Śledztwo ws. byłego szefa policji umorzone. Mocne słowa Zbigniewa Maja
- Zniszczono mnie zawodowo. Nie liczę na przeprosiny, bo Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, to nie są osoby, które przepraszają – mówi były szef polskiej policji Zbigniew Maj. Śledztwo, które było podstawą usunięcia Maja ze stanowiska Komendanta Głównego Policji, po cichu umorzono.
13.08.2020 16:26
Maj był komendantem głównym policji w latach 2015-2016. Po dwóch miesiącach zrezygnował z zajmowanego stanowiska. Powodem miało być wielowątkowe śledztwo w sprawie podejrzeń nieprawidłowości w kaliskim samorządzie, w którym przewijało się nazwisko Maja.
Sprawa komendanta Maja. Śledztwo umorzone
Jak argumentował koordynator ds. służb specjalnych Mariusz Kamiński, zarzuty wobec ówczesnego szefa policji miały być poważne, sugerowano nawet korupcję.
Maj bronił się twierdząc, że przygotowywano wobec niego prowokację. Z kolei jego współpracownicy mówili, że musiał odejść, bo "nadepnął na odcisk Biura Spraw Wewnętrznych".
Jak ujawnił portal oko.press, śledztwo umorzono bez rozgłosu 30 grudnia w Łódzkim Wydziale Zamiejscowym Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. "Decyzję o zakończeniu śledztwa kontrolowano jeszcze przez kolejne miesiące 2020 roku w samej Prokuraturze Krajowej" - czytamy na portalu.
Były szef policji o zarzutach pod jego adresem
W rozmowie z Wirtualną Polską były szef polskiej policji nie kryje satysfakcji, ale jest również rozgoryczony atakiem na jego osobę. - Postępowanie trwało ponad 6 lat i nie było prowadzone w stosunku do komendanta głównego policji, ale dotyczyło kaliskiego samorządu. 56 wątków, przesłuchanych kilkaset osób. Sprawę prowadziło trzech prokuratorów, ja byłem przesłuchiwany przez sześć dni po 9 godzin w różnych wątkach. Historia nadaje się na wieloodcinkowy serial, który mógłby nakręcić Alfred Hitchcock – mówi Wirtualnej Polsce Zbigniew Maj.
Jego zdaniem, zarzuty, które mu przedstawiano, były na zasadzie polemiki z prokuraturą. - Zarzucano mi, że mam bardzo duży majątek 3 miliony złotych. Miałem, bo żona odziedziczyła gospodarstwo rolne i firmę po rodzicach. Trudno, żeby pozbywać się takiego majątku. Wartość tego majątku była szacowana na 3 mln zł, a tak naprawdę wynikała z kredytu hipotecznego, a nie realnej wartości – uważa były komendant główny policji.
Były szef policji o przeprosinach i "byciu gangusem"
Pytany o ewentualną walkę o odszkodowanie od Skarbu Państwa przyznaje, że sprawę będzie musiał przedyskutować z prawnikami.
- Nie liczę na przeprosiny, bo pan Mariusz Kamiński i pan Maciej Wąsik, to nie są osoby, które przepraszają. Najlepiej wziąć taką osobę jak ja, obsmarować w mediach, pokazać jako winnego, a dopiero później, szukać dowodów na obronę swojej tezy – mówi rozżalony Maj.
- Czuję się poszkodowany jako Komendant Główny Policji, jako oficer CBŚ, a także jako ojciec i głowa rodziny. Zniszczono mnie zawodowo. Za każdym razem służby, w szczególności CBA, puszczały w eter informacje na temat moich rzekomych nieprawidłowości. Dowiedziałem się m.in. na temat "mojego udziału" w mafii paliwowej. Notabene byłem przesłuchiwany w tej sprawie w Prokuraturze Regionalnej w Białymstoku. Tam dowiedziałem się, że jeden z moich byłych współpracowników trafił do nielegalnej spółki i "haraczował” gangsterów, powołując się na mnie. Nie znałem ani tych ludzi, ani tej firmy. Ale wystarczyło, że moje nazwisko pojawiło się w aktach sprawy i dla służb było to wystarczającym pretekstem, by szukać na mnie haków i mnie podsłuchiwać. Zrobili ze mnie gangusa. Postępowania miały za wszelką cenę udowodnić, że jestem winny, bo tego wymagał - nazwijmy to wprost - aparat państwa – ocenia Maj.
10 zarzutów dla Maja. Drugie śledztwo trwa
Przypomnijmy, że były szef policji, w innej sprawie prowadzonej przez rzeszowską prokuraturę, ma od trzech lat status podejrzanego. W maju 2018 roku do jego domu w Kaliszu weszli uzbrojeni w długą broń agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego. 10 zarzutów, jakie usłyszał, miały polegać na udzielaniu dziennikarzom informacji z prowadzonych postępowań karnych oraz na temat planowanych dopiero czynności, co według prokuratury utrudniało śledztwa.
- Mało kto pamięta, że te 10 zarzutów, dotyczy okresu, kiedy podsłuchiwano mnie jako szefa polskiej policji. Mimo wielokrotnych próśb, od początku śledztwa, nie miałem wglądu do materiałów z podsłuchów. W taki sposób każdemu można powiedzieć, że jest złodziejem. Ale kiedy ta osoba pyta, na jakiej podstawie stawia mu się zarzuty, słyszy: nie będziemy rozmawiać, bo nie mamy o czym. To postępowanie prowadziło kilka prokuratur w Polsce, w końcu trafiło do Rzeszowa. Moim zdaniem, to są zarzuty interpretacyjne. Jeden prokurator widzi znamiona przestępstwa, drugi już nie - mówi WP były szef polskiej policji.
W odpowiedzi CBA wydało w czwartek komunikat w tej sprawie. "W nawiązaniu do ostatnich doniesień medialnych informujemy, że śledztwo dotyczące m.in. przekroczenia uprawnień przez byłego Komendanta Głównego Policji Zbigniewa M. wciąż trwa. Prowadzi je Podkarpacki Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Rzeszowie. W ramach tego śledztwa 18 maja 2018 r. Zbigniewowi M. zostały przedstawione zarzuty. Czynności zlecone przez prokuraturę wykonują funkcjonariusze Delegatury CBA w Gdańsku" - przekazał Wydział Komunikacji Społecznej CBA.