Shlomo Avineri: Dziwna śmierć tureckiego sekularyzmu
Następstwa nieudanego puczu w Turcji każą postawić fundamentalne pytanie: czy prezydent Recep Tayyip Erdogan będzie kontynuować swój marsz ku autorytaryzmowi, być może dodatkowo zachęcony zemstą, czy wyciągnie rękę do swoich przeciwników i spróbuje zasypać głębokie podziały w tureckim społeczeństwie? - pisze Shlomo Avineri. Artykuł w języku polskim ukazuje się wyłącznie w WP Opiniach, w ramach współpracy z Project Syndicate.
25.07.2016 | aktual.: 12.09.2016 18:24
Niczego jeszcze nie można przesądzić, ale biorąc pod uwagę przykłady z historii, poważne próby przejęcia władzy od autorytarnych lub półautorytarnych przywódców zwykle prowadzą do utwardzenia się reżimu, a nie jego liberalizacji. A pierwsze ruchy Erdogana po klęsce puczystów - masowe aresztowania i czystki tysięcy żołnierzy, sędziów, policjantów i nauczycieli - zdają się potwierdzać ten pesymistyczny scenariusz.
Ale błędem byłoby patrzenie na to, co się dzieje w Turcji jedynie przez pryzmat osobowości i autorytarnych skłonności Erdogana. On i jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) reprezentują wstrząs w tureckiej polityce, podobny do tego w innych muzułmańskich krajach Bliskiego Wschodu.
Próbując przesunąć ścieżkę tureckiej historii z dala od radykalnej laickości ojca założyciela nowoczesnej Turcji Kemala Atatürka, AKP początkowo wydawała się odchodzić od kemalistycznych autorytarnych schematów. Z racji tego, że zachodni obserwatorzy zawsze popierali laicką naturę kemalizmu, wielu z nich ignorowało fakt, że reżim ten - nacjonalistyczny, jednopartyjny system z Atatürkiem będącym w centrum kultu jednostki - był bardziej podobny do europejskiego faszyzmu z lat 30. niż do liberalnej demokracji. Dopiero w latach 50. system ten zaczął powoli się rozluźniać.
Kemalistowski sekularyzm nie był wyrazem szerokiego i oddolnego ruchu; został narzucony przez niewielką miejską elitę - militarną i intelektualną - na tradycyjne i głównie wiejskie społeczeństwo. Kemalizm nie tylko wprowadził wariant alfabetu łacińskiego, co całkowicie odcięło Turków od jakichkolwiek związków z ich historią i kulturą, ale także zakazał noszenia tradycyjnych ubrań (fezów, luźnych spodni dla mężczyzn, chust dla kobiet) i wymusił na społeczeństwie europejski ubiór. Wszystkie arabsko lub muzułmańsko brzmiące nazwiska musiały zostać zmienione na bardziej tureckie.
Żadne społeczeństwo w Europie nie przeżyło aż tak głębokiego procesu odgórnej rewolucji kulturowej. Na Zachodzie sekularyzacja postępowała wraz z oświeceniowym projektem demokratyzacji i liberalizacji. W Turcji - a w mniej radykalnej formie także pod rządami Szacha w Iranie oraz wojskowych dyktatorów w Egipcie, Tunezji, Syrii i Iraku - ludność nigdy nie miała wyboru.
Zwycięstwa wyborcze AKP odnoszone przez partię od 2002 roku, podobnie jak porównywalne wydarzenia w innych krajach muzułmańskich, były w pewnym sensie powrotem represjonowanych. Ponieważ kemalistyczny system ostatecznie zliberalizował się politycznie (choć nie kulturalnie), powstanie wielopartyjnego systemu dało wpływy tradycyjnym konserwatystom, których poglądy od dawna były ignorowane.
Jednocześnie gospodarcza modernizacja umożliwiła konserwatystom mobilność społeczną, dzięki czemu mogła powstać nowa, pozostająca przy swoich tradycyjnych religijnych poglądach burżuazja, która w kemalistowskich elitach - ulokowanych w armii, kadrach urzędniczych, sądownictwie i uniwersytetach - widziała swoich oprawców. Ci wyborcy utworzyli bazę dla wyborczych zwycięstw AKP i jej demokratycznej legitymacji. Ostatnie próby części wojska - tarczy laickości - aby unieważnić wolę wyborców (tak jak miało to miejsce trzykrotnie w ciągu ostatniego półwiecza) potwierdzają ciągle istniejące tarcia między laickością a demokracją w Turcji.
W tym samym czasie, polityka zagraniczna Erdogana w ostatnich latach była pasmem porażek. Jego początkowe obietnice o prowadzeniu polityki "zera konfliktów z sąsiadami" skończyły się pogarszającymi się relacjami z Armenią, Rosją, Izraelem i Egiptem - nie mówiąc już o efektach tej polityki w kraju, w tym fali ataków terrorystycznych spowodowanych zaangażowaniem Turcji w wojnę w Syrii.
Nie zmniejszyło to jednak poparcia Turków dla Erdogana, zaś USA i Unia Europejska - mimo że przez zaciśnięte zęby - także poparły go przeciwko puczystom. To świadectwo tego, jak fundamentalny interes widzą w stabilnej Turcji zachodnie mocarstwa. UE potrzebuje jej, by wstrzymać kolejne fale imigrantów, zaś USA by prowadzić wojnę - jakkolwiek ograniczoną - przeciwko Państwu Islamskiemu. Wątpliwe jest, by ściganie przez Erdogana swoich wewnętrznych wrogów - rzeczywistych lub wyimaginowanych - stanowiło przeszkodę dla Stanów Zjednoczonych lub UE w staraniu się o współpracę Ankary.
Ale brutalna odpowiedź Erdogana na próbę zamachu stanu - oprócz "oczyszczania" publicznych instytucji z pozostałości laickiego establishmentu oraz z byłych sojuszników z ruchu Gülena (może dojść też do procesów pokazowych), tylko pogłębi przepaść dzielącą tureckie społeczeństwo. Tym bardziej, że zamachy terrorystyczne były przeprowadzane nie tylko przez ISIS, ale również przez kurdyjskich bojówkarzy, których żądania autonomii rzuciły wyzwanie koncepcji niepodzielnego narodu tureckiego - kamienia węgielnego państwa Atatürka.
Tuż przed puczem Erdogan poczynił znaczące ruchy w kierunku zmniejszenia napięcia z Rosją i Izraelem. Wydaje się, że następstwa nieudanego zamachu stanu nie będą miały wpływu na te zamiary. Jednak tuż za granicą Turcji w Syrii wciąż trwa wojna domowa i nie wygląda na to, by miała się szybko zakończyć. Faktyczna implozja Syrii jako państwa - i związany z tym napływ coraz większej liczby uchodźców - nadal będzie przysparzała problemów dla tureckiej polityki i społecznej spójności w kraju.
Kemalistyczna laickość oparta o wojsko okazała się być ostatecznie modelem nie do utrzymania: jej zniszczenie pod rządami AKP cieszy się szerokim poparciem. Ale nieudany pucz prawdopodobnie tylko wzmocni nieliberalne aspekty demokracji Erdogana, w której wola ludu i rządy większości rozmijają się z pluralizmem, prawami człowieka i wolnością słowa. O tym, jak stabilny jest ten nowy model w Turcji - gdzie mimo szerokiego sprzeciwu wobec puczystów duża część społeczeństwa nadal nastawiona jest wrogo do Erdogana - przekonamy się w przyszłości.
Shlomo Avineri - profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie i członkiem Izraelskiej Akademii Nauk Ścisłych i Humanistycznych. Był dyrektorem generalnym izraelskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w czasie rządów Icchaka Rabina.
Copyright: Project Syndicate, 2016