Śmiertelny atak mieczem samurajskim. Kobieta usłyszała wyrok
Dziewięć lat więzienia - taki wyrok usłyszała Joanna R., której prokurator zarzucił zabójstwo mężczyzny na Bałutach w Łodzi. We wrześniu 2020 r. zadała ona ofierze cios mieczem samurajskim, który pokrzywdzony miał w swojej kolekcji. Dwa dni później mężczyzna zmarł w szpitalu.
Sąd Okręgowy w Łodzi skazał Joannę R. nie za zabójstwo, jak chciał prokurator, ale za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu człowieka, którego skutkiem była śmierć. Grozi za to od pięciu lat więzienia do dożywocia włącznie.
Oskarżona usłyszała wyrok za atak mieczem samurajskim
- Po przeprowadzeniu rozprawy sąd zmodyfikował kwalifikację prawną czynu zarzucanego oskarżonej w akcie oskarżenia i wymierzył jej karę dziewięciu lat pozbawienia wolności - powiedziała rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi sędzia Iwona Konopka.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca kobiety mecenas Katarzyna Stepułajtis zapowiedziała wystąpienie do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Gdy wpłynie, będziemy składać apelację. Sąd dostrzegł elementy, które wskazywała obrona i wziął je pod uwagę przy zmianie kwalifikacji czynu i wymiarze kary. Sąd przyjął taką konstrukcję, że nastąpiło dobrowolne odstąpienie od zamiaru pozbawienia życia, zatem stwierdził, że oskarżona nie odpowiada za skutek w postaci zgonu pokrzywdzonego i to jest dla obrony najważniejsze - mówiła po ogłoszeniu wyroku obrońca oskarżonej.
Nie wiadomo, jakie motywy wziął pod uwagę sąd, zmieniając kwalifikację czynu, bo na wniosek obrońcy oskarżonej Sąd Okręgowy w Łodzi wyłączył jawność rozprawy w całości, uznając, że przemawia za tym ważny interes prywatny oskarżonej.
Policja po dwóch latach znalazła nieścisłości w zeznaniach
Do tragedii doszło 18 września 2020 r. w kamienicy przy ul. Bema w Łodzi. Adam Ś. mieszkał tam sam. Od lat kolekcjonował broń białą - na ścianie w pokoju wisiały maczety, bagnety i miecze samurajskie.
Mężczyznę regularnie odwiedzała Joanna R. To ona tamtej nocy miała znaleźć rannego Adama Ś. i wezwała pomoc. Mimo błyskawicznej operacji Adam Ś. dwa dni później zmarł w szpitalu. Przed śmiercią został przesłuchany i nawet wtedy chronił kobietę, tłumacząc, że zaatakowali go trzej mężczyźni.
Zeznania kobiety również były wiarygodne. Miała klucze do mieszkania, bywała tam, czasem nocowała. Wieczorem, kiedy doszło do zdarzenia miała być na spacerze z psem, po powrocie z którego znalazła mężczyznę w kałuży krwi.
Po ponad dwóch latach śledztwa policjanci znaleźli nieścisłości w zeznaniach. Dotarli też do nagrania z monitoringu, które obaliło wcześniejsze zeznania kobiety. Kamera nie zarejestrowała ani trzech mężczyzn, ani kobiety wracającej z psem ze spaceru. Joanna R. w ogóle nie wychodziła z mieszkania.
W styczniu ub. roku kobietę zatrzymano i osadzono w areszcie. Przesłuchana przez prokuratora złożyła obszerne wyjaśnienia. Opowiedziała o tragicznej nocy, przyznając, że była wtedy u Adama Ś. Pokłócili się o to, że mężczyzna zrobił w domu bałagan. W czasie awantury chwyciła za jeden z wiszących na ścianie samurajskich mieczy i ugodziła nim mężczyznę.
Dolny Śląsk. Kolejny atak z użyciem miecza samurajskiego
Również kilka dni temu, w piątek, doszło do napaści z użyciem miecza samurajskiego. Zdarzenie miało miejsce w Boguszowie-Gorcach na Dolnym Śląsku. W poniedziałek napastnik został doprowadzony do prokuratury i usłyszał zarzuty, równocześnie zarzuty usłyszało też dwóch innych mężczyzn - informował sierżant sztabowy Aleksander Karkosz z Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu.
- Mężczyzna zadający ciosy mieczem samurajskim usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa, został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące - podał policjant z KPP w Wałbrzychu. Podczas przesłuchania napastnik miał przyznać się do winy.
Dwie pozostałe osoby, które mu towarzyszyły, usłyszały zarzuty nieudzielenia pomocy osobie, która takiej pomocy potrzebowała, a ta pomoc nie naraziłaby ich na utratę życia i zdrowia - wyjaśnił funkcjonariusz.
Czytaj też:
Źródło: PAP, Wirtualna Polska