Siostry Pawłowicz wszystko dzieli? W pierwszej chwili może się tak wydawać
Politycznie siostry stoją po dwóch przeciwnych stronach barykady. W związku z tym, nie zaskakuje, że na poziomie treści są w nieustannej opozycji. Jeśli jednak przyjrzeć się środkom jakich używają do bronienia swoich wartości, to są w tym bardzo podobne.
05.12.2017 | aktual.: 09.08.2019 09:33
Elżbieta i Krystyna Pawłowicz mają ze sobą wiele wspólnego. Po obejrzeniu video, w którym Elżbieta Pawłowicz opowiada o zorganizowanym przez nią "Stypendium Wolności" czyli zrzutce na Mateusza Kijowskiego skarżącego się na dramatyczną sytuację materialną i niemożność znalezienia zatrudnienia, nie ma się już co do tego wątpliwości. W ponad 11 minutowym wystąpieniu Elżbieta Pawłowicz udowadnia, że tylko pozornie, ją i Krystynę wszystko różni.
Elżbieta Pawłowicz jest młodszą siostrą posłanki PiS. Oficjalnie wiadomo, że to co je poróżniło to polityka, choć niewykluczone, że rozpad rodzinnej relacji nie nastąpił z chwilą zaangażowania się starszej siostry w politykę, tylko zaczął się znacznie wcześniej. Kobiety nie utrzymują ze sobą kontaktu, a Krystyna Pawłowicz przez długi czas twierdziła wręcz, że siostry nie ma. Ta jednak objawiła się na znienawidzonym przez polityczkę marszu KOD w marcu ubiegłego roku. Podeszła wówczas do Jarosława Kurskiego, zastępcy redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" i powiedziała: "Nazywam się Pawłowicz. Jestem siostrą Krystyny. Pan mnie rozumie panie Jarku" - miała powiedzieć i zniknąć po chwili w tłumie, co Kurski opisał na Twitterze.
Szkoda, że zniknęła bez słowa, bo w stwierdzeniu "pan mnie rozumie" ukrytych może być wiele znaczeń. Poczynając od "pan mnie rozumie, jak bardzo wstydzę się tego co wygaduje i robi moja siostra, bo jest to w kompletnej sprzeczności z moimi wartościami, a na przyjęciach muszę wysłuchiwać na jej temat i odcinać się od jej "wybryków"". Przez "pan mnie rozumie, jak trudno pomieścić ambiwalentne uczucia wobec rodzeństwa, z którym tak bardzo się nie zgadza co z jednej strony budzi złość, ale jednocześnie wywołuje tęsknotę, bo to jednak rodzina". Po "pan mnie rozumie, jak jest mi trudno i jak to boli, że mojej siostry nie ma w moim życiu". Co miała na myśli Elżbieta Pawłowicz, trudno przewidzieć i ustalić, ponieważ na wiadomości od redakcji nie odpowiada.
Politycznie siostry stoją po dwóch przeciwnych stronach barykady. W związku z tym, nie zaskakuje, że na poziomie treści są w nieustannej opozycji. Jeśli jednak przyjrzeć się środkom jakich używają do bronienia swoich wartości, to są w tym bardzo podobne. Fakt, Elżbieta Pawłowicz (przynajmniej na razie) nie jest tak radykalna, żeby nie powiedzieć chamska w swoich wypowiedziach, co często zdarza się jej starszej siostrze. Niemniej, obie są tak samo zapiekłe gdy przychodzi do bronienia własnych poglądów czy liderów.
Siostry Pawłowicz realizują ten sam schemat uciekając się do nieustannego racjonalizowania swojego działania czy wypowiedzi. "Ja nie zbieram na zdrowego mężczyznę, tylko naszego lidera" mówiła Elżbieta Pawłowicz, nie widząc niczego nieetycznego w zbiórce pieniędzy na mężczyznę który publicznie głosi, że nie opłaca mu się pracować, a pieniądze ze zbiórek publicznych na KOD "przepuszczał" przez własną firmę. Podobnie racjonalizowała rzeczywistość Krystyna Pawłowicz. Udało jej się znaleźć argumenty uzasadniające słuszność zaszczucia 14-letniego Kacpra, który nie wytrzymał nagonki kolegów i popełnił samobójstwo. "Nie siejcie patologii, nie będzie jej śmiertelnego żniwa. Nie demoralizujcie dzieci i młodzieży, dajcie im w spokoju, zgodnie z naturą przeżyć ich dzieciństwo i młodość" - napisała na Facebooku, pokazując - nie pierwszy raz - całkowity brak empatii.
Można uznać, że tego też zabrakło Elżbiecie, która zbierając pieniądze na najsłynniejszego polskiego "alimenciarza" może do żywego dotknąć, a nawet i szczerze wkurzyć, wiele kobiet czekających i nie mogących się doprosić o płacenie alimentów od byłych mężów. Dla obu sióstr liczy się idea, żeby nie powiedzieć ich idée fixe.
To co je też łączy, to hejt, którego doświadczyły. Dla Krystyny Pawłowicz, to już chleb powszedni, który zresztą sama sobie wypieka, swoim zachowaniem i wypowiedziami. Posłanka tak go sobie tłumaczyła: "Cóż, potrafię mówić i przekonywać, a tylko takie osoby w polityce zdobywają teren, uznaje się je za zwycięzców. Myślę, że te wszystkie ataki na mnie wynikają tak naprawdę z zazdrości, że nie działam na rzecz ich partii. Każdy by chciał mieć w swoich szeregach taki pistolet". Dla Elżbiety hejt jest nowością, ale też krócej funkcjonuje jako osoba publiczna, więc i sytuacji do krytyki było mniej. "Zdziwiona jestem falą nienawiści, która się wylała, ale się nią nie przejmuję" - skomentowała. Czy rzeczywiście nie przejmuje się krytyką pod swoim adresem na poziomie emocjonalnym? Trudno powiedzieć. Można przypuszczać, że jednak ją to w jakiś sposób poruszyło, tym bardziej, że sama o tym wspomniała. Ale na poziomie refleksyjności raczej należy uznać, że rzeczywiście w żaden sposób hejtem się nie przejmie i nie zastanowi nad słusznością swoich decyzji o wspieraniu skompromitowanych liderów. W tym nie wyciąganiu wniosków, także jest podobna do siostry.