SN: oburzenie i protest przeciw bezpodstawnemu pomawianiu sędziów
"Oburzenie oraz zdecydowany protest przeciwko bezpodstawnemu pomawianiu" sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego o działania korupcyjne i zachowania niezgodne z etyką sędziowską wyrazili I prezes Sądu Najwyższego oraz szef i sędziowie izby cywilnej tego sądu.
11.10.2012 | aktual.: 11.10.2012 16:51
W ten sposób w przekazanym oświadczeniu odnieśli się oni do ostatnich publikacji "Gazety Polskiej Codziennie" na temat sprawy rzekomej korupcji w wymiarze sprawiedliwości. W środowym tekście "Seremet chroni kolegów przed prokuraturą" napisano, że "jedną z kluczowych postaci tej afery jest sędzia SN (...), dobry znajomy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta". Gazeta podaje nazwiska sędziów, którzy - jej zdaniem - byli przedmiotem operacji specjalnej CBA o kryptonimie "Alfa". Temat jest kontynuowany w dzisiejszym wydaniu gazety.
W związku z tymi publikacjami Pierwszy Prezes SN Stanisław Dąbrowski, szef Izby Cywilnej SN Tadeusz Ereciński oraz sędziowie tej izby wyrazili "oburzenie oraz zdecydowany protest przeciwko bezpodstawnemu pomawianiu niektórych sędziów Izby o działania korupcyjne i zachowania niezgodne z etyką sędziowską".
"Zawarte w doniesieniach prasowych spekulacje, pełne sprzeczności i niedomówień, nieprawdziwe i niemające pokrycia w faktach, w sposób niedopuszczalny podważają autorytet sędziów i zaufanie do najwyższego organu wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Powoływanie się na niesprawdzone, pochodzące z niewiadomego źródła informacje narusza standardy obowiązujące w państwie prawa, nie służy umacnianiu instytucji Państwa, godzi nie tylko w autorytet sędziów Sądu Najwyższego, ale również w autorytet Państwa" - czytamy w oświadczeniu.
Autorzy wyrazili przekonanie, że "zniesławianie osób publicznych, oparte na rzekomych przeciekach z tajnych materiałów, zostanie właściwie ocenione przez powołane do tego organy oraz opinię publiczną".
Sąd Najwyższy czeka na informacje od Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie na temat tajnego śledztwo w sprawie rzekomej korupcji w szeroko pojętym wymiarze sprawiedliwości. Jak pisano w mediach, śledztwo prowadzono w oparciu o informacje zdobyte w toku działań operacyjnych CBA. Zasadniczy wątek śledztwa miał dotyczyć pośrednictwa w załatwieniu korzystnych orzeczeń sądowych w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu oraz powoływania się na wpływy w SN.
Powodem umorzenia było stwierdzenie prokuratury, że materiał operacyjny CBA zgromadziło bez podstawy prawnej i wbrew przepisom o CBA, a ówczesny szef CBA wyłudził zgodę na stosowanie podsłuchu na podstawie faktów niezgodnych z rzeczywistością. W toku śledztwa "nie zgromadzono materiałów uzasadniających podnoszenie zarzutów popełnienia przestępstw korupcyjnych wobec sędziów SN".
Były szef CBA Mariusz Kamiński (dziś poseł i wiceprezes PiS) zwrócił się do Seremeta o kontrolę zasadności umorzenia tego śledztwa. Decyzja będzie analizowana w PG. Praska prokuratura okręgowa w Warszawie od lutego prowadzi zaś śledztwo dotyczące możliwego przestępstwa przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy CBA podczas tej operacji.
Tydzień temu Dąbrowski wystąpił z kolei do Seremeta o informacje, czy CBA zebrało dowody świadczące o nieprawidłowościach w SN - a jeżeli tak, jakie to były materiały. Materiały te jeszcze do SN nie wpłynęły.
Według mediów jeden z sędziów SN miał pomóc rozpracowywanemu przez CBA pośrednikowi w napisaniu pisma procesowego do SN, które inny sędzia SN - po kontakcie z tym pośrednikiem - przyjął potem do rozpoznania przez SN. Zdaniem Dąbrowskiego taka pomoc sędziego SN byłaby "naganna i uzasadniałaby ściganie dyscyplinarne" - podkreślił, że nie ma żadnych takich informacji "pozwalających rzucać cień podejrzenia na nieskazitelność charakteru któregokolwiek z sędziów SN".
Jak dodał, sprawa wynikła z tego, że "pewien pan przegrał sprawę w SN i poszedł do CBA zawiadamiając, że dał łapówkę osobie lub osobom podającym się za pośredników w kontaktach z sędziami, a mimo to przegrał sprawę". - To nie daje żadnych podstaw do sugerowania korupcji w SN - podkreślił.
Krakowska prokuratura ogłosiła w środę, że chce, aby zbadać, jak doszło do przecieku informacji z jej śledztwa do "Gazety Polskiej Codziennie". Kodeks karny przewiduje za ujawnienie lub wykorzystanie wbrew przepisom ustawy informacji stanowiącej tajemnicę państwową karę od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.