Snajperzy w Magdalence byli zbędni?
Nie było sensu, by w policyjnej akcji w Magdalence uczestniczyli snajperzy - uważają b. dowódca GROM płk Roman Polko i antyterrorysta Edward Misztal. Zeznawali oni w charakterze świadków przed Sądem Okręgowym w Warszawie w procesie oskarżonych o nieprawidłowości w czasie tamtej akcji.
04.03.2017 19:10
Obaj uczestniczyli w pracach zespołu powołanego przez Komendanta Głównego Policji do zbadania przebiegu akcji.
Edward Misztal wskazywał, że udział strzelców wyborowych w akcji nie miał sensu ze względu na odległość od celu. Użycie celowników optycznych jest możliwe przy odległości co najmniej 100 metrów, bo tak są one wyskalowane. Tam było około 30-50 metrów - wyjaśnił. Płk Polko podkreślił natomiast, że snajperzy nigdy nie są wykorzystywani przy ewakuacji rannych, bo skuteczniejsza jest zapora ogniowa.
Także - zdaniem innego członka zespołu powołanego przez KGP Jerzego Szafrańskiego - udział policyjnych snajperów w Magdalence był bezcelowy. Obowiązują ich bowiem procedury, zgodnie z którymi musieliby oni oddać strzał ostrzegawczy i krzyknąć "Stój, bo strzelam" - przekonywał.
Oskarżeni w procesie - to b. wiceszef stołecznej policji Jan P., była naczelnik wydziału do walki z terrorem kryminalnym komendy stołecznej Grażyna Biskupska oraz były dowódca pododdziału antyterrorystów Jakub Jałoszyński. Prokuratura zarzuca im nieumyślne spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia policjantów, nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu oraz niedopełnienie obowiązków w trakcie przygotowania i przeprowadzenia akcji. Zarzuty różnią się nieznacznie, w zależności od zakresu kompetencji oskarżonych.