Siedem godzin w skafandrze. Kulisy ewakuacji polskiego dyplomaty z Indii
Piloci szczelnie zamknięci w kabinie, załoga w skafandrach ochronnych – tak wyglądał lot z Indii, którym został ewakuowany ciężko chory na koronawirusa polski dyplomata. Samolot LOT-u został później poddany trwającej 4 godziny dezynfekcji.
W niedzielę po południu samolotem LOT-u przyleciał z Indii do Warszawy ciężko chory polski dyplomata. Wraz z nim ewakuowana została jego rodzina w tym również chora ciężarna żona. Wszyscy trafili w stolicy do szpitala.
Polskie Linie Lotnicze LOT potraktowały to jako misję ratunkową. Pasażerowie zostali wpuszczeni na pokład samolotu, który planowo wozi z Indii przesyłki.
– Załoga otrzymała pełne zestawy ochronne i dyspozycję ograniczenia kontaktów do minimum. Instrukcja „Zasady postępowania na pokładzie samolotu”, zwykle przekazywana przez obsługę lotu, tym razem została wyświetlona w postaci filmu – mówi rzecznik PLL LOT Krzysztof Moczulski.
Samolot, który wykonywał zadanie jest wyposażony w specjalne filtry powietrza, którego pełna wymiana następuje co dwie minuty. Po przylocie zastosowano nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. Dreamliner poddany został trwającej 4 godziny dezynfekcji. Załodze polecono samoobserwację. Każdy członek załogi może też poddać się testom na obecność koronawirusa na koszt firmy. Maszyna na razie nie wykonuje kolejnych lotów.
Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński mówił w poniedziałek, że decyzja o transporcie zapadła, by "uratować życie" dyplomaty.
Wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk napisał na Twitterze, że "bardzo trudna sytuacja w Indiach i brak możliwości pomocy na miejscu zmusił nas do decyzji o ewakuacji ciężko chorego polskiego dyplomaty do kraju".
W Indiach szaleje druga fala pandemii COVID-19. W stołecznym Delhi, w mniej niż co cztery minuty umiera osoba zakażona koronawirusem.