PolitykaSiostra Chmielewska: Nie zdajemy egzaminu z człowieczeństwa

Siostra Chmielewska: Nie zdajemy egzaminu z człowieczeństwa

- Władze kraju w centrum Unii - po to, żeby napiętnować i obrzydzić grupę ludzi - puszczają w TVP materiały pornograficzne. To jest coś niewyobrażalnego. Takie metody były stosowane w propagandzie najgorszych momentów ludzkiej historii - od III Rzeszy po Rwandę. To są chwyty poza etyką, służące do usprawiedliwienia braku sumienia. Zatuszowania śmierci niewinnych ludzi, której można było uniknąć - mówi w WP s. Małgorzata Chmielewska.

Straż Graniczna i Wojsko Polskie nie dopuszczają do uchodźców lekarzy ani jedzenia
Straż Graniczna i Wojsko Polskie nie dopuszczają do uchodźców lekarzy ani jedzenia
Źródło zdjęć: © East News | Jakub Kaminski
Marcin Makowski

Marcin Makowski: Z kim mamy do czynienia na granicy polsko-białoruskiej? Z imigrantami, uchodźcami, potencjalnymi terrorystami, "bronią" wykorzystywaną w wojnie hybrydowej, a może z bliźnimi?

s. Małgorzata Chmielewska (Wspólnota "Chleb Życia"): Oczywiście mamy do czynienia z ludźmi w nieszczęściu. Z naszymi bliźnimi. Koniec, kropka. Retoryka wojenna, którą stosuje się w tej chwili dosyć powszechnie, to język, którego nie kupuję. On dzieli, a nie łączy, co nie oznacza, że nie ma na świecie prawdziwych wojen. Tylko że one wyglądają zupełnie inaczej i - paradoksalnie - ludzie, którzy koczują na naszej granicy, często są ofiarami prawdziwych konfliktów. Trzeba im pomóc, bo ich życie i zdrowie jest zagrożone.

Pomóc, ale jak? Jak zrobić to mądrze?

Nie odpowiadamy za genezę tej sytuacji, ale na Polsce spoczywa część odpowiedzialności, gdy ktoś wkracza na nasze terytorium. Przecież doskonale wiemy, że ci ludzie nie mogą wrócić na Białoruś i jak twierdzą niektórzy mądrzy doradcy, "złożyć dokumentów o azyl". Nikt ich tam nie przyjmie. O to chodzi Aleksandrowi Łukaszence, aby zwabić ludzi z Bliskiego Wschodu, często w dramatycznej sytuacji życiowej, a następnie wypchnąć ich na granicę z Unią. Bez odwrotu, z żołnierzami na plecach. Nawet gdyby chcieli wrócić, znaleźli się w klinczu. Musimy strzec bezpieczeństwa naszych granic, ale równocześnie nie robić tego kosztem nieszczęśników wprowadzonych w błąd przez białoruskiego tyrana. Na tym polega perfidia gry, w którą Polska weszła.

A może po prostu została wciągnięta? To nie Polska ściąga tych ludzi samolotami z Bliskiego Wschodu i Afryki.

Jedno nie wyklucza drugiego, bo gdy już ci ludzie wymagali naszej pomocy, nie udostępniono im wsparcia medycznego, schronienia, nie rozpatrzono wniosków o azyl. Przecież nie musimy ich wszystkich przyjmować na stałe - wystarczy, że damy szansę na skorzystanie z obowiązującego prawa międzynarodowego. Stać nas jako państwo na taki wydatek. Finansowo i mentalnie. To nie są miliardy. Wiemy z historii, że niektóre państwa przyjmowały nawet ponad 100 tys. Polaków. 

Prymas abp Wojciech Polak napisał w liście do medyków, którzy chcieli ruszyć na białoruską granicę, następujące słowa: "Jestem przekonany, że zachowując prawo i obowiązek obrony państwowych granic, troszcząc się o wspólne bezpieczeństwo, jesteśmy w stanie nieść pomoc migrantom, którzy znaleźli się w dramatycznej sytuacji". Tylko ja ciągle nie wiem, jak te dwie rzeczy połączyć - pomóc konkretnym ludziom, zapewniając bezpieczeństwo państwa.

Oczywiście ci, którzy są po stronie białoruskiej, nie mogą otrzymać od nas pomocy i na tym polega całe nieszczęście. Ale osoby, które już przedostały się na naszą stronę - o czym mówiłam - muszą liczyć na wsparcie i humanitarne traktowanie. Skoro rząd stosuje retorykę wojenną, przecież nawet na wojnie do poszkodowanych dopuszcza się jakąś pomóc. Powiem brutalnie, podczas II wojny światowej nawet niemieckie hitlerowskie władze w celach propagandowych wpuszczały Międzynarodowy Czerwony Krzyż na terytorium obozów koncentracyjnych. Pytam, gdzie jest Czerwony Krzyż dzisiaj?

Czy zdaniem siostry organizacje humanitarne, takie jak PCK czy Caritas, zawiodły?

One przede wszystkim nie mogą wiele zrobić w świetle prawa. Jak cała masa ludzi, którzy chcieliby nieść bezinteresownie pomoc imigrantom i uchodźcom, ale stan wyjątkowy zabrania im wstępu na tę część terytorium kraju. W międzyczasie tych, których złapie się po polskiej stronie, wyrzuca się z powrotem do lasu. To jest skandal. Nie odpowiadamy za sumienie Białorusinów i ich pograniczników, ale za nasze już powinniśmy. 

Kto konkretnie powinien? Władza?

Przecież władzy to jest na rękę, bo pokazuje, jak prowadzi wojenkę. Tylko z kim oni walczą? Bić można się z przeciwnikiem o równych siłach. Trudno, żeby państwo walczyło z 16-latkiem, który ostatecznie zmarł na granicy. I teraz co? "Hurra, wygraliśmy bitwę"? Jaką wojnę można toczyć z dziećmi? Nie w moim imieniu.

O ile dobrze rozumiem, nikt nie chce walczyć z chorymi i dziećmi - przeciwnikiem jest reżim Aleksandra Łukaszenki, a te osoby jego ofiarami. 

I tu rodzi się pytanie, czy stajemy po stronie ofiar, a może godzimy się na wojenkę z Łukaszenką kosztem tych ludzi? Nie ma środka. Dlaczego do tej pory rząd nie zebrał się z opozycją i NGO-sami, nie zastanowił się, co można zrobić wspólnie? My możemy czekać, ale nadciąga jesień, robi się zimno i ofiar będzie coraz więcej. 

Czy siostry zdaniem Episkopat stanął na wysokości zadania, jeśli chodzi o komunikację odnośnie kryzysu migracyjnego? Nazwał odważnie rzeczy po imieniu?

Trudno ocenić, bo nie wiem, co Episkopat robił za kulisami, jeśli chodzi o kontakty z politykami, ale słyszałam, że bp Krzysztof Zadarko - odpowiedzialny za migrantów - już dawno próbował negocjować, chyba bez większych efektów. Oczywiście komunikaty zawsze mogłyby być mocniejsze, mogłoby być ich więcej, tylko problem polega na tym, że hierarchia kościelna nie dysponuje takimi mediami jak państwo. A rządzący bez żadnych skrupułów wykorzystują podległe im media publiczne do manipulacji, również ludzkimi sumieniami.

Czy ma siostra coś konkretnego na myśli?

Tak. Władze kraju w centrum Unii Europejskiej - po to, żeby napiętnować i obrzydzić grupę ludzi - puszczają w TVP materiały pornograficzne, które mają tworzyć wizerunek wszystkich imigrantów i uchodźców. To jest coś niewyobrażalnego. Takie metody były stosowane w propagandzie najgorszych momentów ludzkiej historii - od III Rzeszy po Rwandę. To są chwyty poza etyką, służące do usprawiedliwienia braku własnego sumienia. Zatuszowania śmierci niewinnych ludzi, której można było uniknąć. 

Nie przyjmuje siostra argumentów ministrów Błaszczaka i Kamińskiego, którzy przekonywali, że część imigrantów ma przeszkolenie wojskowe, sympatyzuje z terrorystami i przyjechała bezpośrednio z Rosji? Władze twierdzą, że w ten sposób bronią bezpieczeństwa polskich obywateli. 

Te argumenty mnie nie przekonują. Gdyby ktoś chciał się dostać z Rosji do Polski i szkodzić naszemu państwu, nie tkwiłby na mokradłach i w lasach na granicy białoruskiej. Taki "terrorysta" byłby niespełna rozumu. Sądzę, że wśród imigrantów i uchodźców procent ludzi, którzy mają problemy z prawem lub mogą stanowić niebezpieczeństwo, jest nieporównywalnie mniejszy od średniej statystycznej w naszym społeczeństwie. Jeśli obawiamy się o bezpieczeństwo, przed udzieleniem zgody na azyl sprawdzajmy dokładnie przeszłość migrantów - od tego mamy służby i za to im płacimy. Pod żadnym pozorem nie można jednak z kilku zdjęć robić obrazu wszystkich wałęsających się po polach i lasach biedaków. 

W debacie publicznej często podnoszony jest następujący wątek: jesteśmy krajem, w którym dominuje katolicyzm i etyka chrześcijańska, a równocześnie duża część społeczeństwa i jego władz wydaje się odwracać wzrok od dramatu dziejącego się na granicy. Jak pogodzić te dwie wrażliwości?

Niestety w Polsce katolicyzm jako wyznanie dla dużej części moich braci i sióstr jest już nie tyle religią, co zastaną obrzędowością. Nie przenika do sumień, nie zmienia życia. To, że ktoś deklaruje się jako katolik, a politycy usiłują wykorzystać religię do uwiarygodnienia swoich niecnych uczynków, jest paskudne, ale już mnie nie zaskakuje. Zastanawiam się, dlaczego tak wielu ludzi się z tym zgadza.

I jak siostra odpowiada na to pytanie?

Myślę, że to suma zaniedbań ze strony Kościoła w głoszeniu rzeczywistej Ewangelii, jej radykalizmu i bezkompromisowego przesłania. Ci, którzy są naszymi pasterzami, są również ludźmi, niekiedy fatalnie wikłającymi się w politykę. Historia pokazuje, że na dłuższą metę przegrywała na tym zawsze wiara. Nie wystarczy namalować sobie krzyża na piersi, żeby naśladować Chrystusa. Mam wrażenie, że Pan Bóg mówi nam w tej chwili "sprawdzam".

Ta sytuacja to sprawdzian?

Nie wiem. Być może. Na pewno każdy z nas musi chociaż spróbować zmierzyć się z następującą sytuacją. Staje naprzeciwko mnie potrzebujący, bezbronny człowiek. Co robię? Odwracam się i odchodzę, a może pomagam. Wiem, że to wymaga odwagi i wyobraźni miłosierdzia - osobistego zaangażowania. Nikt nie jest z tego zwolniony, politycy również. Niech sobie nie marzą, że któregoś dnia św. Piotr nie zapyta ich: "Co ty zrobiłeś dla ubogich, potrzebujących, chorych? Jak wykorzystałeś swoją władzę?". Dzisiaj Chrystus leży w błocie na granicy. I my tego egzaminu z człowieczeństwa nie zdajemy.

Dla Wiadomości WP rozmawiał Marcin Makowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Węgierska pokusa PiS [OPINIA]
Tomasz P. Terlikowski
Komentarze (567)