Śledzińska-Katarasińska: nie mam nic wspólnego z decyzją marszałek Sejmu
"Nie mam nic wspólnego z decyzją marszałek Sejmu Elżbiety Witek w sprawie głosowania nad kandydatami do KRS" - przekazała w sobotę posłanka KO Iwona Śledzińska-Katarasińska.
23.11.2019 19:18
"W związku z powtarzającymi się informacjami jakobym była jedną z osób proszących panią marszałek Witek o anulowanie pierwszego głosowania nad kandydatami do KRS kategorycznie wyjaśniam: popełniłam błąd w tym głosowaniu, przedwcześnie kończąc procedurę, ale nie zwracałam się o jej unieważnienie z powodu kłopotów technicznych, a jedynie przyznając się do błędu pytałam, czy ja - jako że głosowanie ciągle trwało - mogę do niego powrócić. Pani marszałek z uśmiechem odpowiedziała, że jest to niemożliwe" - napisała posłanka KO w sobotę w oświadczeniu przesłanym PAP.
Posłanka zaznaczyła, że "spodziewając się takiej odpowiedzi, spokojnie wróciła na miejsce".
"Tym samym nie mam nic wspólnego z późniejszym rozwojem wydarzeń i decyzją Pani Marszałek. Regulamin Sejmu nie pozostawia wątpliwości. Powtórne głosowanie może się odbyć po ogłoszeniu wyników i ewentualnym przyjęciu udokumentowanego i podpisanego przez 30 posłów wniosku o reasumpcję" - podkreśliła Śledzińska-Katarasińska.
- Elżbieta Witek postąpiła w słuszny sposób. Widziałem, jak posłowie zgłaszali problemy z głosowaniem. Doszukiwanie się czegoś niewłaściwego w tej sytuacji jest nie na miejscu - stwierdził w sobotę premier Mateusz Morawiecki, komentując w radiu RMF FM zamieszanie wokół anulowania głosowania ws. wyboru przez Sejm posłów-członków Krajowej Rady Sądownictwa.
Zobacz także: Awantura po nocnych głosowaniach w Sejmie. Lewica składa donos do prokuratury na marszałek Witek
Premier wskazał, że choć on sam nie miał kłopotów z głosowaniem, to widział, że mieli je zarówno posłowie opozycji, jak i PiS. - Naturalne w tej sytuacji, że można głosowanie powtórzyć - stwierdził. Jako przykład osoby, która miała problemy z głosowaniem, wskazał m.in. Iwonę Śledzińską-Katarasińską.
Przypomnijmy, do kontrowersyjnego anulowania głosowania przez marszałek Sejmu Elżbietę Witek doszło w nocy z czwartku na sobotę. Posłowie wybierali wówczas czterech posłów-członków KRS.
Kandydatur było 6: czterech posłów zgłosił PiS, dwóch opozycja.
Zobacz także: Posłanka do marszałek: "trzeba anulować, bo my przegramy". Lewica już zapowiada donos do prokuratury
Podczas głosowania, które przeprowadzano rzadko używaną metodą wielokrotnego wyboru, wielu posłów zaczęło zgłaszać problemy techniczne. Na sali posiedzeń zapanował chaos.
W pewnym momencie, co uwieczniło nagranie z mikrofonów zainstalowanych przy stole prezydialnym, do marszałek Sejmu podeszła jakaś posłanka (według opozycji była to posłanka PiS). Powiedziała, że "trzeba anulować, bo my przegramy". Chwile później marszałek głosowanie anulowała, bez podania jego wyniku. Następnie zarządziła jego powtórzenie.
Posłowie opozycji alarmowali, że doszło do oszustwa. Lewica złożyła w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Koalicja Obywatelska domaga się z kolei odwołania Elżbiety Witek z funkcji marszałka Sejmu.