Sławomir Petelicki: akcja była konieczna
Monika Olejnik rozmawia ze Sławomirem Petelickim, byłym dowódcą GROM
(PAP)
28.10.2002 | aktual.: 28.10.2002 12:59
Panie generale, dlaczego Rosjanie nie chcą podać składu gazu, jakiego użyli podczas szturmu na teatr w Moskwie? Mam nadzieję, że podadzą skład i wtedy nie będzie podejrzeń, że jest to jakiś gaz bojowy. Na początku, kiedy byłem zachwycony tą akcją, myślałem, że został użyty taki gaz, który mają antyterroryści w granatach i który na minutę pozbawia terrorystów możliwości działania. Sądziłem, że właśnie ten gaz został rozpylony - ale ten gaz nie zabija - i myślałem, że przez tę minutę ci antyterroryści wpadli i bardzo sprawnie, chirurgicznie wyeliminowali terrorystów. Teraz mamy inne informacje. Informacje są takie, że wszyscy zostali porażeni tym gazem, niektórzy od razu śmiertelnie, i dopiero potem przystąpiono do akcji. Sądzę więc, że strona rosyjska powinna podać, jaki to był gaz. Może to był ten gaz CS, który wymyślili Amerykanie jeszcze przed wojną i który był użyty na farmie Waco, gdzie się zabarykadowała sekta Koresza. Z tym, że to było trochę w innych warunkach. W każdym razie te wątpliwości powinny
być rozwiane. Ale czy sytuacja była taka, że należało użyć gazu? Sytuacja była taka... Są sprzeczne informacje co do tego, czy terroryści rozpoczęli zabijanie zakładników. Wiemy, że od kul terrorystów zginęło dwóch zakładników. Takie są informacje. Wiemy, że zginęli od kul. Jest zupełnie inna sytuacja, jeżeli można planować spokojnie całą operację, jeśli można negocjować, a zupełnie inna jest sytuacja wtedy, kiedy zaczynają się egzekucje zakładników. Nie można dopuścić, żeby na oczach opinii publicznej terroryści w centrum wielkiego miasta dokonywali egzekucji zakładników. I prawdopodobnie był przygotowany taki wariant, że w momencie, kiedy te egzekucje się rozpoczną, zostanie użyty ten gaz. Wciąż nie wiem, jaki to był gaz. Wiemy, że są śmiertelne ofiary tego gazu – uważam, że taki gaz, który zabija, należy nazwać gazem bojowym. Bo są gazy obezwładniające i gazy bojowe. Mnie natomiast zadziwia to, że kiedy tych zakładników porażonych gazem przewożono do szpitali, nie podano lekarzom, co mają robić. Bo były
już nie wypowiedzi Czeczenów, tylko wypowiedzi lekarzy, którzy mówili, że na początku nie wiedzieli, z czym mają do czynienia. Więc to jest bardzo duży błąd, który mógł powiększyć jeszcze straty. Ale główny lekarz kraju mówi, że było dwóch zabitych od kul, a reszta zabitych, sto piętnaście osób, to są ci, którzy zostali zabici przy pomocy gazu. Czy według pana było inne wyjście niż wpuszczenie gazu, czy można było inaczej zorganizować akcję odbicia zakładników, czy należało dalej mediować, kiedy terroryści grozili, że będą zabijać zakładników? Wypowiadając się w piątek dla jednej z gazet, powiedziałem, że ja bardzo się boję sytuacji - oczywiście wszyscy się bali i to łatwo powiedzieć, ale ja się bałem tego - że za wcześnie zostanie podjęty atak bez wykorzystania wszystkich możliwości negocjacyjnych. Powtarzam: jeśli terroryści zaczęli zabijanie zakładników, to nie było innego wyjścia. Można dyskutować, czy można było użyć tego gazu, który tylko na minutę pozbawia terrorystów możliwości działania - wtedy
trzeba by było tę akcję błyskawicznie przeprowadzić i w ciągu tej minuty wyeliminować całe zagrożenie. Czy to było możliwe? Nie byłem na miejscu, więc nie wiem. Natomiast wiem jedną rzecz, że bez użycia gazu wejście tam byłoby samobójstwem. I nie można było podjąć takiej decyzji, powiedzieć komandosom: atakujcie, bo tam zabijają zakładników, nie dając im jakiejś osłony. Wtedy mogłoby dojść do strasznej tragedii, bo nie dosyć, że przy eksplozji tych bardzo silnych ładunków, wyleciałby w powietrze cały teatr, zabijając wszystkich zakładników, to jeszcze by zginęła cała ekipa komandosów. Czy należało strzelać do terrorystów, kiedy spali? To też było jedyne wyjście? Nie wiem, czy ci komandosi wiedzieli, jaki gaz był użyty. Oni prawdopodobnie myśleli, że to jest ten gaz - bo to byli fachowcy i wiedzieli, że jest taki gaz, bo między krajami jest wymiana doświadczeń - który na minutę pozbawia świadomości. I jeżeli oni myśleli, że to jest ten gaz, to oczywiście musieli błyskawicznie wyeliminować tych wszystkich
terrorystów, dlatego że oni stanowili zagrożenie dla ogromnej ilości zakładników. O siódmej rano w radio słyszałem taką wypowiedź jednego z fachowców, że nigdy nie było takiej sytuacji, kiedy było tysiąc zakładników. Otóż w szpitalu w Budionowsku w 1995 roku... Tysiąc pięćset. Tak, grubo ponad tysiąc. I wtedy popełniono ten błąd, że najpierw zaczęto atakować, a potem negocjować. Miałem taką nadzieję, że w tej sytuacji te negocjacje będą prowadzone maksymalnie długo. Ale tak jak już mówiłem dwukrotnie, jeśli zaczynają się egzekucje, zabija się zakładników, to nie ma innego wyjścia, trzeba atakować. Ale kiedy patrzy się na straty w ludziach, to można tę akcję uznać za sukces? W tej chwili uważam, że z oceną tej sytuacji należy się wstrzymać do momentu zakończenia ratowania zakładników. Dlatego że dla mnie ta akcja nie została zakończona, bo nie wiemy, ile jeszcze osób umrze, bo nie wiemy do końca, jak ten gaz będzie działał. Są przeróżne rodzaje gazów. Wiadomo, że wiele państw pracowało nad tym, żeby wymyśleć
taki cudowny gaz, który uśpi wroga, nie czyniąc mu wielkiej krzywdy, ale są państwa, w tym największe mocarstwa, które pracowały nad takimi gazami, które unicestwiają przeciwnika nie niszcząc sprzętu. Więc są różne możliwości działania tego gazu. I tak jak lekarze się wypowiadali, na słabsze organizmy ten gaz działa bardziej zabójczo. Tak więc sądzę, że teraz jeszcze trudno jest to oceniać. Zresztą myślę, że tak naprawdę dopiero historycy to ocenią. Pamiętajmy, że Churchill, po otrzymaniu informacji z Enigmy, że miasto Coventry będzie zbombardowane, chcąc zachować tę tajemnicę nie ratował mieszkańców. Co więcej, on kazał jeszcze takiemu swojemu superwywiadowi, kierowanowanemu przez Mortona, skrytobójczo zabić całą załogę holenderskiego okrętu podwodnego, którzy widzieli, jak Japończycy płyną na Pearl Harbor, bo zależało wtedy Brytyjczykom, żeby Amerykanie przyłączyli się do wojny. Tak, tylko że teraz żyjemy w dobie Internetu, w dobie telefonów komórkowych i trudniej jest ukryć informacje. Rosjanie chcieli na
początku ukryć informację, że użyli gazu. Ta informacja dotarła nie z oficjalnych źródeł, tylko zaczęły krążyć plotki. To świadczy o tym, że mają coś na sumieniu. Nie, to są takie zwyczaje. U nas też przed 1990 rokiem wszystko było tajne i dzięki temu na przykład w siłach zbrojnych nie musiało wszystko być dobrze. Niektórzy są przyzwyczajeni do tego, że jak czegoś się nie chce powiedzieć, to jest to tajne. I myślę, że w tej chwili widać na tym przykładzie, że świat się na tyle zmienił, że nie da się niczego schować. Tym bardziej, że jak na początku Amerykanie byli entuzjastyczni, to teraz widziałem w CNN, jak przedstawiciel Stanów Zjednoczonych się domaga składu tego gazu, bo nie wiedzą, jak ratować swoich obywateli. Tak więc to byli cudzoziemcy, tu ktoś tego do końca nie przemyślał. Rozumiem, że jest panika, że to jest po prostu chęć ratowania ludzi, że to chęć zachowania prestiżu, ale trzeba takie rzeczy starać się przewidzieć. Prezydent Putin powiedział: nikt Rosji nie rzuci na kolana. I pokazał, że nikt
Rosji nie rzuci na kolana. Tak. I jest to takie ostrzeżenie dla terrorystów, że jak w tej chwili weźmiecie zakładników, wyeliminujemy was i nie zdążycie użyć ładunków. Tak więc teraz terroryści... I nie będzie ważne, czy zginą przy tym zakładnicy, czy nie - najważniejsze jest, żeby wyeliminować. Tak, ale terroryści w tej chwili nie będą brali zakładników, tylko będą wysadzali duże budowle. 11 września, na oczach całego świata, oni nie brali żadnych zakładników, tylko po prostu rozwalali obiekty. I terrorem terroru się nie zakończy. Gdyby panu kazano użyć gazu bojowego podczas takiej akcji, użyłby pan? Nie, ja bym nie użył dlatego, że to zmienia całą filozofię ratowania zakładników. Antyterroryści są tak szkoleni, że oni mają nawet oddać życie za ratowanych ludzi. I nie można się tutaj bawić w Pana Boga i zabijać tych zakładników - część zabić, część zostawić przy życiu, bo akurat będą dalej od tego stężenia gazu... To zmienia całkowicie filozofię. Ale może ja się mylę, może teraz cały świat będzie stosował
taką taktykę. Mam jednak nadzieję, że nie, bo to doprowadzi do sytuacji, że zakładnicy w ogóle nie będą wierzyć antyterrorystom - tylko będą raczej z tymi terrorystami, bo jadą na tej samej łodzi, są na tym samym pokładzie - mogą wszyscy zginąć. I wtedy ten syndrom sztokholmski jeszcze bardziej się zaostrza. Być może tę akcję tak szybko przeprowadzono z tego względu, że prezydent Putin obawiał się syndromu sztokholmskiego, obawiał się manifestacji antywojennych? To już jest polityka, ja bym nie chciał w to wchodzić, bo ja w ogóle nie lubię polityki. Czy myśli pan, że szef Alfy mógł wiedzieć o tym, że będzie użyty gaz bojowy, czy mógł być tego nieświadomy? Ja wiem, że ci ludzie z Alfy są bardzo dzielni. Pamiętamy, że kiedy prezydent Jelcyn kazał im atakować parlament zajęty przez Ruckoja i innych, to mimo, że tam byli uzbrojeni ludzie, powiedzieli, że oni do maszynistek nie będą strzelać. I dopiero, jak jakiś snajper od strony parlamentu zastrzelił jednego z oficerów Alfy, oni ruszyli - i wtedy natychmiast
się wszyscy poddali. To są dzielni ludzie i oni mają taką samą mentalność jak antyterroryści z innych krajów. Tak więc osobiście nie sądzę, żeby oni akceptowali coś takiego, tym ludziom pewnie niewiele powiedziano. Powiedziano im: damy wam osłonę i jak wejdziecie, to musicie szybko wyeliminować niebezpieczeństwo. Sądzę, że oni myśleli, że to był ten gaz, który działa jedną minutę.