Solidarność antyrodzinna
Nie będzie emerytur małżeńskich ani dziedziczenia pieniędzy gromadzonych na indywidualnych kontach w OFE. Taką ustawę uchwalił Sejm, a prezydent podpisał.
08.01.2009 | aktual.: 09.01.2009 15:45
Sejm uchwalił, prezydent podpisał. Ustawa o emeryturach kapitałowych – obok „pomostówek” – była jedną z pilniejszych spraw do załatwienia w ostatnim czasie. W tym roku pierwszej grupie kobiet zostanie wypłacona emerytura według nowego systemu: z ZUS i ze środków zgromadzonych w tzw. II filarze, czyli w jednym z otwartych funduszy emerytalnych. Bez tej ustawy wypłata emerytur byłaby zagrożona. I, jak to bywa przy zbytnim pośpiechu, łatwo wprowadzić w życie prawny bubel. Przyjęta ustawa nie przewiduje emerytur małżeńskich i wyklucza dziedziczenie zgromadzonych przez lata środków pieniężnych w OFE. Ktoś z tych pieniędzy na pewno skorzysta. Tylko dlaczego nie moi najbliżsi?
Oszczędności przepadają
Ustawa mówi o dwóch rodzajach emerytur: okresowej i dożywotniej. Do pierwszej z nich będą uprawnione kobiety, które ukończyły 60. rok życia i zgromadziły w II filarze przynajmniej 20-krotność dodatku pielęgnacyjnego (w minionym roku wynosił on 163 zł). Emerytury okresowe będą co roku waloryzowane. Po osiągnięciu wieku 65 lat kobiety, razem z mężczyznami w tym wieku, będą przechodzić na emeryturę dożywotnią. Ta, niestety, nie będzie już waloryzowana. Pozostanie liczyć na wysokie zyski naszego funduszu emerytalnego, które mają przekładać się na wysokość świadczenia. Co w sytuacji śmierci płacącego składki? Jeśli umrze przed osiągnięciem wieku emerytalnego, zgromadzone środki mogą być dziedziczone przez współmałżonka. Ale uwaga – jeżeli dana osoba osiągnie wiek emerytalny, ale umrze jeszcze przed wypłaceniem pierwszej emerytury – wówczas składka „przepada” i pozostaje w dyspozycji Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wcześniej były pomysły, żeby wprowadzić dziedziczenie emerytury, ale obecna ekipa uznała, że
byłoby to zbyt kosztowne dla budżetu. Trochę inaczej wygląda sytuacja, jeśli śmierć nastąpi w ciągu trzech lat od wypłacenia pierwszej emerytury. Wtedy, owszem, jest szansa na otrzymanie przez najbliższych tzw. wypłaty gwarantowanej. To jednorazowe świadczenie. Jego wysokość będzie zależała od daty śmierci emeryta. Jeśli śmierć nastąpi miesiąc po pobraniu pierwszej emerytury, wówczas wypłacona składka zostanie pomniejszona o 1/37. Każdy kolejny przeżyty miesiąc oznacza spadek wysokości ewentualnej wypłaty gwarantowanej o kolejną 1/37. Emeryt może wskazać osobę, która po jego śmierci ma otrzymać takie świadczenie. Jeśli tego nie zrobi, wystąpi domniemanie, że tą osobą jest jego współmałżonek.
Umrzeć na czas
Wypłata gwarantowana nie zmienia faktu, że gromadzone przez lata środki pieniężne w większości przypadków pozostaną poza zasięgiem najbliższych na wypadek śmierci emeryta. No bo jeśli umrę tydzień przed wypłatą pierwszej emerytury (a osiągnę już wiek emerytalny), to ponad 30 lat „oszczędzania” przechodzi koło nosa moim najbliższym. Podobnie jeśli śmierć nastąpi po trzech latach pobierania przeze mnie emerytury. Wygląda więc na to, że „najbezpieczniej” dla żony jest, jeśli mąż umrze między 65. a 68. rokiem życia. W innym wypadku może zapomnieć o korzystaniu z pieniędzy, które przecież tworzyły dotąd część ich wspólnoty majątkowej. I tu pojawia się kolejny problem. Brak dziedziczenia emerytury po współmałżonku może prowadzić do niespodziewanych, „zgodnych” rozwodów (dla dobra współmałżonka). Wspólnota majątkowa obejmuje środki w OFE tylko do momentu przejścia na emeryturę. Skoro tak, to wiele osób może wpaść na pomysł wzięcia rozwodu tuż przed osiągnięciem wieku emerytalnego, żeby... dokonać podziału majątku.
I na przykład jedno z małżonków może przekazać swoje środki na konto drugiego, na przykład zdrowszego. Brak emerytury małżeńskiej dotknie przede wszystkim kobiety. Nie tylko dlatego, że statystycznie mężczyźni żyją krócej. Również dlatego, że zwłaszcza w polskich warunkach to kobieta ma większe przerwy w pracy, a więc gromadzi w II filarze mniej środków. Wcześniej przechodzi na emeryturę, więc dodatkowo jej emerytura jest niższa. Świadomość zabezpieczenia na wypadek śmierci męża powodowałaby większy psychiczny komfort w podejmowaniu decyzji o rozwoju kariery zawodowej, z uwzględnieniem planowania powiększenia rodziny i wychowania dzieci. Pozostawienie jej bez pieniędzy z OFE po mężu tylko dlatego, że ten zmarł trzy lata za późno lub tydzień za wcześnie, ma nie tylko niewiele wspólnego z polityką prorodzinną, ale po prostu ze zwykłą sprawiedliwością.
To nie składka zdrowotna
Nie ma wątpliwości, że na takim kształcie prawa skorzystają głównie instytucje finansowe, przede wszystkim fundusze emerytalne. Już dziś dysponują ogromnymi kwotami, które w dużej części rosną także dzięki dużym kosztom obsługi naszych środków. Czy potrafilibyśmy sami lepiej zaoszczędzić na swoją emeryturę? Nie ma wątpliwości, że tak. Wystarczy przywołać niedawne wyniki dochodzenia Komisji Nadzoru Finansowego. Okazuje się, że od 1999 roku fundusze zarobiły na naszych pieniądzach ponad 24 mld zł. I byłoby pięknie (bo to miało przekładać się na naszą emeryturę), gdyby nie fakt, że tylko w ciągu ostatniego roku straciły niemal całą tę kwotę!
Przeciwnicy dziedziczenia emerytur mówią, że środków ze składki zdrowotnej też nikt po nas nie przejmuje. Tylko że to porównanie jest całkowicie nietrafne. Ideą składki zdrowotnej nie jest oszczędzanie „na później”, tylko możliwość skorzystania w każdej chwili z określonych usług medycznych. Korzystamy z nich na bieżąco przez całe życie (teoretycznie, bo jeśli nie chorujemy, to pieniądze rzeczywiście też przepadają albo i tak dopłacamy za usługi niefinansowane przez składkę). Tymczasem gromadzenie środków w OFE ma charakter inwestycyjny. Dlaczego więc z tej inwestycji nie będą mogli skorzystać nasi najbliżsi?
Przyjęta ustawa jest, niestety, kolejnym przykładem wprowadzania dziwnie rozumianej solidarności. System w obecnym kształcie ma zabezpieczać emerytury kolejnym pokoleniom. Niestety, kosztem własnej rodziny. W rzeczywistości natomiast gwarantuje funduszom emerytalnym dysponowanie potężnymi sumami bez realnych właścicieli.
Jacek Dziedzina