Smoleńscy wdowcy przerywają milczenie
W katastrofie pod Smoleńskiem stracili żony. Teraz próbują oswajać puste domy. Mają dość politycznej i medialnej jatki. Ale musieli zabrać głos - pisze "Wprost".
Smoleńscy wdowcy mówią to samo: najtrudniej jest zasypiać w pustym łóżku. Ale to nie jedyny ból tych, którzy stracili kochane żony. "Co powiedzieć czteroletniej córeczce, kiedy pyta, dlaczego mama jest na obrazku w centrum Warszawy?" - pisze Krzysztof Wasita, wdowiec po Katarzynie Doraczyńskiej, pracownicy kancelarii prezydenta. Ale tym, którzy nie mają małych dzieci też nie jest łatwo. - Trudno układać sobie życie na nowo, jak ma się 55 lat - gorzko stwierdza Jacek Świat, któremu pod Smoleńskiem zginęła żona Aleksandra, posłanka PiS.
Ból bliskich potęgują kolejne informacje, które pojawiają się w mediach. Dlatego, niewidoczni do tej pory, smoleńscy wdowcy zabrali głos. Pierwszy wystąpił publicznie Paweł Deresz, wdowiec po Jolancie Szymanek-Deresz z SLD. - Dla politycznej wojny nie można żerować na ludzkim nieszczęściu - apelował.
W zeszłym tygodniu wdowcy pojawili się w prokuraturze, na spotkaniu z rodzinami ofiar katastrofy. Wielu z niego wyszło, bo doszło do politycznej przepychanki.
- Do samolotu wsiedli wszyscy razem, niezależnie od poglądów. Dlaczego teraz polityka dzieli rodziny ofiar? - pyta Albert Węcławek, funkcjonariusz BOR, który w katastrofie stracił żonę Agnieszkę, stewardesę.
- Politycy nie liczą się z bólem krewnych ofiar, jaki wywołują swoimi wypowiedziami - mówi Jacek Świat, mąż Aleksandry Natalii-Świat.