"Sojusz z Litwą, ale nie kosztem Polaków"
Wciąż w relacjach polsko-litewskich drażni niezałatwiona sprawa pisowni polskich nazwisk i nazw miejscowości - mówi w "Rzeczpospolitej" prezydent RP Bronisław Komorowski. - Byłem, jestem i będę zwolennikiem zacieśniania współpracy polsko-litewskiej. Ale polityka ma swoje wymogi. Względy sentymentalne czy osobiste przekonania muszą czasami schodzić na plan dalszy - dodaje Komorowski.
21.02.2011 | aktual.: 21.02.2011 16:00
- Sentymenty nie mogą stanowić fundamentu polityki państwa. Jako państwo zainteresowane dobrymi relacjami z litewskim sąsiadem, upominamy się o kwestie istotne dla polskiej mniejszości na Wileńszczyźnie. Powołujemy się przy tym na nie wykonywane przez Litwę zobowiązania zapisane w traktacie polsko-litewskim z 1994 roku. Tu także nie chodzi tylko o sentymenty i emocje związane z losem naszych rodaków, ale dążenie do uczciwego zamknięcia kwestii niepotrzebnie dzielących nas z Litwą - mówi prezydent.
Bronisław Komorowski odnosi się też do drażniącej sprawy pisowni polskich nazwisk i nazw miejscowości.
- W Wilnie forsowany jest projekt reformy ustawy oświatowej, który zagraża polskim szkołom. Naszym celem jest to, aby warunki nauczania w języku polskim przynajmniej się nie pogorszyły. W środę odwiedziłem polską szkołę w Mejszagole pod Wilnem. Obok niej zbudowano właśnie nowoczesną szkołę litewską, która siłą rzeczy stanowi konkurencję dla polskiej placówki. Sądzę, że u nas, na przykład w zamieszkanym przez Litwinów Puńsku, nigdy coś podobnego nikomu nie przyszłoby do głowy - zauważa w "Rzeczpospolitej" Komorowski.