Śmieci z Salwadoru nie trafią do Dąbrowy Górniczej
Toksyczny problem mieszkańców Dąbrowy Górniczej rozwiązany. Ponad 70 ton niebezpiecznych odpadów z Salwadoru jednak nie zostanie przetworzone przez lokalne przedsiębiorstwo utylizacji śmieci. Po rozmowie z wiceministrem środowiska, Januszem Ostapiukiem, prezes firmy Sarp Industri podjął decyzję o tym, że zakład w Dąbrowie Górniczej nie przyjmie odpadów - czytamy na stronie internetowej Ministerstwa Środowiska.
Kwestia 70 ton niebezpiecznych odpadów z Salwadoru, które planowano unieszkodliwić w instalacji firmy Sarp Industri w Dąbrowie Górniczej, była w ostatnich dniach przedmiotem wielu publicznych dyskusji. "Mimo bezpiecznego działania firmy, nie udało się rozwiać obaw opinii publicznej" - czytamy w komunikacie.
Minister środowiska Maciej Grabowski na swoim blogu oświadczył, że "potrzebujemy w Polsce większego zaufania do działań inspekcji ochrony środowiska". Dlatego jutro wiceminister środowiska, Janusz Ostapiuk, spotka się w Dąbrowie Górniczej z prezydentem miasta, wojewódzką inspektor ochrony środowiska i przedstawicielami lokalnej społeczności. Będą rozmawiać na temat instalacji unieszkodliwiania odpadów oraz stanu środowiska w regionie.
Zgodę na utylizację odpadów w miejscowej spalarni wydał Główny Inspektor Ochrony Środowiska. Przedstawiciele spalarni zapewniali, że nie ma żadnego powodu do obaw i informowali, że to zakład z Polski przygotowywał transport i zadbał o bezpieczeństwo ładunku. O prawidłowym zabezpieczeniu, monitorowaniu i bezpieczeństwie procesu utylizacji zapewniało też Ministerstwo Środowiska.
Protesty mieszkańców
Sprawa transportu odpadów do Polski wywołała pod koniec listopada protesty mieszkańców Strzemieszyc - dzielnicy Dąbrowy Górniczej. Stało się tak mimo zapewnień ze strony firmy utylizującej śmieci, że wszystko odbędzie się z zachowaniem odpowiednich rygorów i mieszkańcy są bezpieczni.
Do Dąbrowy Górniczej zwożone są śmieci z całej Polski. Mieszkańcy od wielu lat wyrażali swoje oburzenie, że do ich okolicy trafiają szkodliwe odpady z całego kraju i Unii Europejskiej.
- Na podstawie konwencji bazylejskiej możliwy jest transport szkodliwych odpadów w celu ich unieszkodliwienia do innych krajów. Ponieważ Salwador nie posiada odpowiedniej technologii, a Stany Zjednoczone nie są stroną konwencji, rozpisano przetarg międzynarodowy. Nasza firma wzięła w nim udział i został on rozstrzygnięty na naszą korzyść – tłumaczyła pod koniec listopada w rozmowie z WP.PL Barbara Farmas, wiceprezes zarządu spółki Sarpi.
- Odpady te trafiają do nas, ponieważ jesteśmy jednym z niewielu zakładów w Europie, które mają ku temu odpowiednie warunki. Śmieci zostaną zniszczone w procesie spalania w temperaturze powyżej 1100 stopni Celsjusza. Posiadamy wielostopniowy system oczyszczania spalin, dzięki tej nowoczesnej technologii spalone pestycydy nie stanowią już żadnego zagrożenia - tłumaczyła Farmas.