Słowik: "Likwidacja Izby Dyscyplinarnej, Kaczyński kupuje sobie czas" [OPINIA]
Likwidacja Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, którą zapowiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości, to kupienie sobie przez władzę czasu. Nie uda się jednak w ten sposób rozwiązać kluczowego kłopotu, jaki się wiąże z całą sprawą.
10.08.2021 16:43
Od dawna kłócimy się o Izbę Dyscyplinarną SN. Dla jednych była nadzieją na lepsze jutro. Dla drugich - dowodem na to, że za co obecnie rządzący się nie wezmą, to zepsują.
Izba Dyscyplinarna nie spodobała się też w Europie. Jej funkcjonowanie skrytykował m.in. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. I jakkolwiek rodzimi politycy lubią machać szabelką, to gdy w grę wchodzą unijne sankcje, szabelka trafia do pochwy i niknie za pazuchą.
Tak też stało się tym razem. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że Izba Dyscyplinarna SN zostanie zlikwidowana. A procedura dotycząca postępowań dyscyplinarnych sędziów ulegnie zmianie.
Szkopuł w tym, że Izba Dyscyplinarna SN to tak naprawdę jedynie szyld. Nikt, kto krytykuje ten twór, nie ma przecież na myśli tego, że powinny zniknąć tabliczki z napisem "Izba Dyscyplinarna" i pojawić się nowe z innym napisem. Chodzi bowiem o stosowane mechanizmy, a nie używane nazwy.
Kłopot z Izbą Dyscyplinarną - w największym uproszczeniu - polega na tym, że trafiło tam wiele osób, które trudno posądzać o niezależność i niezawisłość. A trudno je o to posądzać z tego względu, że powstał taśmociąg na polityczne zamówienie, który wypychał prawników sprzyjających władzy na najgodniejsze (i przy okazji najlepiej opłacane) stanowiska sędziowskie w Rzeczypospolitej Polskiej.
Nikt przecież nie mówił, że Izba Dyscyplinarna jest zła, bo jej zadaniem jest zajmowanie się przewinami sędziowskimi. Twierdzono, że Izba Dyscyplinarna jest zła, bo zajmuje się tymi przewinami w sposób sugerujący brak samodzielności. I brani na cel są prawnicy (bo przecież Izba Dyscyplinarna SN zajmuje się nie tylko sprawami sędziów, lecz także prokuratorów, adwokatów czy radców prawnych) niechętni rządzącym lub wykonujący swoją pracę w sposób, który Jarosławowi Kaczyńskiemu bądź Zbigniewowi Ziobrze się nie podoba.
I, dla jasności, z tą tezą można się zgadzać lub nie. Zdecydowana większość polskiego światka prawniczego się zgadza, bo i są na to dowody. Jarosław Kaczyński, jak mniemam, się nie zgadza. Proponuje więc rozwiązanie pozorne, to znaczy pozostawienie taśmociągu, a jedynie zmianę nazwy tejże linii produkcyjnej i ewentualnie wymianę kierownika z Kowalskiego na Nowaka.
Przeczytaj także: Kataryna: "Donald Tusk przepisał majątek na żonę. Hipokryzja ponad podziałami" [OPINIA]
Przyjrzyjmy się dwóm scenariuszom – oba są prawdopodobne, bo oba rozwiązania znajdowały się już w strategiach rządzących na wyjście z dyscyplinarnego impasu.
Pierwsze rozwiązanie to likwidacja Izby Dyscyplinarnej SN i przeniesienie sędziów, którzy obecnie w niej pracują, do Izby Karnej SN. Zarazem Izba Karna zajmowałaby się postępowaniami dyscyplinarnymi. Rządzący mogliby wówczas powiedzieć, że to realizacja oczekiwań krytyków, bo przecież znaczna część prawniczego światka uznawała Izbę Karną za władną do zajmowania się sprawami dyscyplinarnymi.
Drugie rozwiązanie to powołanie zupełnie nowego tworu dyscyplinarnego – poza Sądem Najwyższym. Składałby się on w części z obecnych sędziów z Izby Dyscyplinarnej SN, a w części z zupełnie nowych osób.
W odwodzie jest też, rzecz jasna, rozwiązanie trzecie. Czyli pozbawienie sędziów immunitetów, w efekcie czego sędziowskimi przewinami od razu zajmowałaby się prokuratura.
Warto spostrzec, że te rozwiązania nie pozwolą uniknąć kłopotów, które stały się pokłosiem problemów z Izbą Dyscyplinarną SN.
Jarosław Kaczyński - widząc, że jogurt spleśniał - chce po prostu zmienić etykietę i przerobić datę przydatności do spożycia. Na pierwszy rzut oka może to się wydawać rozsądne. Wystarczy jednak otworzyć wieczko, by zobaczyć, że brud pozostał.