PolskaSobiesiak przed komisją: nie wiem, nie pamiętam...

Sobiesiak przed komisją: nie wiem, nie pamiętam...

Sobiesiak przed komisją: nie wiem, nie pamiętam...
Źródło zdjęć: © PAP
11.02.2010 10:01, aktualizacja: 11.02.2010 22:15

Przed sejmową komisją śledczą stawił się Ryszard Sobiesiak, biznesmen z Dolnego Śląska i jeden z głównych bohaterów afery hazardowej. Po wygłoszeniu półtoragodzinnej swobodnej wypowiedzi Sobiesiak odmówił odpowiedzi na pytania zadawane przez członków komisji, twierdząc, że wszystko już powiedział. Około godziny 16 komisja zdecydowała, że przesłuchanie biznesmena będzie kontynuowane na posiedzeniu zamkniętym. Podczas niego Sobiesiak oświadczył przed komisją, że nie było tzw. afery hazardowej, a on nikogo nielegalnie nie nakłaniał do dokonania zmian w jakiejkolwiek ustawie. Oskarżył b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego o manipulację i kłamstwo.

Wcześniej komisja odrzuciła wniosek Sobiesiaka o przesłuchanie zamknięte. Świadek uzasadniał go mówiąc, że nie chce, aby to, co powie, było wykorzystane przeciwko niemu. - Nie chce dać satysfakcji posłom i możliwości upokarzania mnie pytaniami - podkreślił.

Po tajnym przesłuchaniu

Na zamkniętej części posiedzenia komisji Sobiesiak - jak relacjonowali to dziennikarzom posłowie - na pytania już odpowiadał, jednak wiele rzeczy, zwłaszcza pytany o konkrety, nie pamiętał. Jednak Bartosz Arłukowicz (Lewica) powiedział po zakończeniu przesłuchania Sobiesiaka, że ten ujawnił w trakcie zeznań, że już po wybuchu tzw afery hazardowej spotkał się z Mirosławem Drzewieckim w Stanach Zjednoczonych. - Tak przynajmniej twierdzi pan Sobiesiak - zastrzegł poseł. Jak ocenił, jest to nowy wątek.

Arłukowicz powiedział, że pod koniec przesłuchania pytał Sobiesiaka o informacje zawarte w analizie CBA - materiale przekazanym w sierpniu 2009 r. premierowi Donaldowi Tuskowi - dociekając, czy takie zdarzenia miały miejsce. - W prawie 100% powiedział, że nic takiego nie pamięta - powiedział Arłukowicz. - Nie pamięta nic, co było w analizie CBA, nie pamięta dlaczego, nie wie z kim, nie wie po co i nie wie, o czym rozmawiał - relacjonował poseł Lewicy.

Niezadowolony z przebiegu zamkniętej części przesłuchania był Zbigniew Wassermann (PiS). Poseł mówił, że Sobiesiak najczęściej odpowiadał na pytania twierdzeniem, że czegoś nie pamięta, nie kojarzy lub nie wie. Według niego, "tematem tabu" były stenogramy z podsłuchów. Dodał, że kiedy pytania dotyczyły właśnie nich, Sobiesiak "nie wie, nie pamięta, nie rozumie".

- Dowiedzieliśmy się, że zrobiliśmy błąd zgadzając się na zamknięte posiedzenie, ponieważ na tym zamkniętym posiedzeniu nie dowiedzieliśmy się niczego nowego w stosunku do tego co padło na posiedzeniu, które było otwarte na sali sejmowej - mówił Wassermann.

Zaznaczył, że widzi również rozbieżności pomiędzy tym co mówił Sobiesiak, a tym, co mówili inni świadkowie komisji. Nie chciał jednak więcej powiedzieć na ten temat, bo - jak podkreślał - świadek musi wcześniej podpisać protokół ze swoich zeznań. - Mówimy o tej grupie, która ze sobą współpracowała: Drzewiecki, Chlebowski, Sobiesiak, Kosek - precyzował polityk PiS.

Przyznał, że Sobiesiak mówił sporo, ale były to raczej słowa, które doprowadzały komisję do śmiechu, a nie wpływały na wyjaśnienie sprawy. - Dużo mówi o piłce nożnej, trochę mówi o świecie hazardowym, ale w tych istotnych momentach jest powstrzymywany. Myślę, że pełnomocnik swoją rolę tutaj odgrywa. (...) Bardzo trudno jest otrzymać odpowiedź na konkretne pytanie osadzone w dokumencie, podparte nazwiskiem, datą. Wtedy jest ucieczka w niepamięć, w bok. Nie mamy precyzyjnych odpowiedzi - mówił poseł PiS w przerwie przesłuchania.

Również Beata Kempa (PiS) relacjonowała, że Sobiesiak opowiadał "o swych interesach, o ich opłacalności, o tym z kim rozmawiał w różnych sprawach". Natomiast - dodała - kiedy pytała o rzeczy ze stenogramów (chodzi o stenogramy z rozmów Sobiesiaka m.in. z b. szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim i innym biznesmenem związanym z branżą hazardową - Janem Koskiem ) "to wtedy raczej nie pamięta".

Natomiast Jarosław Urbaniak (PO) mówił, że z zeznań biznesmena wynika, że w czasie gdy prowadził on rozmowy z politykami PO na temat nowelizacji ustawy hazardowej, on sam miał już w zasadzie bardzo niewielkie udziały w firmach działających na rynku. Urbaniak relacjonował, że Sobiesiak twierdził, że zabiegał o korzystne przepisy nie dla siebie, a dla branży.

Z kolei szef komisji Mirosław Sekuła (PO mówił dziennikarzom, że biznesmen odpowiedział na prawie wszystkie pytania, które były mu zadane w części otwartej czwartkowego posiedzenia komisji. Również zdaniem Sekuły pojawiają się rozbieżności pomiędzy tym, co mówił biznesmen, a tym, co zeznawali przed komisją politycy występujący w stenogramach z podsłuchów jego rozmów.

Przyznał jednak, że o niektórych kwestiach, jak np. o swych rozmowach, które dotyczą wiceministra finansów Jacka Kapicy (ze stenogramów wynika, że biznesmeni chcieli go skompromitować i usunąć ze stanowiska) Sobiesiak nie chce mówić; zamiast odpowiadać, odwołuje się również do tego, co mówił w swobodnej wypowiedzi. Według Sekuły, Sobiesiak np. twierdzi, że nie było żadnego przecieku o akcji CBA; mówił też, że było na niego wiele donosów, które spowodowały, że był "złym tatusiem" i dlatego jego córka Magdalena zrezygnowała z ubiegania się o posadę w Totalizatorze Sportowym.

Szef komisji ocenił, że stenogramy z tego przesłuchania będą dostępne dla opinii publicznej w ciągu kilku dni. Co działo się wcześniej?

W odpowiedzi na odrzucenie wniosku biznesmen odmówił odpowiedzi na kolejne pytania członków komisji. Poseł Urbaniak pytał Sobiesiaka m.in. o to, co było przedmiotem rozmowy z Grzegorzem Schetyną na lotnisku we Wrocławiu oraz dlaczego przed tą rozmową rozmawiał z Janem Koskiem (innym biznesmenem z branży hazardowej). Ponieważ świadek odmawiał odpowiedzi, przewodniczący komisji ogłosił 10 minut przerwy. Zdaniem ekspertów świadek nie może odmówić składania wyjaśnień, ale może uchylić się od odpowiedzi. Tak też robi Sobiesiak. Jego pełnomocnik Ryszard Bedryj tłumaczył, że Sobiesiak obawia się postępowania prokuratorskiego i działań prowadzonych wobec niego przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Po przerwie poseł Urbaniak zapytał Sobiesiaka, w jaki sposób chce się on oczyścić z - jak to określił oszczerstw - jeśli nie chce odpowiadać przed komisją? Biznesmen odparł na to: będę odpowiadał w prokuraturze i przed sądem.

Następnie głos zabrał Franciszek Stefaniuk. Ponieważ Sobiesiak na początku przesłuchania zachwalał zalety gry w golfa i przy okazji zaprosił Stefaniuka, by kiedyś z nim zagrał, poseł PSL podziękował za zaproszenie. - Tylko chciałem dopytać, czy ja mógłbym ze sobą zabrać Jarosława Kaczyńskiego, bo on taki żal wyrażał, że też nie gra w golfa? - mówił Stefaniuk. - Oczywiście - odparł rozbawiony Sobiesiak.

- No, zaczynamy rozmawiać - zauważył poseł PSL. Na kolejne pytania Stefaniuka, wynikające z pracy komisji, biznesmen jednak już nie odpowiedział. - Nie mam nic więcej do powiedzenia, panie pośle - zaznaczył.

Stefaniuk zapytał Sobiesiaka, czy będzie tak dalej się zachowywał. - Proponuję skończyć obrady, bo ja tak będę odpowiadał przez cały dzień - odparł Sobiesiak. Stefaniuk zrezygnował z dalszych pytań.

Kolejne pytania zadawała Beata Kempa. Świadek konsekwentnie odmawiał odpowiedzi. - Nie odpowiem, nie pamiętam, nie wiem - tylko to członkowie komisji mogli usłyszeć od Sobiesiaka.

Eksperci zapytani przez posła Arłukowicza o możliwą karę za odmowę zeznań powiedzieli, że w zaistniałej sytuacji komisja może wnioskować do sądu o karę porządkową, która może wynieść od 3 do 10 tys. zł.

Początek przesłuchania

Sobiesiak stawił się razem ze swoim pełnomocnikiem. W swobodnej wypowiedzi, zdenerwowany świadek powiedział: "zanim mnie powiesicie, posłuchajcie co mam do powiedzenia".

Członkowie hazardowej komisji śledczej nie wyłączyli z przesłuchania Zbigniewa Wassermanna (PiS), o co wnioskował pełnomocnik przesłuchiwanego w czwartek przed komisją biznesmena Ryszarda Sobiesiaka. Przeciw wyłączeniu Wassermanna głosowało pięciu posłów komisji, a jeden wstrzymał się od głosu.

Mec. Ryszard Bedryj wniosek o wyłączenie Wassermanna uzasadnił tym, że poseł wielokrotnie - podczas dotychczasowych przesłuchań przed komisją oraz w mediach - wypowiadał się o Sobiesiaku w sposób "stronniczy". Jak wyjaśnił, Wassermann mówił o Sobiesiaku m.in., że jest "kryminalistą", co - jego zdaniem - jest niedopuszczalne.

Jeszcze przed głosowaniem Wassermann powiedział, że używając słowa "kryminalista", zaznaczał, że to kolokwializm. Poseł PiS podkreślał, że jego słowa o Sobiesiaku wynikały nie z jego przekonań, ale z dokumentów, które ma komisja i pytał Sobiesiaka, czy jego wyrok skazujący za korupcję został zatarty. - Nie mam nic do dodania w tej sprawie - odpowiedział mu biznesmen.

Jestem uczciwym człowiekiem

- Jestem uczciwym człowiekiem, nie jestem stroną afery hazardowej - oświadczył biznesmen Ryszard Sobiesiak przed hazardową komisją śledczą. - Od ponad pięciu miesięcy ja, moja rodzina i należące do mnie firmy jesteśmy przedmiotem kampanii oszczerstw i nagonki medialnej. Bez mojej winy i woli nazwisko Sobiesiak stało się instrumentem walki politycznej, prowadzonej bez szacunku dla prawdy czy dla zwykłej ludzkiej przyzwoitości - mówił Sobiesiak przed komisją w swobodnej wypowiedzi.

Jak zapewnił, jest człowiekiem uczciwym, "nie mającym związku z tym, co funkcjonuje w obiegu publicznym jako afera hazardowa". - Nie jestem stroną waszej afery, całe swoje życie uczciwie zarabiałem na chleb swoją ciężką pracą - podkreślił.

Przekonywał, że "ani w tej, ani w innej sprawie nikogo nie korumpował i nikomu nic nie dawał w zamian".

- Jako przedsiębiorca muszę codziennie radzić sobie w absurdalnym świecie wzajemnie sprzecznych przepisów prawnych, pracowicie tworzonych przez posłów i zwalczać bezprawne decyzje podejmowane przez bezmyślnych urzędników, opłacanych także z moich podatków - dodał Sobiesiak.

Biznesmen pytany o pracę dla córki, powiedział, że faktem jest, że prosił ministra Drzewieckiego o pomoc w znalezieniu ciekawej pracy dla niej. Twierdzi, że jego córka chciała wziąć udział w konkursie na posadę w zarządzie Totalizatora Sportowego, ale wycofała się, gdy okazało się, że on jest przeszkodą - "bo zajmuje się hazardem".

- Działania osób publicznych w stosunku do mojej córki ograniczyły się jedynie do deklaracji pomocy, za którą nie poszły żadne konkretne czyny - mówił Sobiesiak. "Nie mogłem ujawnić źródła przecieku"

Biznesmen oświadczył, że zeznając w prokuraturze w sprawie tzw. afery hazardowej nie mógł ujawnić źródła przecieku, bo o całej sprawie dowiedział się z mediów 1 października.

Sobiesiak powiedział, że "Rzeczpospolita", która przed kilkoma dniami pisała o jego styczniowym przesłuchaniu w prokuraturze, nie opublikowała całego tekstu protokołu z przesłuchania, tylko - jak uważa - "kłamliwe streszczenie plus komentarze, które uruchomiły oszczerczą kampanię".

"Rzeczpospolita" opublikowała zeznania, jakie Sobiesiak złożył w prokuraturze. Wynika z nich, że podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku, które dotyczyło pracy Magdaleny Sobiesiak - córki biznesmena w zarządzie Totalizatora Sportowego, Marcin Rosół (współpracownik ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego) miał jej powiedzieć, by lepiej nie ubiegała się o stanowisko członka zarządu TS, bo "są donosy" na jej "tatusia".

- Chcę kategorycznie stwierdzić: nie ujawniłem w prokuraturze rzekomego przecieku, bo nie miałem pojęcia o akcji CBA przed 1 października prowadzonej wobec mnie - oświadczył Sobiesiak. Podkreślił, że nigdy nie mówił, iż były szef gabinetu politycznego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego Marcin Rosół ostrzegł jego lub jego córkę o podsłuchach CBA. Dodał, że nie wiedział nic na temat podsłuchów założonych na jego telefony.

Zaznaczył, że jego córka po spotkaniu z Rosołem 24 sierpnia 2009 roku w kawiarni "Pędzący Królik", ani później nie informowała go o działaniach CBA. - Mówię te słowa, mając świadomość, że zeznaję pod przysięgą - dodał.

- Moje wypowiedzi o KGB i CBA były komentarzem do manii podsłuchiwania wszystkich i wszystkiego. Nawiasem mówiąc, jak się okazało, nie pomyliłem się - powiedział biznesmen. Nawiązał w ten sposób do znajdujących się w stenogramach CBA cytatów z jego rozmowy z Janem Koskiem 27 sierpnia 2009 roku, podczas której mówił: Wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA - jak się spotkamy to ci powiem - donosów było tyle.

Sobiesiak zeznał, że donosy, o których mowa, a które skłoniły jego córkę do wycofania się z konkursu o stanowisko w Totalizatorze Sportowym, są - jego zdaniem - codziennością w branży hazardowej. Dodał, że wiedział, iż do Ministerstwa Finansów i innych urzędów wielokrotnie wpływały nieprawdziwe donosy na jego temat. - Wiem o tych faktach, bo za każdym razem byłem sprawdzany i za każdym razem okazywało się, że rzekome rewelacje były zmyślone - dodał.

Sobiesiak odniósł się też do cytowanych przez "Rz" jego zeznań w prokuraturze w sprawie długości znajomości ze Zbigniewem Chlebowskim, Mirosławem Drzewieckim i Grzegorzem Schetyną. Sobiesiak - jak podała "Rzeczpospolita" - powiedział w prokuraturze, że Drzewiecki, Chlebowski i Schetyna "byli jego kolegami". - Znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat - cytowała zeznania Sobiesiaka gazeta.

- Moje wypowiedzi na temat długości okresu znajomości z politykami, które stały się początkiem kłamliwych twierdzeń „Rzeczpospolitej”, nie są sprzeczne z tymi, które komisja słyszała od panów Schetyny oraz Drzewieckiego - powiedział biznesmen.

"Byłem ze Schetyną, Drzewieckim i Chlebowskim po imieniu"

- Czy znam dobrze Schetynę, Drzewieckiego i Chlebowskiego? Ja odpowiem tak: znałem ich, byłem po imieniu, jak z tysiącami ludzi, których spotkałem na swojej drodze - podkreślił Sobiesiak.

- Nie dzwoniliśmy do siebie na urodziny, oni do mnie też nie dzwonili. Nie dawaliśmy sobie prezentów, nie wiem, kto z nich ma w domu psa, a kto kota, nie interesowało mnie to - dodał biznesmen.

Nawiązał przy tym do swych wcześniejszych zeznań w prokuraturze, które opublikowała "Rzeczpospolita". Wyjaśniał, że gdy prokuratorzy pytali o to, jak długo zna Schetynę i Drzewieckiego, odpowiedział "tak jak mu się wydawało". - Nie zapamiętam, jak zapisano moją odpowiedź, ale brzmiała ona: około 15, 16, 20 lat. Co to oznacza? Że znam ich długo - powiedział Sobiesiak.

Przyznał, że "istotnie załatwiał miejsce na święta dla najlepszego, polskiego koszykarza w Zieleńcu poprzez żonę pana Schetyny". (O tym, że żona prosiła o załatwienie miejsce w ośrodku należącym do Sobiesiaka dla Adama Wójcika, "znanego koszykarza, kapitana reprezentacji Polski, wiele lat grającego w Śląsku Wrocław", mówił przed komisją szef klubu PO Grzegorz Schetyna). - Rozmawiałem dwa lub trzy razy przez telefon w tej sprawie. We wcześniejszym okresie miałem z nią częstszy kontakt z racji jej aktywności we władzach Śląska Wrocław, ale charakter tych relacji był wyłącznie sportowy - zapewniał biznesmen. Jeśli chodzi o żonę Drzewieckiego, to - jak zeznał Sobiesiak - poznał się z nią "chyba w Łodzi". - Nasze kontakty były dość incydentalne i miały związek z wydarzeniami towarzyskimi, w których uczestniczyło pół Łodzi - ocenił świadek.

O żonie Chlebowskiego mówił, że widział ją "na imprezie sylwestrowej w Zieleńcu" i - według niego - "był to jedyny kontakt".

Zapewnił ponadto, że z tego, co wie "w żadnej z firm, w której był lub jest udziałowcem lub wyłącznym właścicielem nie było nikogo z członków rodzin polityków". - I nie wiem także, aby którykolwiek z moich kontrahentów miał takie związki - dodał Sobiesiak.

W jego ośrodku w Zieleńcu natomiast - jak przekonywał - "był tylko pan Chlebowski". - Nie był ani pan Schetyna, ani pan Drzewiecki, lub członków ich rodzin nie widziałem - zaznaczył biznesmen.

Zeznał również, że nie zna b. wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda. - Nigdy z nim nie rozmawiałem ani nie telefonowałem do niego, podobnie jak nie znam większości posłów, senatorów i urzędników. Niezależnie od przynależności partyjnej, nie dążę do poznawania ich, nie szukam specjalnych kontaktów, nie finansowałem partii politycznych ani poszczególnych polityków - przekonywał Sobiesiak.

"Chlebowski miał obowiązek ze mną porozmawiać"

Ryszard Sobiesiak ocenił, że gdy w sierpniu 2008 roku interweniował u Zbigniewa Chlebowskiego ws. decyzji administracyjnej dotyczącej jego firmy, ówczesny szef klubu PO "miał obowiązek" z nim o tym rozmawiać.

Sobiesiak relacjonował swoje działania po decyzji administracyjnej Ministerstwa Finansów w sprawie nieprzedłużenia pozwolenia na działalność jednej z jego firm.

- W 2007 roku urzędnik Ministerstwa Finansów wydaje decyzję administracyjną na niekorzyść spółki, w której jestem jednym ze wspólników. Nie akceptuję motywów takiej decyzji (...) składam odwołanie - powiedział Sobiesiak. Jak zaznaczył, w czasie trwania postępowania administracyjnego postanowił "zainteresować sprawą znane mu osoby", w tym Zbigniewa Chlebowskiego.

- Czy poseł Chlebowski miał prawo rozmawiać ze mną? Nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek - mówił. - Wiedziałem, że poseł ma obowiązek przynajmniej mnie wysłuchać, a ja mam prawo o to wysłuchanie poprosić i z tego prawa skorzystałem - dodał biznesmen.

- Ja poradzę sobie bez jednej spółki, ale powiedzcie ludziom, których musiałem zwolnić, aby w czasie szalejącego kryzysu znaleźli sobie nową pracę, bo jakiś urzędas ma takie widzimisię, mimo że prawo mówi coś innego - mówił. - Jak wiecie z podsłuchów, interweniowałem bez skutku. Czy to dowód na moje potężne wpływy w Platformie? - pytał Sobiesiak.

Zwrócił także uwagę, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wyrokiem z 2009 roku uchylił decyzję ministra finansów i zasądził na rzecz Sobiesiaka od Skarbu Państwa 16,4 tys. złotych. - W ten sposób wiceministrowi Jackowi Kapicy udało się zmarnować wiele miesięcy życia wielu osób i sporo pieniędzy z budżetu - ocenił biznesmen.

- Moje straty są moją prywatną sprawą, ale ile stracił budżet. Ile podsłuchów CBA można by sfinansować, ile willi w Kazimierzu można by było kupić - ironizował Sobiesiak.

Jego zdaniem, "smutne to i groteskowe", kiedy "szef służby specjalnej (były szef CBA Mariusz Kamiński) nie wie, albo nie chce wiedzieć, czego dotyczyła interwencja, o której rozmawiałem z Chlebowskim". - Jestem pewien, że doskonale wiedział, ale kłamie, bo było mu tak wygodnie - ocenił Sobiesiak.

"O Kamińskim należy mówić Mariusz K."

Ryszard Sobiesiak stwierdził, że o b. szefie CBA Mariuszu Kamińskim należy mówić "Mariusz K.", bo toczą się przeciwko niemu postępowania prokuratorskie, a w jednej sprawie ma zarzuty.

- Aż kusi mnie, aby w tym momencie spytać panią poseł Kempę i pana Wassermanna. Nie wstydzicie się państwo, że macie znajomego pana Mariusza K. z prokuratorskimi zarzutami? Czy taki stan rzeczy was nie dyskredytuje? - powiedział i dodał, że Kamiński "okłamał prawo" wielokrotnie.

Dodał, że przez Kamińskiego został wykreowany na "strasznego człowieka". - Nikt nie powiedział o mnie jednego przyzwoitego słowa - zaznaczył. Mówił, że gdyby był zwykłym biznesmenem, a nie związanym z branżą hazardową, to cała ta historia nie byłaby wiarygodna, ciekawa ani groźna dla osób, które były jego celem. Dodał, że jest prostym człowiekiem, który ciężką pracą i uporem, wyrzeczeniami i determinacją doszedł do majątku. - Zaczynając od zera doszedłem do czegoś. W USA takich ludzi szanuje się, odwrotnie niż w naszym kraju - powiedział.

Oświadczył, że jest też człowiekiem, który "cudzego nie weźmie, ale ze swojego za darmo nie odda nawet złotówki". Dodał, że z czasów, kiedy pracował na swój majątek do dzisiaj, została mu jeszcze "pogarda do głupich, tępych, albo skorumpowanych urzędników, którzy z zawiści lub chciwości próbują odebrać mu krwawice powołując się na przepisy".

"Nigdy nielegalnie nie lobbowałem"

Sobiesiak, powiedział, że nigdy nielegalnie nie nakłaniał żadnego polityka do zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych czy w jakiejkolwiek innej ustawie.

Według materiałów CBA, Sobiesiak oraz inny biznesmen branży hazardowej Jan Kosek mieli lobbować u polityków PO Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego na rzecz wykreślenia z projektu noweli ustawy hazardowej zapisów o dopłatach do gier na automatach, na czym budżet państwa mógł stracić ok. 500 mln złotych rocznie.

Sobiesiak zaznaczył, że manipulacją, jakiej dopuścił się były szef CBA Mariusz Kamiński, było rozpowszechnienie informacji o tym, że on próbował w sposób bezprawny wpływać na kształt ustawy o grach i zakładach wzajemnych.

- Nigdy nie nakłaniałem żadnych osób do podejmowania takich działań. Znam Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego oraz Grzegorza Schetynę. Nigdy - i mówię to z całą stanowczością i przekonaniem - nie namawiałem żadnego z nich ani żadnego innego polityka, aby nielegalnie wpływał na stanowisko prezentowane w sprawie dopłat czy też w jakiejkolwiek innej sprawie ustawowej - zeznał Sobiesiak.

Sobiesiak podkreślił, że jego kontakty z politykami były zgodne z wymogami, jakie na takie relacje nakłada ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora.

- Mówiono, że politycy byli na moje posyłki. Nikogo nigdzie nie posyłałem, niczego nie sprywatyzowałem, nie zarobiłem na państwowych przetargach, do swojego majątku doszedłem ciężką pracą, to powód do dumy, a nie potępienia, które jest dzisiaj moim udziałem - podkreślił.

"Dopłaty do gier to był głupi pomysł"

Biznesmen ocenił, że plan wprowadzenia dodatkowych dopłat do gier hazardowych był "chorym" i "głupim" pomysłem.

Sobiesiak w swojej swobodnej wypowiedzi przywołał nowelizację ustawy hazardowej z 2003 r. (zalegalizowała ona m.in. automaty do gier), która - jego zdaniem - zaczęła traktować hazard na równi z każdą inną branżą gospodarki. Dodał, że dzięki temu można było płacić podatki, zatrudniać ludzi i inwestować w rozwój. - Wszystko na podstawie wydawanych koncesji i licencji rządowych - powiedział.

Dodał, że mimo to pojawił się "chory" i "głupi" pomysł wprowadzenia dopłat do gier na tej samej zasadzie, jak to mam miejsce w przypadku Totalizatora Sportowego.

- Tyle że tam mamy do czynienia z jedną operacją. Kupujący płaci za los i tyle. W kasynie czy salonie gry mamy do czynienia z setkami operacji. Klienci wpłacają i wypłacają pieniądze z żetonów. Mogą przegrać, mogą wygrać, mogą obstawić dalej. Na każdą taką operację pan Kapica (wiceminister finansów Jacek Kapica) chciał nałożyć dopłatę. Nie interesowało go, ile będzie kosztować stworzenie systemu rejestrującego, jak wielką przestrzeń do nadużyć otworzy - powiedział.

- Od początku mówiliśmy - podnieście podatki. To tańszy sposób na dodatkowe wpływy do budżetu - dodał.

Sobiesiak ocenił, że Kapica "chciał wysadzić na raz kilkaset tysięcy ludzi i budżet". Jego zdaniem "efekty pracy" wiceministra "są już dzisiaj widoczne na rynku", a za kilka miesięcy "zacznie się debata nad szukaniem nowych źródeł dla budżetu, bo potrzeba pieniędzy na ważne cele".

Pamiętajcie - zwrócił się do posłów komisji - "że budżet traci codziennie dziesiątki milionów podatków, które od roku 2003 regularnie wpływały do kasy państwa". - Dzisiaj przestają wpływać, bo pan Kapica chciał wprowadzić głupi przepis o dopłatach. Ponieważ mu się to nie udało, wprowadził takie przepisy, które de facto oznaczają likwidację tej branży - powiedział biznesmen.

"Nie odpowiem, nie pamiętam, nie wiem"

Po odrzuceniu wniosku o przesłuchanie zamknięte, Sobiesiak konsekwentnie odmawia odpowiedzi. - Nie odpowiem, nie pamiętam, nie wiem - mówi biznesmen, tylko sporadycznie odpowiadając zdawkowo na pytania. Mimo to sejmowi śledczy kontynuują przesłuchanie.

Poseł Arłukowicz zapytał o znajomość z Marcinem Rosołem. - Spotkałem się z nim może z dwa razy - odpowiedział Sobiesiak. - Czy pan Rosół jest pana kolegą? - ciągnął poseł. - A jaka jest definicja słowa kolega? Proszę mi ją podać - powiedział świadek, kończąc ten temat.

Wówczas Arłukowicz zapytał o spotkanie na cmentarzu z posłem PO Zbigniewem Chlebowskim. - Ile trwało to spotkanie? Skąd pan na nie jechał? - pytał poseł Lewicy. - Jechałem z Zieleńca - odparł świadek.

Wcześniej Arłukowicz pytał o treść podsłuchanych przez CBA rozmów Sobiesiaka. Poseł dopytywał, co biznesmen miał na myśli, gdy mówił: "Trzeba wypier... panią dyrektor", kogo uważał za idiotę, gdy mówił: "Ten idiota podpisał rozporządzenie", o co chodziło, gdy mówił "Skur... bierze łapówy".

Sobiesiak zasłaniał się niepamięcią, ale w tę wymianę zdań włączył się szef komisji Mirosław Sekuła (PO), który zwrócił się do Arłukowicza, by ten "szerzej stosował kropki". Na to śledczy odparł mu, że "sam będzie podejmował decyzję o ilości kropek, które stawia w słowach".

Następne pytanie zadał poseł Urbaniak: Czy ktokolwiek z dzisiejszych urzędników był kiedyś pana pracownikiem i czy może mieć wobec pana jakiś dług wdzięczności? - Nie przypominam sobie - stwierdził Sobiesiak.

Gdy Beata Kempa chciała się dowiedzieć, czy ma on analizy wskazujące, iż dopłaty do gier na automatach będą rozwiązaniem niekorzystnym dla budżetu państwa (Sobiesiak wspominał o nich w swoim słowie wstępnym), Sobiesiak potwierdził, że je ma. Dopytywany nie chciał już jednak powiedzieć kto i na czyje zlecenie je przygotował.

Na pytanie, ile razy widział się z Grzegorzem Schetyną po tym, jak ten został ministrem i wicepremierem, odparł, że raz. Pytany, czy "Sławek" ze stenogramów podsłuchiwanych przez CBA rozmów to Sławomir Sykucki, były prezes Totalizatora Sportowego, odpowiedział: "możliwe".

Najczęściej jednak Sobiesiak zasłaniał się niepamięcią lub mówił, że nie ma nic do powiedzenia. W takich sytuacjach szef komisji, zobligowany procedurą, mówił, że traktuje to jako wniosek o uchylenie się od odpowiedzi i uchylał ten wniosek, gdy jednak prosił biznesmena do udzielenie odpowiedzi, ten odpowiadał najczęściej: "nie mam nic do dodania".

Przewodniczący sejmowej komisji hazardowej Mirosław Sekuła z PO zaproponował kontynuowanie przesłuchania Ryszarda Sobiesiaka w trybie zamkniętym. Poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz złożył wniosek przeciwny.

Po godzinie 16.00 Franciszek Stefaniuk poinformował, że przesłuchanie Ryszarda Sobiesiaka będzie kontynuowane na posiedzeniu zamkniętym. Co ma wspólnego Sobiesiak z ustawą o hazardzie?

Według materiałów CBA dotyczących przebiegu prac nad zmianami w ustawie o grach i zakładach wzajemnych to właśnie na rzecz Sobiesiaka i Jana Koska mieli lobbować politycy PO Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. Zarówno Chlebowski jak i Drzewiecki, którzy zeznawali już przed komisją, zaprzeczyli temu.

Były szef CBA Mariusz Kamiński zeznał przed komisją, że Biuro zaczęło rozpracowywać Sobiesiaka w lipcu 2008 r., a 18 lipca 2008 r. pojawiły się pierwsze rozmowy biznesmena wskazujące na jego zainteresowanie projektem noweli ustawy hazardowej.

Według zeznań Kamińskiego Sobiesiak dowiedział się o zainteresowaniu Biura jego osobą pod koniec sierpnia 2009 roku w wyniku przecieku, którego ostatnim ogniwem był Marcin Rosół (współpracownik ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego). Kamiński przedstawił wersję, według której Rosół powiedział o akcji CBA córce Sobiesiaka, Magdalenie podczas spotkania 24 sierpnia 2009 roku. Według zeznań Kamińskiego po spotkaniu z Rosołem Magdalena Sobiesiak wycofała się też z ubiegania się o stanowisko członka zarządu Totalizatora Sportowego.

Kamiński podczas swoich zeznań zwracał uwagę na zabiegi Sobiesiaka zmierzające do umieszczenia córki w Totalizatorze Sportowym (jej kandydaturę do resortu skarbu zgłosił Marcin Rosół, wskazując, że rekomenduje ją ministerstwo sportu; sam Drzewiecki mówił komisji, że nie zajmował się załatwianiem pracy dla córki Sobiesiaka). Kamiński cytował rozmowę Sobiesiaka ze Sławomirem Sykuckim, byłym prezesem Totalizatora Sportowego, który mówił: "Można tak podzielić rynek, że Totalizator będzie miał pieniądze i wszyscy prywatni będą mieli, Magda tylko się musi trochę słuchać". Zdaniem byłego szefa CBA chodziło o "nieformalne podzielenie rynku".

W swoich zeznaniach Drzewiecki i Chlebowski zaprzeczyli, by lobbowali w interesie biznesmenów branży hazardowej. Starali się też pomniejszyć znaczenie swojej znajomości z Sobiesiakiem. Drzewiecki powiedział, że mimo iż na podstawie stenogramów rozmów podsłuchanych przez CBA jego znajomość z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem może sprawiać wrażenie "dużej zażyłości", naprawdę sprowadzała się do spotkań na turniejach golfa i innych imprezach sportowych. Zaznaczył, że nie bywał u Sobiesiaka w domu ani w jego pensjonacie w Zieleńcu. Zapewniał, że nie rozmawiał z nim na temat jego interesów, także tych związanych z hazardem.

Z kolei Chlebowski powiedział, że Sobiesiak jest jego znajomym, z którym rozmawiał czasem telefonicznie, a czasem spotykali się osobiście. Dodał, że dwa razy był w należącym do Sobiesiaka ośrodku w Zieleńcu, w tym raz na Sylwestra ze znajomymi, za co zapłacił. Przyznał też, że rozmawiał z Koskiem i Sobiesiakiem na temat ustawy hazardowej. Jak zaznaczył, w tych kontaktach biznesmeni sygnalizowali mu niebezpieczeństwa wynikające z ustawy hazardowej, mające wpływ na dochody budżetu państwa.

Z kolei były wicepremier i szef MSWiA, obecnie szef klubu PO Grzegorz Schetyna powiedział, że Sobiesiaka zna od 2003 r., a znajomość ta trwała "intensywnie" do 2005 roku. Przedstawiając okoliczności zawarcia znajomości z biznesmenem, Schetyna przypomniał, że od 1994 do 2006 r. zajmował się prowadzeniem klubu koszykarskiego Śląsk Wrocław. W 2003 r. współwłaściciele piłkarskiego klubu Śląsk Wrocław - w tym Sobiesiak - poprosili klub koszykarski o pomoc, ponieważ ich drużyna spadła do III ligi. Schetyna zaznaczył, że nie była to propozycja biznesowa, tylko działania na rzecz uratowania klubu piłkarskiego.

Na czwartkowym posiedzeniu komisja ma ponadto przesłuchać Tomasza Arabskiego, szefa kancelarii premiera Donalda Tuska.

Źródło artykułu:PAP
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także