało ok. 130 osób, a doprowadzonych na przesłuchanie ponad 80. Większość z nich to uczestnicy wiecu, znacznie mniejszą grupę zatrzymanych stanowią przeciwnicy demonstracji – przyznaje podinsp. Andrzej Borowiak, rzecznik poznańskiej policji. Odpiera jednak zarzuty o brutalność.
– Użycie przez policję siły zawsze wygląda brutalnie i nieelegancko, ale taka była konieczność. Mamy prawo w ten sposób przywracać naruszony porządek prawny. Czy trzeba było jednak pałować i ciągnąć ludzi po chodnikach? – Jeśli ktoś nie chce iść sam, to mamy go nosić na rękach? – ucina Borowiak.
Z akcji policji zadowoleni są prezydent Ryszard Grobelny i wojewoda Andrzej Nowakowski. Obaj utrzymują, że decyzja o zakazie była słuszna, a odpowiedzialność za zamieszki zrzucają na uczestników marszu. Użycie siły chwali też Ludwik Dorn, szef MSWiA. – Policji należy się uznanie za modelowo przeprowadzoną akcję – mówił w Sejmie. Innego zdania jest jego poprzednik. Ryszard KaliszKalisz uważa, że policja, która wkroczyła do akcji pod koniec pokojowej demonstracji, zastosowała środki niewspółmierne do okoliczności. Zastrzeżenia do działania policji ma też Helsińska Fundacja Praw Człowieka. – Policja miała prawo wstrzymać pochód, bo władze go zdelegalizowały. Co innego dobór środków, jakimi realizują swoje zadania. Bicie pałkami czy brutalne wyciąganie ludzi z tłumu nie było w tej sytuacji adekwatnym rozwiązaniem – tłumaczy Adam Bodnar z fundacji.
Zatrzymani manifestanci trafią przed sąd. Postawiono im zarzut zwołania lub udziału w nielegalnym zbiegowisku. Grozi za to kara grzywny do 5 tys. zł albo miesiąc aresztu. Andrzej Borowiak zaznacza jednak, że po dokładnej analizie materiałów filmowych zarzuty mogą zostać rozszerzone np. o napaść lub lżenie funkcjonariuszy. Demonstranci liczą się z konsekwencjami, choć – jak podkreślają – nie czują się winni. – Wiedziałem, że marsz jest nielegalny, ale to było moje obywatelskie nieposłuszeństwo. Jeśli dostanę za to karę, przyjmę ją, ale nie zmieni to moich poglądów – zastrzega Jacek Polewski i już planuje udział w kolejnych pikietach i marszach.
Lawina skarg
Inicjatorzy poznańskiej parady zapowiadają, że marsz w obronie wolności i demokracji będzie szedł dalej. Jak mówią, żadne kary ich nie powstrzymają. „Ataki i nienawiść, z jakimi spotkał się Marsz Równości, pokazują, jak wiele w Polsce jest jeszcze do zrobienia w zakresie propagowania tolerancji i równości. Nie ustaniemy w tych działaniach, a Marsz Równości w Poznaniu będzie symbolem walki o wolność poglądów i zgromadzeń”, czytamy w wydanym przez nich oświadczeniu. – Widzimy, jak zawęża się przestrzeń wolności w Polsce, więc trzeba się temu przeciwstawiać – dodaje Iza Kowalczyk. Organizatorzy marszu ruszyli także z ofensywą prawną. Do komendanta miejskiego policji wystosowali skargę na działanie jego podwładnych. Zaskarżyli też zakaz wydany przez prezydenta Poznania i wojewodę wielkopolskiego. Niewykluczone, że sprawa trafi również do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Ponadto organizatorzy marszu zamierzają złożyć do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez osoby skandujące
faszystowskie hasła. W przygotowaniu dokumentów prawnych demonstrantów wspiera Helsińska Fundacja Praw Człowieka, która zakaz wydany przez władze miasta ocenia jako sprzeczny z artykułem 57 konstytucji RP oraz art. 11 Europejskiej konwencji praw człowieka. Adam Bodnar z fundacji podkreśla, że osoby homoseksualne w Polsce mają pełne prawo głoszenia swoich poglądów, także publicznie, a zabranianie im tego lub cenzurowanie jest naruszaniem ich praw konstytucyjnych. – Marsz Równości miał być imprezą pokojową. Naruszenie porządku publicznego i mienia groziło tylko ze strony przeciwników manifestacji, ale to nie powód, aby zakazywać zgromadzenia. Rolą władz i policji powinno być zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom demonstracji, nawet jeśli jest ona kontrowersyjna – tłumaczy. – Mam nadzieję, że uczestnicy wiecu nie zostaną skazani. Będziemy się starali pomóc organizatorom Marszu Równości w udowodnieniu przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Poznaniu, że prezydent miasta i wojewoda naruszyli konstytucję,
zabraniając pokojowej demonstracji – dodaje. Pomoc prawną dla demonstrantów zaoferował też eurodeputowany Marek Siwiec. Na jego zlecenie jedna z kancelarii prawnych opracowała pisemną instrukcję postępowania przed sądem. Dostaną ją wszyscy zatrzymani.
Marsz idzie dalej
W miniony weekend niemal we wszystkich większych miastach Polski odbyły się wiece i demonstracje pod hasłem „Reanimacja demokracji. Marsz Równości idzie dalej”. Inicjatorem akcji był Ogólnopolski Komitet „Solidarni z Poznaniem”, składający się z wielu organizacji pozarządowych. Uczestnicy wieców wyrazili w ten sposób solidarność z zatrzymanymi i pobitymi demonstrantami Marszu Równości w Poznaniu. Zdaniem organizatorów weekendowych imprez, wydarzenia na poznańskim deptaku pokazały, że Polska nie jest państwem prawa, a władza ma za nic konstytucję i wolności obywatelskie. Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Początkowo władze Gdańska nie zgodziły się na demonstrację, powołując się na błędy formalne we wniosku zgłaszającym imprezę. Ostatecznie zgodę jednak wydano. Zakaz uchylił w piątek wojewoda pomorski, Cezary Dąbrowski, który uznał, że błędne wskazanie nazwy placu nie może być podstawą do delegalizacji wiecu. Niemal do samego końca pod znakiem zapytania stały demonstracje w Poznaniu i Warszawie. Władze tych
miast aż do piątku zwlekały z wydaniem zgody.
Jednocześnie w internecie zbierane są podpisy pod protestem obywatelskim przeciw ograniczaniu wolności zgromadzeń oraz pacyfikowaniu przez służby porządkowe pokojowych demonstracji i wieców. Dotychczas pod listem podpisało się ok. 2 tys. osób. Są wśród nich intelektualiści, artyści, dziennikarze, wykładowcy uniwersyteccy oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych.
Przemysław Pruchniewicz