Sekstaśma z politykiem PiS? CBA za wszelką cenę chciało ją odnaleźć
Nowe fakty w sprawie byłego agenta CBA Wojciecha J., który miał być w posiadaniu sekstaśmy z czołowym politykiem PiS. Jak ustaliła Wirtualna Polska, w 2018 roku kierownictwo Biura starało się wymusić na funkcjonariuszu ujawnienie: w jaki sposób wszedł w posiadanie taśmy i kto ją przekazał.
Chodzi o głośną w ostatnich dniach sprawę z udziałem byłego oficera CBA Wojciecha J. To on zawiadomił Prokuraturę Generalną o przekroczeniu uprawnień i niedopełnieniu obowiązków przez szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Ernesta Bejdę. Według zawiadomienia, szef Biura mógł mieć związek z tuszowaniem afery obyczajowej z udziałem polityka PiS z Podkarpacia. W zawiadomieniu pada nazwisko marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego.
Polityk stanowczo zaprzecza i nazywa informacje agenta CBA pomówieniami. W podobnym tonie od początku wypowiada się kierownictwo Biura. – Informacje kolportowane przez byłego funkcjonariusza to kłamstwa i pomówienia. Centralne Biuro Antykorupcyjne weryfikowało te informacje. Żadna z nich się nie potwierdziła. Co więcej, były funkcjonariusz nie dostarczył żadnych dowodów w opisywanej przez siebie sprawie. Dlatego też CBA złożyło do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa – twierdzi w specjalnym oświadczeniu rzecznik CBA Temistokles Brodowski.
Tymczasem, jak ustaliła Wirtualna Polska, tuż przed odejściem ze służby w maju 2018 roku Wojciech J. był przesłuchiwany przez funkcjonariuszy CBA z Departamentu Operacyjno-Śledczego. Jednym z oficerów był Artur P. W dokumentach, do których dotarliśmy, Wojciech J. skarży się swojemu przełożonemu Ernestowi Bejdzie, że przesłuchanie miało na celu "wymuszenie przekazania personaliów Osobowego Źródła Informacji (OZI), od którego otrzymał płytę z nagraniem jednego z polityków Prawa i Sprawiedliwości”.
Na nagraniu tym polityk "dokonuje obcowania płciowego oraz innych czynności seksualnych z nieletnią kobietą, prawdopodobnie Ukrainką, zatrudnioną w jednej z agencji towarzyskich na Podkarpaciu". Według Wojciecha J. nagranie miało służyć "zorganizowanej grupie przestępczej, prawdopodobnie o charakterze transgranicznym, do szantażowania tego polityka”.
Wojciech J. miał nie ujawnić personaliów swojego informatora. Zarówno podczas wspomnianego przesłuchania, jak i później, kiedy ci sami funkcjonariusze zjawili się u niego w domu.
Przypomnijmy, że Wojciech J. pracował w CBA od 2015 roku. Decyzją szefa Biura otrzymał szerokie uprawnienia i dostęp do tajnych informacji. To właśnie Ernest Bejda miał go wysłać na Podkarpacie, by szukał haków na byłego szefa CBA Pawła Wojtunika. A jak ujawnił TVN24, dodatkowo miał zbierać kompromitujące informacje dotyczące byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Przy okazji miał natrafić na nagranie z udziałem polityka PiS.
- Szef CBA stwierdził w jednej z rozmów, że dysponuje wiedzą, że na Podkarpaciu są osoby nagrywane z kręgu władzy i służb w domach publicznych. Wymienił przy tym liczbę nagrań, to jest około czterech tysięcy. Wskazał konkretne osoby, które miały dysponować tymi nagraniami – mówił Wojciech J. w TVN24.
Wczoraj do dymisji ze stanowiska szefa CBA wezwali Ernesta Bejdę posłowie opozycji. - Jeśli CBA, jako służba państwowa, zamiast tropieniem przestępczości zajmuje się tropieniem poprzedników politycznych, to można jasno powiedzieć, że jest to wynaturzenie tej służby, a CBA stało się kolejnym narzędziem walki politycznej w Polsce - mówił poseł Cezary Tomczyk w Sejmie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl