Skuli go, a potem razili. Prokuratura ma wstrząsające ustalenia
Śmierć 27-letniego Michała S. w Inowrocławiu nie jest w prokuraturze traktowana jako zwykłe przekroczenie uprawnień przez policjantów w stosunku do młodego mężczyzny, który być może przesadził z używkami. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, z przedstawionych im zarzutów wyłania się obraz okrutnych sadystów. Mundurowi razili go prądem już po zakuciu w kajdanki.
27.05.2024 | aktual.: 27.05.2024 22:42
W rozmowie z WP rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy Agnieszka Adamska-Okońska nie potwierdza, że Michał był rażony paralizatorem aż siedem razy, bo takie informacje krążą obecnie w sieci. Przyznaje natomiast, że został rażony więcej niż jeden raz. Śledczy wiedzą, ile dokładnie lecz na razie nie ujawniają tego "ze względu na dobro śledztwa".
- W ocenie prokuratora użycie tego środka było nieuprawnione wobec osoby, u której zastosowano już inny środek w postaci kajdanek - dodaje Agnieszka Adamska-Okońska. - Znamy przebieg tego zdarzenia. Prokurator zapoznał się z zapisem kamer z tego urządzenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Policjanci nie są podejrzani o zabójstwo, nawet z zamiarem ewentualnym. To jednak nie oznacza, że nie grozi im bardzo wysoka kara.
Obu zarzucono przekroczenie uprawnień (art. 231 par. 1 kodeksu karnego), ale to najlżejszy z trzech zarzutów, jakie na nich ciążą, bo zagrożony karą do trzech lat pozbawienia wolności.
Do tego dochodzi fizyczne znęcanie się nad osobą prawnie pozbawioną wolności (art. 247 par. 2 kk) i tu prokuratura wstępnie przyjęła, że działali ze szczególnym okrucieństwem, więc nie grozi im za to pięć, tylko dziesięć lat więzienia.
A poza tym zdaniem śledczych złamali art. 158 par. 3 kk, czyli pobili na śmierć człowieka. Od kilku miesięcy górna granica kary za to przestępstwo wynosi 15 lat więzienia (wcześniej 10).
- Podejrzani się nie przyznali i odmówili złożenia wyjaśnień – mówi rzeczniczka prokuratury.
Śledczy nie potwierdzają sugestii, które w swoim materiale na temat sprawy upublicznił Zbigniew Stonoga, jakoby jeden z policjantów miał znać się ze znajomą Michała i być może mógł być to powód ostrego potraktowania go przez mundurowych. Prokurator Agnieszka Adamska-Okońska zapewnia jednak, że ten i inne wątki zostaną sprawdzone w toku śledztwa.
Na razie prokuratura czeka na wyniki toksykologiczne, które wykażą, czy i jakie substancje ofiara zażywała przed śmiercią. Dzięki temu uda się znaleźć odpowiedź na wiele ważnych pytań.
Nie ma zgody policji
Do tragicznej interwencji doszło w środę 22 maja przy ul. Błażka na osiedlu Rąbin w Inowrocławiu. Ze zgłoszenia wynikało, że młody mężczyzna wyrzuca meble przez okno bloku.
Na miejsce przyjechali dwaj mundurowi z wydziału patrolowo-interwencyjnego, z kilkuletnim stażem. Z ich relacji wynikało, że gdy weszli do mieszkania, Michał leżał spokojnie na podłodze. Był sam. Później jednak miał stać się agresywny, więc stróże prawa użyli paralizatora.
Wiadomo, że gdy tracił funkcje życiowe, próbowali go reanimować i wezwali karetkę. Michał zmarł po przewiezieniu do szpitala.
O sprawie zaczęło się robić głośno w mediach w piątek. Policja działała już wtedy zdecydowanie. Najpierw wyrzuciła ze służby obu mundurowych, a potem zebrała dowody, które pozwoliły ich obu tymczasowo aresztować na trzy miesiące. W wyjaśnieniu sprawy pomaga m.in. biuro kontroli Komendy Głównej Policji oraz Biuro Spraw Wewnętrznych. Nadzór nad czynnościami sprawuje Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy.
"Nie ma i nigdy nie będzie zgody na brutalne i nieuzasadnione działania policjantów, polegające na przekraczaniu uprawnień czy nieuzasadnionym stosowaniu środków przymusu bezpośredniego" - napisała w oświadczeniu Monika Chlebicz, rzeczniczka Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy.
Do podobnego zdarzenia doszło w Inowrocławiu pięć lat temu. Wtedy 24-latek zrobił się agresywny po zażyciu narkotyków, policjanci razili go paralizatorem i skuli w kajdanki. Następnie doszło u niego do zatrzymania krążenia, a wezwane na miejsce pogotowie stwierdziło zgon.
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Kontakt z autorem: mikolaj.podolski@grupawp.pl