Trwa ładowanie...
Smacznego antybiotyczku
Źródło: Getty Images
26-06-2020 16:04

Smacznego antybiotyczku

Jest rok 1948. Thomas Jukes pracuje w firmie produkującej antybiotyki i nie lubi, jak coś się marnuje. Robi więc doświadczenie. Kilka dekad później jego wynik stworzy jedno z największych zagrożeń dla ludzkości.

Antybiotyki: poziom podstawowy

W latach 40. XX wieku antybiotyki były już dobrze znane, ale na rynku istniało ich zaledwie kilka. Wytwarzanie antybiotyków było żmudne. Proces przebiegał podobnie produkcji piwa: weź odpowiednie mikroorganizmy, karm je węglowodanami, dodaj trochę wody, czekaj aż dojdzie do fermentacji. Oddziel z mieszaniny produkt wytworzony przez bakterie (tu: antybiotyk) i wykorzystaj go.

Źródło: Getty Images, fot: Bill Peters

Gdybyście kilka dekad temu pracowali w firmie wytwarzającej antybiotyki według powyższego przepisu, po produkcji zostałoby wam wielkie naczynie wypełnione klejącą, przefermentowaną mazią, w skład której wchodziłyby wymęczone bakterie oraz resztki z procesów, w których brały udział. Większość pracowników utylizowała tę maź. Ale Thomas Jukes, człowiek praktyczny, postanowił, że znajdzie sposób, żeby ją wykorzystać i na niej zarobić [1, 2, 3, 4 - źródła na końcu tekstu].

d3fk7jj

Antybiotyki: poziom średniozaawansowany

Potencjalnych klientów Jukes widział w hodowcach zwierząt gospodarskich. Postanowił sprawdzić, czy poprodukcyjną breję z jego fabryki można wykorzystać w charakterze suplementu diety dla drobiu. Chciał wiedzieć, czy zwierzęta w ogóle zjedzą to, co im zaoferuje i czy ich właściciel będzie miał z tego jakieś korzyści. Kupił kilka stad kurcząt i zaczął je karmić. Podawał ptakom wszystko, co znalazł na rynku dodatków dietetycznych, a jednemu stadku kurcząt dodał do paszy resztki pozostałe po produkcji antybiotyków [4].

Ptaki grzecznie spożywały karmę z suplementami przez kilka tygodni. W pierwszy dzień świąt, 25 grudnia 1948, Jukes powiedział "sprawdzam". Stawiał kolejno wszystkie ptaki na wadze i zapisywał wyniki. A te przerosły jego najśmielsze oczekiwania.

Kurczęta skarmiane resztkami po produkcji antybiotyków były większe od tych z grupy kontrolnej. Znacznie większe. Ich masa ciała wynosiła około 200 procent masy osiąganej przez "zwykłe" ptaki [4]. Antybiotykowe kurczęta wyglądały jak przedstawiciele innego gatunku – potężnie zbudowane, wielkie, ciężkie. Mięso na nogach – o to dokładnie chodziło.

Jukes dobrze wykorzystał żyłę złota, na którą trafił. Swoje dodatki do paszy nazwał promotorami lub stymulatorami wzrostu i zaczął je sprzedawać farmerom. W ciągu 5 lat ilość antybiotyków dodawanych do paszy zwierząt w celu przyspieszenia ich wzrostu przekroczyła 220 ton w samych tylko Stanach Zjednoczonych.

Źródło: Getty Images, fot: Scott Olson

Współcześnie wartości są znacznie wyższe. Obecnie farmerzy z USA podają zwierzętom około 14 tysięcy ton antybiotyków rocznie, zaś w skali globalnej jest to mniej więcej 119 tysięcy ton [1, 2, 3, 4]. Dla jasności – nie mówimy tu o sytuacji, w której zwierzę jest chore i wymaga podania leku. Chodzi o rutynowe podawanie antybiotyków zdrowym zwierzętom.

W tym miejscu trzeba postawić dwa pytania.

d3fk7jj

Po pierwsze: dlaczego karmienie zwierząt antybiotykami tak bardzo przyspiesza ich wzrost? Po drugie – co w tym złego?

Ani sam Jukes, ani farmerzy, którym sprzedawał "ambrozję dla zwierząt", nie mieli pojęcia, na czym polega mechanizm antybiotykowego stymulowania wzrostu. Kto by się jednak przejmował takimi głupotami jak mechanizm działania… Zwierzęta rosły na potęgę, więc leki leciały do paszy jak majeranek do barszczu.

Dziś wiemy, że przyczyn jest wiele. Przede wszystkim antybiotyki modyfikują skład miokrobiomu jelitowego zwierząt (czyli składu bakterii w ich jelitach – red.) i przyczyniają się do lepszego wykorzystania energii pozyskanej ze spożywanego pokarmu. A więcej energii to szybszy wzrost i rozwój.

Dodatkowo, antybiotyki podawane profilaktycznie zapobiegają rozwojowi infekcji u tych zwierząt, które przechodzą je podklinicznie (czyli są chore, ale nie widać u nich objawów) [5, 6, 7, 8]. Gdy poszczególne osobniki żyją w ogromnym ścisku, o infekcje jest bardzo łatwo.

Zwłaszcza, gdy do stłoczenia dojdą fatalne warunki higieniczne. Zamiast więc czekać, aż zwierzę zachoruje (albo sprzątnąć mu odchody spod nóg), "lepiej" podawać mu antybiotyki non stop, żeby do pełnoobjawowej infekcji nigdy nie doszło. Proste? Proste.

Antybiotyki: poziom zaawansowany

No to teraz zastanówmy się, co w tym złego, że kurczak dostaje antybiotyki na śniadanie, obiad i kolację. Przynajmniej będzie zdrowy, prawda? No, nie do końca.

Antybiotyki stosowane jako stymulatory wzrostu podawane są w znacznie mniejszych jednorazowych dawkach, niż te leki, które daje się zwierzętom chorym. To tak, jakbyście chcieli pokonać hydrę i codziennie ucinali po jednej z jej głów, a potem ze zdziwieniem obserwowali, jak bestia robi się coraz silniejsza.

Podobnie dzieje się, gdy poddajemy bakterie częstemu działaniu niewielkich dawek antybiotyków. Farmaceutyk zniszczy wprawdzie te mikroorganizmy, które były najbardziej wrażliwe, ale za to pozostawi całą armię opornych na jego działanie "głów hydry".

Najbardziej gorzkie jest to, że znamy tę zależność od samego początku, a jednak nadal popełniamy te same błędy. W 1945 roku Alexander Fleming otrzymał Nagrodę Nobla za odkrycie penicyliny i został – jak każdy noblista – poproszony o wygłoszenie przemowy. Trzy lata przed eksperymentem Thomasa Jukesa, noblista ostrzegł: "istnieje niebezpieczeństwo, że jakiś człowiek wykazujący się ignorancją zastosuje zbyt małe dawki leku, które będą niewystarczające żeby zabić bakterie, ale uczynią je opornymi" [9].

d3fk7jj

Idę o zakład, że Fleming w najgorszych koszmarach nie przewidywał, jak wielkim lekceważeniem wykaże się nie jeden ignorant, lecz cała ludzkość. Flemingowska klątwa Kasandry ziściła się na nieprawdopodobną skalę.

Wyobraźcie sobie dwuszalkową wagę, która w magiczny sposób potrafi "zważyć czas". Na jednej z szalek kładziecie kilkadziesiąt lat, a na drugiej… kilka miliardów lat. Ta waga, to my i bakterie. One biorą udział w biochemicznej wojnie od początków życia na Ziemi; my – od lat czterdziestych minionego wieku. Przez te wszystkie miliardy lat mikroorganizmy konkurowały ze sobą w ten sam sposób: jedne wytwarzały broń biochemiczną (antybiotyk), inne się na nią uodparniały. Pojawienie się na scenie człowieka nie zmieniło zwyczajów bakterii. Nadal reagują tak samo - my próbujemy je zabić, one wykształcają oporność [4].

Źródło: Getty Images, fot: by Anton Novoderezhkin

Penicylina została odkryta w 1943 roku. Już w 1945 zanotowano pierwsze oporne na nią szczepy. Wankomycyna pojawiła się w 1972 roku, bakterie odpowiedziały opornością 16 lat później. Daptomycyna - jeden z najnowszych antybiotyków na rynku, została pozyskana w 2003, a doczekała się pierwszego opornego szczepu już rok po pierwszym zastosowaniu [4].

Za każdym razem, gdy stosujemy jakiś antybiotyk, ponosimy ryzyko. Kiedy lek podawany jest z powodu choroby, stawiamy na jednej szali zdrowie i życie osoby chorej, a na drugiej szali - potencjalną oporność. Ważymy te dwie wartości. Zdrowie i życie przeważa, dlatego decydujemy się na zastosowanie leku. Ale kiedy podajemy antybiotyki zdrowym zwierzętom gospodarskim, szala ryzyka uderza z trzaskiem o podłoże. Tu nie ma korzyści. Jest tylko ryzyko. No chyba, że, zamiast przeprowadzić bilans zysków i strat, posłuchamy zwykłej chciwości - niepohamowanego pragnienia, by mieć jeszcze więcej, jeszcze szybciej, jeszcze taniej, jeszcze częściej.

d3fk7jj

Antybiotyki: poziom polskiego cwaniaka

Jaka jest skala tego zjawiska? Od 2006 roku w całej Unii Europejskiej obowiązuje całkowity zakaz podawania zwierzętom antybiotyków w celach innych, niż lecznicze. A zatem, od 14 lat powinno być wszystko w porządku, tak? Nie bardzo. Wiele krajów (przede wszystkim Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny) nadal lekką ręką sypie antybiotyki do paszy. Zużywają do tego celu tak wiele leków, że 80% całej produkcji ląduje właśnie w korytkach i poidłach zwierząt przeznaczonych na ubój.

No tak, ale my mieszkamy w Europie, więc nie dokładamy kolejnej zapałki pod ten stos… Oficjalnie – zgadza się. Niestety, praktyka pokazuje, że wciąż nie zrozumieliśmy, z jak wielkim zagrożeniem mamy do czynienia. Lekarze weterynarii pracujący w terenie nie pozostawiają złudzeń: w produkcji zwierzęcej panuje wolna amerykanka.

- [Hodowcy] podają wszystko jak leci, nie tylko antybiotyki i nie tylko jako promotory wzrostu - mówi lekarz weterynarii Grzegorz Brudnicki, który od kilku lat pracuje w terenie. - Ceftiocyl [antybiotyk trzeciej generacji z grupy cefalosporyn] żeby łożysko lepiej odeszło, Shotapen na "wzmocnienie" maciory po porodzie albo dla własnego widzimisię to norma. Raz byłem u gościa, który miał flaszkę amoksycyliny L.A. i stosował ją u krów na infekcję dróg oddechowych. Tyle, że dawał im po 2,5 ml dziennie na krowę 650 kg [podczas, gdy prawidłowe dawkowanie to około 1 ml na 10 kg masy ciała].

- Niestety, zgodzę się – dodaje lekarka weterynarii, która pragnie pozostać anonimowa. - U mnie na terenie jest "hurtownia" wszelkich leków dla zwierząt gospodarskich. Jak otworzyłam lecznicę, klienci byli bardzo podejrzliwi - czemu chcę paszport krowy [do którego wpisuje się szczegóły leczenia]. I wyszło, że w tej drugiej lecznicy kupują.

Źródło: Getty Images, fot: Melanie Stetson Freeman

Skoro stosowanie antybiotyków w celach innych, niż terapeutyczne, jest zakazane w Unii Europejskiej, to jakim cudem tony niebezpiecznych substancji lądują w organizmach zwierząt? Niby leki na receptę (a do takich należą antybiotyki) nie mogą być kupowane przez dowolnych chętnych. Ale jak ktoś się potrafi "zakręcić", bez trudu dostanie lek – na przykład poprzez znany chiński serwis sprzedażowy. Drugie źródło to postępujące nieetycznie lecznice weterynaryjne.

d3fk7jj

- Kontrole można o kant d..y rozbić, bo handlarze wypadają na nich najlepiej. Mają czas przygotowywać papiery na szóstkę z plusem - mówi lek. wet. Przemysław Sosnowski. - Dramatem są też technicy weterynarii, którzy leczą [mimo, że nie mają do tego ani odpowiedniej wiedzy, ani uprawnień]. Rolnicy już sami nie wiedzą czasem kto jest kto, bo i ten doktór i ten. Do wielu hodowców nie dociera, że im mniej leków pakują w zwierzęta, tym lepiej dla portfela. Jest trochę hodowców świadomych. Wielkość gospodarstwa nie ma tu znaczenia. Mamy klientów posiadających kilka zwierząt, u których profilaktyka i dobrostan stoją na światowym poziomie. Są też postPGRrowskie gospodarstwa, gdzie leczeniem zwierząt zajmują się… oborowi”.

Kto traci? Wszyscy.

Tracą zwierzęta, którym podaje się leki, mimo że wcale nie są chore.

Tracą konsumenci, bo wraz z kolejnymi nieuprawnionymi podaniami antybiotyków wzrasta ryzyko, że pozostałości leków znajdą się w produkcie spożywczym.

Traci ludzkość, która lada moment zmarnuje najcenniejszy lek, jaki kiedykolwiek odkryto, bo wszystko, co żyje, wykształci oporność na antybiotyki. I powrócą czasy, w których ludzie umierali na proste infekcje bakteryjne.

Antybiotyki: poziom mistrzowski

- Nie wierzę, że cokolwiek się zmieni, póki kontrole lekarzy powiatowych nie będą widziały zwierząt stojących po brzuchy w gównie, parapetów pełnych leków i tłumów pod niektórymi lecznicami - mówi mi pragnący zachować anonimowość lekarz weterynarii.

- Jeśli dobrze przeanalizujemy, co się dzieje w hodowli zwierząt, to nie jest wesoło - uzupełnia lek. wet. Szymon Nowaczyk, który od kilku lat prowadzi program "Raised without antibiotics". - W wielu krajach europejskich w tym momencie działają programy rejestrujące zużycie produktów przeciwbakteryjnych. O tym, że u nas taki program ma być również wprowadzony, wiemy od kilku lat, a niewiele się w tym kierunku dzieje. Rejestracja zużycia może ukrócić nadużycia ze strony lecznic-hurtowni, ale i hodowców, którzy zamiast poprawiać jakość utrzymania zwierząt biorą z takiej zaprzyjaźnionej hurtowni kilka kg doksycykliny...

Ograniczenia w stosowaniu antybiotyków w celach "profilaktycznych" i ścisłe kontrolowanie zużycia leków to działania konieczne, które trzeba wprowadzić tu i teraz. Bo jeszcze moment, a bakterie odzyskają teren, który należał do nich przez miliardy lat, a który utraciły ledwie na kilka dekad.

Bibliografia

1) Dibner, J. J., & Richards, J. D. (2005). Antibiotic growth promoters in agriculture: history and mode of action. Poultry science, 84(4), 634-643.
2) Jones, F. T., & Ricke, S. C. (2003). Observations on the history of the development of antimicrobials and their use in poultry feeds. Poultry science, 82(4), 613-617.
3) Hume, M. E. (2011). Historic perspective: prebiotics, probiotics, and other alternatives to antibiotics. Poultry science, 90(11), 2663-2669.
4) McKenna, M. (2016). What do we do when antibiotics don’t work any more? TED.
5) Dibner, J. J., & Richards, J. D. (2005). Antibiotic growth promoters in agriculture: history and mode of action. Poultry science, 84(4), 634-643.
6) Castanon, J. I. R. (2007). History of the use of antibiotic as growth promoters in European poultry feeds. Poultry science, 86(11), 2466-2471.
7) Miles, R. D., Butcher, G. D., Henry, P. R., & Littell, R. C. (2006). Effect of antibiotic growth promoters on broiler performance, intestinal growth parameters, and quantitative morphology. Poultry Science, 85(3), 476-485.
8) Huyghebaert, G., Ducatelle, R., & Van Immerseel, F. (2011). An update on alternatives to antimicrobial growth promoters for broilers. The Veterinary Journal, 187(2), 182-188.
9) Fleming, A. (1945). Penicillin. Nobel Lecture, 11.12.1945.
10) Dzierżawski, A., Cybulski, W. (2012). Potrzeba racjonalnego stosowania antybiotyków w praktyce weterynaryjnej. Życie Weterynaryjne, 2012, 87(4), 316-321.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią

Więcej tematów

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj