Spacerek pod lufą. Jak zwykli Polacy polują na myśliwych
Czy sprzeciw zwykłych obywateli może położyć kres polowaniom na zwierzęta? Sezon łowiecki właśnie się rozkręca - pisze Przemysław Ziemacki zw tygodniku "Polityka".
Polacy coraz wyraźniej dystansują się wobec łowiectwa. W kraju działa kilkanaście społecznych ruchów przeciwko polowaniom. O ile jednak w ubiegłej dekadzie prawo szło powoli za nimi, o tyle początek obecnej upłynął pod znakiem podporządkowania przepisów interesom środowisk zainteresowanych swobodnym zabijaniem dzikich zwierząt.
– W 1991 r. wybrałem się z kolegami do podwrocławskiego Trestna, aby w kompleksie niewielkich stawów obserwować ptaki. Przypadkowo spotkaliśmy myśliwego. Te małe stawy to był ptasi raj: setki kaczek, płaskonosy, cyranki, cyraneczki, wodniki, bardzo rzadka zielonka. Widok myśliwego z dubeltówką wchodzącego do tego miejsca był nie do wytrzymania. Mimo że byliśmy w trampkach, a on w wysokich kaloszach, ruszyliśmy za nim, brodząc w wodzie i atakując go trudnymi pytaniami. Już wtedy nabrałem podejrzeń, że myśliwi wcale nie muszą się znać na rozróżnianiu gatunków – tak swoją pierwszą blokadę polowania wspomina Jacek Kusz, fotograf dokumentalista, laureat Grand Press Photo za fotoreportaż z blokady wycinek w Puszczy Białowieskiej. Od tamtej pory starał się rozwiewać mity o łowiectwie. W powszechnej opinii zakorzeniło się przecież ich sporo. A to, że dokarmianie zwierząt przez myśliwych jest dobre dla przyrody, a to, że ta nie da sobie rady bez regulowania liczebności zwierząt, a już na pewno, że zabijane przez myśliwych zwierzęta umierają szybko i humanitarnie.
– Trafiona śrutem gęś albo kaczka, uderzając w wodę, nierzadko wyłamuje sobie skrzydło w stawach barkowych. W takim stanie dopływa do trzcin i tam naprawdę długo jeszcze się męczy. Widywałem także takie, którym wygoiły się rany i wlokąc skrzydła, potrafiły dożyć do zimy. Potem oczywiście ginęły. Skrajne cierpienie zwierząt i polowania stanowią nierozłączną parę – mówi Kusz.
Od niedawna popularne w Polsce stały się oddolne inicjatywy utrudniające czy wręcz uniemożliwiające polowania. Zwykły spacer po lasach i łąkach, tyle że w miejscu i czasie polowania, stał się sposobem na ocalenie zwierząt. Jak zwykle bywa w takich przypadkach, zaczęło się od miejsca, w którym organizowanie polowań wydawało się przejawem szczególnej arogancji. W 2009 r. Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, pozarządowa organizacja proekologiczna, zainicjowała cykliczną akcję społeczną "Rykowisko dla jeleni, nie dla myśliwych", aby zapobiec strzelaniu do zwierząt w otulinie Białowieskiego Parku Narodowego w okresie godowym tych ssaków. W samym parku polowania nie były dozwolone, ale tuż za jego granicą na zwierzęta czekały lufy strzelb. Co więcej, okazało się, że myśliwym zdarzało się dokańczać polowanie na terenie parku.
Uwolnić lisa!
– Grupa Poznaniacy Przeciw Myśliwym powstała ok. 2015 r. Jej wzorem rok później utworzyliśmy Wrocławian Przeciw Myśliwym [obecnie odpowiednio: Wielkopolski i Wrocławski Ruch Antyłowiecki]. Metody od początku były zgodne z zasadą Non Violent Direct Action, co oznacza bezprzemocową akcję bezpośrednią. Najważniejszymi zadaniami były dla nas: blokowanie polowań zbiorowych, rykowiskowych, na ptaki oraz zawodów norowań, podczas których żywe zwierzę, najczęściej lisa, zamyka się w klatce, a następnie tę klatkę wkłada do sztucznej betonowej nory. Tego biednego lisa szczuje się psem i jeśli przeżyje stres, będzie używany dalej do psich treningów i zawodów – tłumaczy Kusz.
Większość ruchów przeciwko polowaniom jest związana z dużymi miastami. Zwykle zaczynało się od kręgu kilkunastu znajomych, a po paru akcjach było już kilkadziesiąt osób. Upowszechnienie się sprzętu do nagrań audio-wideo oraz portali społecznościowych umożliwiło im efektywne komunikowanie się ze społeczeństwem. Czy jednak garstka "spacerowiczów" może mieć przełożenie na koniec hobbystycznego zabijania?
Już w 2011 r. działania miłośników przyrody doprowadziły do ustanowienia zakazu polowań w otulinie Białowieskiego Parku Narodowego, a "Rykowisko dla jeleni, nie dla myśliwych" z przedsięwzięcia grona aktywistów stało się wydarzeniem o większym zasięgu, w którym z roku na rok uczestniczyło coraz więcej ludzi spragnionych jedynie, aby ich kontakt z naturą przyniósł jej jakąś wymierną korzyść. W tym samym roku powstała koalicja Niech Żyją!, skupiająca pozarządowe organizacje proekologiczne i osoby prywatne, która za główny cel obrała zniesienie w Polsce polowań na ptaki.
Ptaki pod skrzydła
– Większość myśliwych nie przyznaje publicznie, że zabija dla przyjemności. Uzasadniają zabijanie potrzebą regulowania liczebności populacji wybranych gatunków zwierząt w zaburzonym przez człowieka ekosystemie, w którym brakuje ich naturalnych drapieżników. Tymczasem dzikie ptaki mają naturalnych wrogów. Żadna z ptasich populacji nie wykazuje nienaturalnego przegęszczenia – podkreśla Tomasz Zdrojewski, rzecznik Niech Żyją! – Przeciwnie, blisko połowa z 13 gatunków ptaków, na które wolno w Polsce polować, jest zagrożona. Populacje niektórych spadły nawet o 70–90 proc., do czego istotnie przyczyniło się łowiectwo. Nawet w świetle logiki samych myśliwych polowania na ptaki są niepotrzebne i nieracjonalne. Tym bardziej że w XXI w. na zabijanie zwierząt dla rozrywki nie ma społecznego przyzwolenia.
Kuchnia myśliwska ma przepisy na każdy z tych 13 gatunków, jednak nawet z dyskusji samych myśliwych na forach internetowych wiadomo, że nie wszystkie z nich są w praktyce chętnie widywane na stole, np. mięso łyski jest niesmaczne i trzeba się bardzo natrudzić, aby przyrządzić z niego zjadliwą potrawę.
KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"
Pierwszą próbę skreślenia ptaków z listy gatunków zwierząt łownych koalicja podjęła w 2013 r. w ramach konsultacji jednego z rozporządzeń – jednak bez powodzenia. Na przełomowe zmiany trzeba było czekać aż do 2018 r., gdy zakazano udziału dzieci w polowaniach oraz wykorzystywania żywych zwierząt do szkolenia i konkursów psów myśliwskich.
– Pamiętam międzynarodowe zawody w norowaniu w Jarach z 2017 r. Sama nasza obecność z kamerami i dronem wystarczyła, aby ich organizator odwołał imprezę "z powodu złej atmosfery wokół łowiectwa". Krótko potem weszła ustawa zakazująca tej konkurencji. Był to wielki sukces – mówi Kusz. W 2020 r. koalicja podjęła kolejną próbę: wystosowała wniosek do Ministerstwa Środowiska (obecnie to Ministerstwo Klimatu i Środowiska) o wprowadzenie moratorium na polowania na ptaki.
– Otrzymaliśmy ogólnikową i zbywającą odpowiedź, w której ministerstwo nie odniosło się merytorycznie do przedstawionych przez nas danych o drastycznych spadkach liczebności populacji kilku gatunków, na które się poluje – opowiada Zdrojewski. – Minister Golińska zasłoniła się niewiedzą, mimo że w kraju prowadzony jest Monitoring Ptaków Polski, finansowany zresztą przez resort. Jak podkreśla, sprawa jest otwarta, a to, co już udało się zmienić na lepsze, to skrócić sezon polowań na ptaki o dwa tygodnie, co jednak nadal nie gwarantuje im spokoju od myśliwych podczas całego okresu lęgowego. W Małopolsce władze wojewódzkie poszły o krok dalej i skróciły sezon polowań o miesiąc. Podobne rozwiązanie wypracowano na Śląsku. Mimo to polowania nadal rozpoczynają się tam krótko przed faktycznym zakończeniem lęgów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prawica w rozkroku
Trudno jasno określić, jaki stosunek do polowań ma PiS. Z jednej strony Jarosław Kaczyński znany jest z krytycznego stosunku do myśliwych i to właśnie pod rządami PiS doszło do wprowadzenia wspomnianych zakazów. Z drugiej już dwa lata później rząd PiS wprowadził specustawę, która pod pretekstem walki z wirusem afrykańskiego pomoru świń (ASF) sprawiła, że praktycznie od paru lat w Polsce ma miejsce eksterminacja dzików. Mimo że miłośnicy przyrody i środowiska naukowe wskazują na to, że skuteczna walka z ASF nie polega na wystrzelaniu wszystkich dzików, lecz na odpowiednich działaniach w samych hodowlach świń, Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wydaje się zafiksowane na wybiciu tych zwierząt.
Pod koniec ubiegłego roku wiceminister Lech Kołakowski w wywiadzie dla Interii niemal szczycił się tym, że "nadrzędnym celem jest maksymalna redukcja populacji dzika". W tym samym wywiadzie przyznał także, że "większość [dzików] jest zdrowa, ale trudno to dokładnie oszacować". Nasuwa to pytanie, czy za planami resortu rolnictwa nie kryje się czasem chęć przypodobania się rolnikom, którzy znani są ze swojej niechęci do tych zwierząt. Skala tępienia dzików przybrała tak duże rozmiary, że podzieliła nawet środowisko myśliwych.
– Zapis o zakazie utrudniania polowań wywołał efekt mrożący w społecznym ruchu antyłowieckim. W praktyce prawo każdego obywatela do przebywania w lesie czy na łące stanęło niżej, jako społeczny przywilej, od prawa myśliwego do polowania – mówi Zdrojewski. Zaznacza przy tym, że to nie koniec szkodliwych zapisów, bo wspomniana specustawa wyłączyła także społeczne konsultacje planów łowieckich. Na nic zdało się przypominanie prezydentowi Andrzejowi Dudzie przez ekologów, że nim został głową państwa, zapewniał: "Nie podpiszę ustawy, która pogarsza los zwierząt, i podpiszę każdą, która ten los poprawi, oraz będę otwarty na współpracę z organizacjami prozwierzęcymi". Tymczasem społeczna kontrola polowań jest ważna nie tylko dla przyrody, ale i bezpośrednio dla bezpieczeństwa ludzi – o czym może świadczyć fakt, że członkowie ruchów antyłowieckich niejednokrotnie alarmowali policję choćby o podejrzeniu udziału w polowaniu osób nietrzeźwych albo o braku wymaganego oznakowania polowań zbiorowych. Starali się też dokumentować szczególnie złe praktyki myśliwych.
Mimo że wyczulenie na krzywdę zwierząt jest zdecydowanie częstsze w środowiskach liberalnych niż konserwatywnych, problemu stosunku polityków do polowań nie da się zamknąć prostym rozróżnieniem na etyczną lewicę i niechlubną prawicę. Natomiast bardzo niepokojący jest fakt – jak zauważa w swojej pracy "Blizna po solidarności. Polski ruch antyłowiecki w świetle tradycji XIX-wiecznej ekologii i praktyki nieposłuszeństwa obywatelskiego" Izabela Morska z Uniwersytetu Gdańskiego – że przyrodnicza wrażliwość odbierana jest przez część prawicowych rządzących i ortodoksyjne środowiska katolickie jako niebezpieczna (!) nowinka.
– Jedyna partia, na którą mogliśmy liczyć w stu procentach, to Zieloni – dodaje Zdrojewski. Tyle że Zieloni nie dość, że są w opozycji, to mają w Sejmie zaledwie trzech posłów.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w ubiegłym roku było 127 372 członków Polskiego Związku Łowieckiego, a w ciągu zeszłej dekady liczba myśliwych w Polsce wzrosła aż o ponad 18 tys. Działaczy antyłowieckich jest kilkadziesiąt razy mniej, lecz proporcje w poparciu społecznym są już odwrotne.
– Z każdym rokiem coraz więcej ludzi zgłasza się do nas ze słowami wsparcia, prośbami o porady prawne albo ze zdjęciami i nagraniami dokumentującymi skandaliczne zachowania myśliwych. Zdarzają się także mieszkańcy mniejszych miejscowości, którzy chcą działać z lokalnym ruchem. Niektórzy pytają, od czego zacząć na własnym podwórku. Inni już wzięli sprawy w swoje ręce – mówi Olga Kisielewicz, koordynatorka Lubelskiego Ruchu Antyłowieckiego. O ile w XX w. sprzeciw wobec polowań był w Polsce domeną jednostek, o tyle w nowym tysiącleciu masowo dystansujemy się wobec łowiectwa. W badaniu z 2019 r., przygotowanym na zlecenie Fundacji Viva! (członka koalicji Niech Żyją!) przez Kantar Polska, 67 proc. respondentów opowiedziało się za zaprzestaniem polowań na ptaki, natomiast aż 94 proc. – za zaprzestaniem polowań wyłącznie na zagrożone gatunki ptaków. Wcześniejsze badania przeprowadzone dla "Newsweeka" przez SW Research pokazały, że sporo ponad połowa obywateli widzi w polowaniach zagrożenie dla zwykłych ludzi.
Czasy się zmieniają
Przykłady płynące z innych europejskich krajów pokazują, że sprzeciw wobec polowań w Polsce wpisuje się w ponadnarodową potrzebę, aby szanować dziką przyrodę i skończyć z okrucieństwem wobec zwierząt. Za kolebkę obywatelskich ruchów antyłowieckich uważa się Wielką Brytanię. Presja społeczna doprowadziła do uchwalenia w latach 2002–04 w Anglii, Walii i Szkocji praw zakazujących używania psów do polowania na dzikie ssaki. Mimo że zawierają one furtki ułatwiające myśliwym obchodzenie zakazu, są uważane za sukces miłośników przyrody.
Bezkompromisowe było natomiast posunięcie rządu Albanii, który osiem lat temu ustanowił moratorium na polowania na ptaki i ssaki, aby zatrzymać dramatyczny spadek liczebności wielu gatunków dzikich zwierząt. W UE najwięcej myśliwych w przeliczeniu na obywatela ma Irlandia, natomiast w liczbach bezwzględnych Francja (3 mln wydanych licencji łowieckich, w tym ponad milion aktywnych), w której zabijanie dzikich zwierząt, jak podaje pismo "The Connexion", jest trzecią najpopularniejszą formą spędzania wolnego czasu. Dopiero kilka lat temu Francja, jako ostatnia w UE, zakazała stosowania wybitnie barbarzyńskich pułapek klejowych na ptaki.
– To typowy przykład tego, że tradycja sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Jeżeli jest źródłem nieetycznej postawy bądź ma negatywny skutek dla natury, nie powinna być w ogóle dopuszczona jako argument w dyskusji. Czasy się zmieniają – mówi Kisielewicz. W dobie kryzysu klimatycznego szacunek dla przyrody rozważa się nie tylko w kontekście dobrostanu zwierząt, lecz także jako czynnik dalszego rozwoju ludzkości. Wedle raportów z ubiegłej dekady szacuje się, że tylko w naszym kraju co roku za sprawą amunicji używanej podczas polowań do środowiska trafia od 400 do 640 ton ołowiu. Nie tylko zresztą same polowania, ale i towarzysząca im aktywność – choćby rozjeżdżanie lasów paliwożernymi terenówkami – jawią się jako groźny anachronizm w wydaniu nastawionej egoistycznie mniejszości. Tymczasem polskie społeczeństwo ma solidne podstawy, aby uważać się w tej dziedzinie za nowoczesne. Jeżeli tylko nadążą za tym rządzący, mamy szanse znaleźć się w światowej czołówce.
Przemysław Ziemacki