ŚwiatSikorski: uważam, że porażka szczytu nikomu by się nie opłaciła

Sikorski: uważam, że porażka szczytu nikomu by się nie opłaciła

Jesteśmy w momencie dramatycznym, ale arcyciekawym - tymi słowy minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski odpowiedział dziennikarzom na pytania o szczyt dotyczący budżetu unijnego na najbliższe siedem lat. Dodał, że europejscy przywódcy mają szansę, by wysłać światu "mocny sygnał, że Europa potrafi wyciągać wnioski z kryzysu".

Sikorski: uważam, że porażka szczytu nikomu by się nie opłaciła
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński

- To co jest w zasięgu ręki przywódców europejskich, to jest wysłanie mocnego sygnału rynkom globalnym, ale i też całemu światu, że Europa potrafi wyciągać wnioski z kryzysu, że potrafi spuścić mocną kotwicę stabilności ekonomicznej. Więcej, potrafi uzgodnić coś, co bardzo szybko przekłada się na wzrost gospodarczy, na konkurencyjność i na szybki przepływ środków z unijnego budżetu do firm. To jest w zasięgu ręki - powiedział szef MSZ.

- Premier ma arcytrudne, ale też i epokowe zadanie dla naszego kraju. Jeśli wróci z dobrym kompromisem, to kompromis zapewnia nam czas do końca dekady na dokończenie modernizacji Polski, przynajmniej w sferze infrastruktury, gospodarki, ale także nauki, rolnictwa i wielu innych dziedzin. Niezależnie od podziałów politycznych powinniśmy wszyscy solidarnie trzymać kciuki za to, aby polska ekipa doprowadziła do uchwalenia budżetu jak najbliższego, co nie oznacza tożsamego z propozycjami przewodniczącego Rady - podkreślił.

Sikorski był pytany, czy szczyt uda zakończyć się porozumieniem. - Byłem pesymistą przy pierwszym podejściu. Dzisiaj mówimy o budżecie prawie bilion euro, to jest trochę poniżej 1 procent PKB całej Unii Europejskiej, a spieramy się o 30 miliardów z hakiem, czyli o promile PKB Unii Europejskiej. Wydaje się, że te promile nie są warte negatywnego sygnału, jaki poszedłby do rynków i konsekwencji z tym związanych, czyli wyższej ceny pieniądza. Uważam, że porażka szczytu nikomu by się nie opłaciła - ocenił.

Szef MSZ zaznaczył, że budżet UE negocjowany jest w trudnej sytuacji, ponieważ wielu państwom brakuje pieniędzy na wsparcie swoich systemów bankowych, czy wypłat dla urzędników. Zaznaczył, że sytuacja jest znacznie trudniejsza, niż wtedy gdy padała wyborcza obietnica PO o możliwości uzyskania 300 miliardów złotych na politykę spójności.

- Mam wewnętrzną pewność, że wszystko, co było w polskiej mocy, aby doprowadzić do dobrego kompromisu w Brukseli zostało wykonane - podkreślił. Dodał, że w negocjacjach nie można jedynie "walić butem w stół i mówić o polskim interesie", ale trzeba precyzyjnie wiedzieć, na czym on polega. - Dla nas najważniejsza jest spójność, po drugie dopłaty dla rolników - powiedział.

Zaproponowana na listopadowym szczycie przez Van Rompuya propozycja budżetu zakładała cięcia w wys. 75 mld euro w stosunku do mniej więcej bilionowej wyjściowej propozycji Komisji Europejskiej. Przewidywała wydatki UE na poziomie ok. 972 mld euro (w tzw. zobowiązaniach) w ciągu siedmiu lat, ale Niemcy, Wielka Brytania, Holandia i Szwecja domagały się dalszych cięć w wys. 30 mld euro.

Według nieoficjalnych informacji, szef RE zaproponuje teraz dalsze cięcia w stosunku do swojej listopadowej propozycji o ok. 15 mld euro w zobowiązaniach i o ok. 30 mld w rzeczywistych płatnościach. AFP podaje, że propozycja będzie opiewać na blisko 957 mld euro w zobowiązaniach i ok. 900-905 mld euro w płatnościach.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (428)