Sędziowie? Dobra, zmiana. Tylko jaka© PAP | Tomasz Gzell

Sędziowie? Dobra, zmiana. Tylko jaka

Patryk Słowik
21 maja 2021

Mamy święte prawo, by zreformować wymiar sprawiedliwości – mówi Jarosław Kaczyński. To nie reforma, a upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości – odpowiada opozycja. Jednoznacznej odpowiedzi, co zrobić i czy coś w ogóle robić z ludźmi powiązanymi z obozem rządzącym, którzy zajęli najwyższe stanowiska sędziowskie w Polsce, nadal brak. Sprawa powraca przy każdej kolejnej kontrowersyjnej nominacji. I powracać będzie.

14 maja 2021 roku. Krajowa Rada Sądownictwa uznaje, że Łukasz Piebiak, były wiceminister sprawiedliwości w resorcie Zbigniewa Ziobry, powinien zostać sędzią Naczelnego Sądu Administracyjnego. Argumenty za jego wyborem to m.in. właśnie ministerialne doświadczenie.

Od dopisania w dossier "sędzia NSA" Piebiaka dzieli już tylko decyzja prezydenta.

To doskonały wybór, bo takich fachowców jak Łukasz Piebiak ze świecą szukać – twierdzą jedni.

To kolejny dowód na upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości, bo wskazano osobę nieetyczną, za którą ciągnie się tzw. afera hejterska i upolitycznioną – wskazują drudzy.

Bez względu na ocenę nominacji dla sędziego, wszyscy przyznają, że szczególnie istotne będzie to, co w przyszłości stanie się z Piebiakiem i innymi sędziami blisko związanymi z "dobrą zmianą".

Sądowe zatrucie

Oczyśćmy przedpole: Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, Europejski Trybunał Praw Człowieka, Sąd Najwyższy, a także Naczelny Sąd Administracyjny sformułowały szereg zastrzeżeń do sposobu funkcjonowania polskiego wymiaru sprawiedliwości pod rządami Prawa i Sprawiedliwości oraz Zbigniewa Ziobro, które te zmiany firmuje.

Najczęściej chodzi o udział w wyborze sędziów Krajowej Rady Sądownictwa.

To w znacznej mierze od niej zależy, kto zostanie sędzią oraz kto awansuje do wyższej instancji. Szkopuł w tym, że rada w obecnym kształcie - w ocenie sądów i trybunałów - nie jest niezależna od politycznych wpływów.

Skąd te oceny? W grudniu 2017 roku sejm przyjął ustawę, która przewidywała wygaszenie kadencji członków KRS i zastąpienie ich nowymi. W efekcie niemal wszyscy nowo mianowani okazali się blisko związani z politykami Zjednoczonej Prawicy.

W kilku wyrokach – w Polsce i za granicą – uznano, że dokonywane przez KRS wybory obarczone są szeregiem wad. Z kolei te wady przekładają się na sędziów biorących udział w postępowaniu, w którym rada jest kluczowym ogniwem.

Najprościej - jeśli uznajemy, że organ jest "skażony", "skażeni" są też sędziowie wybierani przez ten organ.

Przy czym - to ważne zastrzeżenie - wbrew twierdzeniom niektórych TSUE czy ETPCz, nie mówią, czy ktoś w Polsce jest sędzią, czy nim nie jest. Wskazują jedynie- tylko i aż - że pewne działania w Polsce są niezgodne z prawem unijnym oraz europejską konwencją praw człowieka. Co z tym zrobi Polska - to już nasza sprawa.

I w ramach tej "naszej sprawy" sędziowie powiązani z "dobrą zmianą" robią zawrotne kariery.

Awanse do Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego, szybkie przeskakiwanie z sądów rejonowych do apelacyjnych stały się niemal codziennością.

Dziennikarze prawni jeszcze kilkanaście miesięcy temu robili zakłady czy dany sędzia zostanie wskazany przez Krajową Radę Sądownictwa jako godny awansu. Dziś nie zakłada się już nikt - wystarczy zobaczyć listę kandydatów na wysokie stanowisko sędziowskie, by wiedzieć, kto wygra konkurs.

Liczbę takich sędziów w skali kraju można oszacować na 40-50. Niektórzy mówią nawet o 100. I tych orzekających niemal wszystkie partie opozycyjne chciałyby się pozbyć. Oczywiście wtedy, gdy uda się wyszarpać władzę Zjednoczonej Prawicy.

Ale jest kłopot. Jeśli ktoś bowiem twierdzi, że sędziów sympatyzujących z obozem władzy można się prosto pozbyć poprzez wykazanie, że awansowali wskutek procedury przeprowadzonej przez nieuprawnioną do procedowania Krajową Radę Sądownictwa, pozbyć należałoby się łącznie niemal 1000 sędziów w całej Polsce.

Skoro bowiem, jak twierdzą niektórzy, sam fakt udziału KRS w procedurze wyboru sędziego przekłada się na nieważność postępowania, to ta nieważność dotknie i wyboru Łukasza Piebiaka do NSA, i 33-letniego Iksińskiego na stanowisko sędziego sądu rejonowego.

Rządzący zdawali sobie z tego doskonale sprawę. Wiedzą, że młodzi, nijak niezwiązani z polityką ludzie zostający sędziami, jednocześnie zostają zakładnikami, którymi łatwo się zasłonić.

Stąd pytanie: co zrobić z sędziami "dobrej zmiany", by nie wylać dziecka z kąpielą?

Podzielona opozycja

Politycy Koalicji Obywatelskiej oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego nie mają wątpliwości: wszelkie postępowania przed KRS są nieważne.

W efekcie, jeśli ktoś został sędzią za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości - sędzią nie jest. Gdy ktoś za PiS awansował - po zmianie władzy awans utraci.

- Zgodnie ze starą rzymską zasadą: prawo nie rodzi się z bezprawia. To, co działa obecnie, to nie jest KRS. To jest instytucja wadliwie obsadzona - wbrew Konstytucji - przez politycznych nominatów - mówi Kamila Gasiuk-Pihowicz, posłanka KO, wiceprzewodnicząca sejmowej komisji sprawiedliwości. Jej zdaniem ci, którzy dziś są powoływani i awansowani przez upolitycznioną KRS z poważną wadą prawną, nie mogą być uznani za sędziów.

- W tym kontekście warto postawić pytanie, co to za prawnik, który świadomie bierze udział w bezprawnej procedurze awansów lub powołań przed neoKRS - zastanawia się Gasiuk-Pihowicz.

Posłanka podkreśla też, że Polacy mają prawo do wyroków wydanych przez prawidłowo obsadzony, niezależny sąd. Dlatego sędziowie muszą czuć pełną niezależność od polityków.

- Muszą mieć pewność, że zostali powołani zgodnie z literą prawa, dlatego że byli najlepsi w konkursie, a nie z powodu "politycznych pleców" - zaznacza Gasiuk-Pihowicz.

W ocenie KO nie może więc być mowy o uznaniu jakichkolwiek nominacji KRS. A to, że de facto wadą prawną dotkniętych jest wybór całej armii sędziów?

- Mamy świadomość, że PiS, tworząc neoKRS i dopuszczając do obsadzania z jego udziałem funkcji sędziowskich, naraża nasz kraj na prawny Armagedon - przyznaje posłanka Gasiuk-Pihowicz.

Od razu jednak dodaje, że odpowiedzialny polityk musi podążać śladami Konstytucji oraz międzynarodowych standardów. I nie wolno dopuścić do tego, by wskutek obawy przed konsekwencjami, które mogłyby dotknąć nie tylko nominatów "dobrej zmiany", dać przyzwolenie na łamanie prawa.

Podobnego zdania jest Krzysztof Paszyk z PSL, poseł Koalicji Polskiej, również wiceprzewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości.

- Po przywróceniu porządku konstytucyjnego, a do tego będziemy dążyć jako Koalicja Polska, Trybunał Konstytucyjny, prawdziwy i prawomocny, a nie składający się z sędziów-dublerów, cofnie pisowski zamach na wolne sądy – mówi poseł i zapowiada: - Cofnięte zostaną również zmiany kadrowe, promujące posłusznych władzy prawników.

Twierdzi również, że potrzebne będzie ciało, które dokona weryfikacji na stanowiskach sędziowskich.

- Nie chodzi tu ani o odgrywanie się na kimś, ani o polityczne rozgrywki. Chodzi o pewność obrotu prawnego - przekonuje parlamentarzysta.

Jak bowiem zaznacza Paszyk, orzeczenia sędziów powoływanych przez neoKRS będzie można bardzo łatwo podważyć. A jako państwo nie możemy sobie pozwolić, by orzeczenia wydawane przez sędziów powołanych z wadą prawną były podważane, bo doprowadzimy wówczas do kompletnego chaosu prawnego.

Jeśli jednak ktoś liczy, że opozycja w sprawie podejścia do sędziów po zmianie władzy będzie mówiła jednym głosem, ten będzie zawiedziony. Lewica bowiem wskazuje wprost: nie może być mowy o masowym wyrzucaniu sędziów.

Anna-Maria Żukowska, posłanka Lewicy i kolejna wiceprzewodnicząca sejmowej komisji sprawiedliwości, mówi WP, że do problemu orzeczeń dokonywanych przez sędziów nominowanych przez neoKRS nie można podchodzić populistycznie ani ideologicznie. I dalej, że to złożona kwestia, która nie jest tylko i wyłącznie sprawą samego wymiaru sprawiedliwości, lecz przede wszystkim obywateli i dotyczy zasady pewności prawa.

- Nie wyobrażam sobie sytuacji, że przejmujemy władzę i anulujemy wszystkie postępowania z udziałem sędziów wybranych przez neoKRS – mówi Żukowska.

W ocenie Lewicy oznaczałoby to, że setki tysięcy prawomocnych orzeczeń mogłyby zostać wzruszone. W efekcie sądy byłyby zakorkowane jeszcze bardziej niż dotychczas, a ludzie byliby wściekli. Inwestorzy z kolei uznaliby, że w Polsce nie warto inwestować, skoro państwo jednym ruchem stwierdza, że ok. tysiąca sędziów de facto nie miało prawa wydawać wyroków.

- Należy pamiętać, że sędziowie są przez KRS wybierani, ale powoływani przez Prezydenta RP. A postanowienia prezydenta są niezaskarżalne - podkreśla Anna-Maria Żukowska.

Stanowisko Lewicy jest zatem proste: wyroki oraz sędziów - zostawić, KRS - wymienić.

- Co miał zrobić młody asesor lub asesorka, którym za rządów PiS kończyła się asesura? Nie składać wniosku o powołanie na sędziego? Lata nauki i pracy w piach? To nie aktualnie powoływani sędziowie są winni. Winny jest rząd PiS i neoKRS. KRS wymienimy ustawą. Polityków PiS, którzy doprowadzili do chaosu, rozliczymy. Ale nie zamierzamy sprowadzać nieszczęścia niepewności prawa na obywateli - przekonuje Anna-Maria Żukowska.

Konfederacja z kolei nie ukrywa, że chętnie pozbyłaby się sędziów powiązanych z Prawem i Sprawiedliwością lub Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry. Nie może się to jednak wiązać ze wzruszeniem powołań zdecydowanej większości sędziów, którzy po prostu mieli pecha i trafili na czas funkcjonowania obecnej Krajowej Rady Sądownictwa.

- W obecnym stanie prawnym nie widzimy możliwości zaprowadzenia porządku bez stanowczego i całkowitego resetu systemu – mówi Artur Dziambor, poseł Konfederacji. - Jesteśmy świadomi, że takie zmiany mogą wymagać większości konstytucyjnej, ale jako partia propaństwowa, ceniąca praworządność ponad wszystko, nie widzimy innej drogi na ulepszenie, wprowadzenie proobywatelskich zmian i regulację zależności w polskim sądownictwie.

Konfederacja przygotowała zresztą ustawę wykluczającą z systemu sądowniczego osoby, które mają przeszłość zawodową sięgającą PRL-u. I politycy Konfederacji chętnie pozbyliby się także sędziów powiązanych z PiS-em. Ale, jak przyznają, bez zmiany konstytucji wydaje się to nierealne.

Na nasze pytania nie chciała odpowiedzieć Polska 2050 Szymona Hołowni.

Dobro obywateli

Podzielona w ocenach jest nie tylko opozycja, lecz także eksperci.

Jedni twierdzą, że choćby konsekwencje rozprawienia się z obecnymi nieprawidłowościami były bolesne, to nie można z tego względu akceptować bezprawia.

Drudzy uważają, że prawo i budowany z mozołem wymiar sprawiedliwości mają być przede wszystkim dla obywateli, a nie dla zasad, których kurczowe trzymanie się może obywatelom zaszkodzić.

Paulina Grochowska, radca prawny w kancelarii Chmaj i Wspólnicy, gdy pytamy ją o przyszłość, mówi, że odpowiedzi udzielono już w starej łacińskiej paremii: Ab inito semper nullum. Czyli co jest od początku nieważne, zawsze jest nieważne.

- Niestety, każde działanie przedstawicieli władzy z pogwałceniem zasad i norm kształtujących system prawny wiąże się wcześniej czy później z określonymi konsekwencjami dla społeczeństwa. I wbrew powszechnie przyjmowanemu rozumowaniu, mowa tu nie o podmiotach należących do grupy najbardziej zamożnych, ale zdecydowanie o tych, którzy stanowią większość, czyli średnio i mało zamożni - zaznacza Grochowska.

Jej zdaniem nie istnieją jakiekolwiek możliwości uzdrowienia zaistniałego stanu bez ponoszenia ogólnych - finansowych i społecznych - strat.

- Powoływanie komisji politycznych, postępowania przed sądami, utworzenie eksperckich zespołów ds. minimalizacji negatywnych skutków wydaje się oczywiste. Które z tych postępowań i podmiotów przyczyni się do stworzenia odpowiednich narzędzi i procedur naprawczych trudno na obecnym etapie rozsądzić. To obywatele "wydadzą wyrok" poprzez podjęcie odpowiednich decyzji podczas wyborów - uważa Paulina Grochowska.

O tym, że w rozmowie o problemie ważności powołań sędziów z udziałem nowej KRS za bardzo koncentrujemy się na sędziach, a za mało na obywatelach, mówi też Bartosz Pilitowski, prezes fundacji Court Watch Polska, zajmującej się od wielu lat analizą funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości.

Ale jednocześnie Pilitowski dochodzi do zupełnie innego wniosku niż Grochowska. Jego zdaniem nie można przyjmować rozwiązania, zgodnie z którym każdy powołany przez KRS sędzia przestałby nim być, a każdy awansowany utraciłby awans.

Pilitowski tłumaczy to tak: - To, że ktoś wygrał konkurs organizowany przez nową KRS, nie oznacza automatycznie, że mamy do czynienia z politykiem w todze. W przypadku sądów powszechnych kryteria formalne się w zasadzie nie zmieniły, procedura także i sędziami zostają nadal osoby o podobnych kwalifikacjach.

Prezes Court Watch Polska podkreśla zarazem, że oczywiście mogą być przypadki, gdy kogoś będzie trzeba usunąć z urzędu. Ale do tego może dojść wówczas, gdy sędzia naruszył prawo lub zasady etyki zawodowej, a nie przez sam fakt bycia wskazanym przez KRS.

- Ważne, aby pozbawienie skompromitowanych osób dystynkcji odbyło się zgodnie z Konstytucją, czyli wyłącznie po udowodnieniu winy przed sądem dyscyplinarnym. Tylko uszanowanie zasady nieusuwalności i zapewnienie każdemu sędziemu prawa do uczciwego procesu uchroni nas przed polityczną czystką w sądownictwie po każdej zmianie władzy - argumentuje prezes Pilitowski.

O to, jak należałoby postąpić w przyszłości, pytamy też Jerzego Kozdronia, wiceministra sprawiedliwości w rządzie PO-PSL. Co być może istotniejsze, człowieka, który został wyrzucony z sędziowskiego zawodu.

Kozdroń został sędzią w 1978 r. Po wprowadzeniu stanu wojennego odmówił stosowania dekretu o stanie wojennym, wskutek czego został już 17 grudnia 1981 r. odwołany i przez kolejne lata dorabiał jako radca prawny w gminnych spółdzielniach.

- Jeśli ktoś dziś mówi, że odwoła wszystkich sędziów powołanych za PiS-u, to wygaduje głupoty. PiS zdemolował zaufanie do wymiaru sprawiedliwości, nie mam wątpliwości. Ale powiedzenie, że setki sędziów przez kilka lat nie miało prawa orzekać, bo zostali tymi sędziami nielegalnie, to postulat dalszego rozsadzania wymiaru sprawiedliwości - przekonuje Jerzy Kozdroń.

Gdy zaznaczamy, że przecież to postulaty jego partyjnych kolegów, prawnik odpowiada, że od dawna w sejmie mówi się głośniej i mocniej niż poza nim.

- Na swój sposób podziwiam rewolucyjny zapał młodszych koleżanek i kolegów. Ale obrany kierunek mnie nie przekonuje - mówi.

Co więc należałoby zrobić? Zdaniem Kozdronia po zmianie władzy trzeba wybrać przyzwoitych ludzi do KRS-u oraz powołać fachowych sędziów na rzeczników dyscyplinarnych. I na tym powinien skończyć się udział polityków.

Jeśli zaś rzecznicy dopatrzą się deliktów dyscyplinarnych u ludzi powiązanych z "dobrą zmianą", np. że wydawali orzeczenia na zamówienie polityczne, to wówczas należałaby wyrzucać takich orzekających z zawodu. Ale tylko tych, a nie stosować odpowiedzialność zbiorową.