Śmiergusty, czyli lany poniedziałek w Beskidzie
Prawdziwe śmiergusty są tylko wtedy, gdy sień domu jest pełna wody - powiadają górale z Beskidu
Śląskiego. Zwyczaj lanego poniedziałku, zwanego w górach
śmiergustami, rozpoczynał się w nocy z pierwszego na drugi dzień
świąt Wielkiej Nocy. W tym czasie w zwyczajach dominuje symbolika
wody.
Woda w góralskiej tradycji zawsze miała moc oczyszczającą, toteż chłopcy chcąc oczyścić dziewczęta z tego co złe, musieli je dobrze polać wodą. Nocą radości było moc. Kiedy chłopcy przychodzili, wyciągali dziewuchy spod pierzyny i polewali wodą. Nikt nie powinien się z tego powodu obrażać - opowiada kustosz Muzeum Beskidzkiego w Wiśle Małgorzata Kiereś.
Rankiem w śmiergustowy poniedziałek po domach w Beskidzie Śląskim chadzały moiczkule. Były to trzy dziewczynki trzymające w ręku moiczki, czyli zielone drzewka przystrojone wstążkami. Chodząc od domu do domu śpiewały: "Moiczek zielony, pięknie przystrojony; zdało nom się, zdało, że w polu gorzało; a to Janiczkowi oczka czerwieniały".
Gdy dziewczęta już swoje odśpiewały, potrząsały drzewkiem mówiąc: "Moiczek zielony, pięknie przystrojony". Gospodarze dawali im najczęściej pieniądze, gdyż dziewczęta pochodziły zwykle z biednych rodzin. Moiczkule nie były polewane. Były wyjęte spod prawa śmiergusta.
Śmiergustowy dzień kończył się w karczmie przy skrzypkach. Chłopcy polewali pełnymi wiadrami dziewczęta, a potem przytuleni i mokrzy tańczyli polki i walczyki - opowiada Kiereś. (mila)