Spalili Polce mieszkanie, a urzędnicy ją ignorują
Straciłam cały dorobek ośmiu lat w Wielkiej Brytanii. Wszystko się spaliło, także dokumenty i pamiątki. Nie mamy z córką dachu nad głową - mówi Katarzyna Stawska, której mieszkanie spłonęło podczas zamieszek w dzielnicy Tottenham w Londynie.
12.08.2011 | aktual.: 12.08.2011 13:18
Polka wynajmowała mieszkanie nad sklepem z dywanami, który został podpalony, jako jeden z pierwszych, w ubiegłą sobotę po południu. - W sobotę rano wyleciałam do Polski. Już w kraju zobaczyłam w telewizji rozruchy na Tottenham. Zadzwoniłam do sąsiadki. Powiedziała mi, że naszych mieszkań już nie ma - opowiada Wirtualnej Polsce Stawska.
Do Londynu mogła wrócić najwcześniej we wtorek. W Wielkiej Brytanii mieszka z córką od 8 lat. Dwupokojowe mieszkanie w dzielnicy Tottenham wynajmowała od 2009 roku. Nie od razu zdecydowała się pójść na pogorzelisko. Spalił się tam cały dobytek, jaki zgromadziła przez osiem lat pracy na Wyspach. 13-letnia córka jest na wakacjach w Polsce. Wraca w ten weekend. Tymczasem, choć dziewczynka uczy się w szkole i jest m.in. zarejestrowana w przychodni lekarskiej, w miejscowym urzędzie dzielnicowym (Councilu) zażądali dokumentów potwierdzających, że dziecko stale przebywa w Wielkiej Brytanii.
- Dali mi w końcu jakąś klitkę, gdzie ledwie mieści jedno łóżko i stolik. Gdy przyjedzie córka, ja będę spała na podłodze - żali się kobieta. Jak mówi, pracuje tu legalnie i płaci podatki, więc uważa, że ma też prawo do pomocy w takiej sytuacji. Urzędnicy tymczasem nie wykazują specjalnego zaangażowania. - Po angielsku porozumiewam się bez problemu, ale tym razem miałam wrażenie, że urzędniczka w ogóle nie rozumiała, co do niej mówiłam - dodaje Katarzyna Stawska. Podczas spotkania w Wydziale Konsularnym Ambasady zamierza poprosić właśnie o pomoc w kontaktach z miejscowymi urzędami. - Przede wszystkim potrzebuję normalnego mieszkania - podkreśla.
Może ktoś pomoże
Zdaniem Stawskiej, na Tottenham "wrzało”, co najmniej od miesiąca. W okolicy doszło do kilku zabójstw, były dwie przypadkowe ofiary śmiertelne. - Ta dzielnica nigdy nie należała do najspokojniejszych w Londynie, ale ostatnio sytuacja pogarszała się z dnia na dzień - ocenia Polka.
Katarzyna Stawska z córką są jednymi, z co najmniej kilkunastu rodaków, którzy zostali poszkodowani w czasie zamieszek, jakie w miniony weekend opanowały część Londynu oraz kilka innych miast w Wielkiej Brytanii. Wypada mieć nadzieję, że nie zapomną o nich polskie organizacje społeczne - zawsze pełne dobrych chęci i deklarujące jak bardzo chcą pomagać rodakom w potrzebie.
W minionym roku Zjednoczenie Polskie z wielką pompą prowadziło akcję na rzecz powodzian w Polsce. Tym razem potrzebujący rodacy są nieco bliżej. Z pewnością wycieczki na Sandomierszczyznę były ciekawsze, niż na Tottenham albo do Croydon, niewątpliwie splendory dla działaczy większe, a szum medialny dla ucha przyjemniejszy. Czasem jednak wypada pomóc w myśl Biblijnej zasady; "niech nie wie lewica, co daje prawica". I bez czekania na kolejny order.
Autobusem przed sąd
W Londynie tymczasem trwa rozliczanie uczestników burd. Sądy pracują przez całą dobę, a oskarżeni dowożeni są przed oblicze sprawiedliwości miejskimi autobusami. W pierwszej kolejności pogawędkę z sędzią mają zapewnioną drobne złodziejaszki. Niektórzy, ludzie całkiem nieźle sytuowani, bez wcześniejszych przygód z prawem, ot tak sobie wdepnęli po drodze do sklepu, bo akurat był otwarty, a nie zapłacili, bo nie było personelu. Myśleli, że to nowa promocja: "Take one, take one free" ("Weź jeden produkt i jeszcze jeden gratis" zamiast popularnego "Buy one, get one free" - kup jeden, drugi weź gratis). Policja wciąż gromadzi materiał dowodowy przeciwko uczestnikom burd, sprawcom dewastacji mienia i podpaleń. Przeglądany jest uliczny monitoring, śledczy zajęli się również profilami na portalach społecznościowych. Chcą też, aby telewizje przekazały im niewyemitowane materiały nakręcone podczas rozruchów.
W kwestii przyczyn wybuchu zamieszek pojawiły się już spiskowe teorie. Jedna z nich głosi, iż wydarzenia sprowokowała policja, aby... przećwiczyć tłumienie ulicznych zajść przed przyszłoroczną Olimpiadą. Tyle, że wydarzenia wymknęły się spod kontroli...
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy