Silni, zwarci ...bezradni
"Jesteśmy zwarci i gotowi, by walczyć z ostrą niewydolnością oddechową (SARS)" - zapewniał kilka dni temu główny inspektor sanitarny, Andrzej Trybusz. Dziennikarze "Super Expressu" sprawdzili, na jaką pomoc możemy liczyć. I okazało się, że na żadną!
22.04.2003 06:46
"Jak mamy postępować z ciężko chorymi? Iść do nich z gołymi rękami i wystawić się na zarażenie?" - pytają pielęgniarki pracujące w szpitalu zakaźnym im. Biegańskiego w Łodzi. Nie mają na to ochoty. "Gdy pojawi się ktoś chory na SARS, to bierzemy torebki i wychodzimy" - mówi jedna z nich. Dyrektor szpitala Zbigniew Deroń zapewnia, że ma w magazynie jednorazowe fartuchy, maseczki, jednorazowe obuwie ochronne. W placówce jest nawet kilka kombinezonów ochronnych, ale tylko 1 maska z filtrem, chroniąca przed bakteriami. Nie ma ochronnego obuwia do kombinezonów.
Nie maseczki jednak decydują o bezpieczeństwie. Aby szpital uznać za bezpieczny dla pacjentów, personelu i środowiska powinien mieć odpowiedni sprzęt: śluzy, system podciśnieniowy powodujący, że bakterie nie będą się wydostawać na zewnątrz. A tego nie ma. Na oddziale, który wytypowano dla zakaźnie chorych m.in. na SARS, nie ma nawet oddziału intensywnej opieki medycznej. Oznacza to, że pacjenta ciężko chorego na SARS trzeba by transportować do innego szpitala.
Nie tylko personel w łódzkim szpitalu jest przerażony perspektywą przyjęcia chorych na SARS. Dziennikarze gazety sprawdzili jak na zgłaszane objawy choroby reagują inne placówki. Niestety, większość podobnie.