Chłopiec nie żyje. Tylko 4-latek wie, co się wydarzyło
- Nie wiemy, co tam się wydarzyło. Nie było świadków, a na klatce nie ma monitoringu - przekazała WP Ewa Dziadczyk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. W piątek około godziny 15 miała rozpocząć się sekcja zwłok 7-letniego chłopca, który zginął na klatce schodowej w Białogardzie.
Do tragedii doszło w czwartek w kamienicy przy ulicy Wojska Polskiego w Białogardzie. Początkowo media podawały, że podczas zabawy dwaj chłopcy zderzyli się głowami, po czym jeden z nich upadł. Dziecko było reanimowane, ale nie udało się uratować jego życia.
W piątek prokuratura w rozmowie z WP przekazała, że "nie wiadomo dokładnie, co się wydarzyło". Śledczy mówią, że jedynym świadkiem całego zdarzenia jest 4-latek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mokotów 2 tygodnie po ulewie. "Samochody tańczyły jak klocki lego"
- Potwierdzoną informacją jest to, że chłopcy biegli po schodach w kamienicy i wyprzedzili osobę dorosłą, która się nimi opiekowała. Chwilę później 4-latek przybiegł do babci i powiedział, że starszemu dziecku coś się stało. Kobieta zastała starsze dziecko nieprzytomne, leżące na posadce. Wezwała pomoc - powiedziała prok. Ewa Diadczyk.
- To stara kamienica, na klatce schodowej nie było kamer. Nie było też bezpośrednich świadków. Obaj chłopcy byli spokrewnieni z kobietą, która się nimi opiekowała. Dla 4-latka to babcia, a dla 7-latka to mama - wyjaśniła.
Sekcja zwłok w piątek
Prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci.
- Dalsze czynności będą uzależnione od wyników sekcji zwłok 7-latka. Sekcję zaplanowano na piątek około godziny 15 - podsumowała prokurator.
Czytaj też: