Sędzia publiczne pił piwo, będzie miał ponowną "dyscyplinarkę"
Sędzia z Bielska Podlaskiego, który pił piwo
w miejscu publicznym, a interweniującym policjantom mówił, że "nic
mu nie udowodnią", będzie miał ponowną sprawę dyscyplinarną -
orzekł Sąd Najwyższy.
21.04.2006 | aktual.: 21.04.2006 16:10
Działając jako sędziowski sąd dyscyplinarny II instancji, SN uwzględnił odwołanie ministra sprawiedliwości od wyroku sądu I instancji, który w 2005 r. umorzył sprawę Marcina Ł. z powodu "znikomej szkodliwości społecznej czynu".
W letni wieczór 2004 r. w Warszawie Marcin Ł., asesor z Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim, pił wraz z kolegą piwo z puszki. Gdy policjanci zwrócili im uwagę, że popełniają wykroczenie karane mandatem, Marcin Ł. okazał legitymację sędziowską. Uśmiechając się, stwierdził, że policja niczego mu nie udowodni - brzmiała notatka policjantów, którzy odstąpili od czynności wobec Ł., który odmówił poddania się badaniu alkomatem.
W 2005 r. Sąd Apelacyjny w Białymstoku umorzył sprawę, uznając, iż zawinienie Ł. jest niewątpliwe i że uchybił godności sędziego, pijąc piwo i odnosząc się arogancko do policjantów. Zarazem sąd uznał, że jego czyn "nie wyszedł poza granice znikomej szkodliwości społecznej". To była tylko jedna puszka piwa, a sędzia nie znieważył przecież funkcjonariuszy - uznał sąd.
W odwołaniu do SN minister sprawiedliwości napisał, że szkodliwość czynu była znaczna, bo został popełniony publicznie, a Ł. obniżył prestiż urzędu sędziego, "jawnie demonstrując poczucie bezkarności".
Sędziowski rzecznik dyscyplinarny opowiedział się za utrzymaniem umorzenia.
SN przychylił się jednak do wniosku ministra. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia SN Zbigniew Hayn powiedział, że wyrok sądu I instancji był niespójny. Jeśli sąd ustalił, że Ł. był arogancki wobec policjantów, to twierdzenie o znikomej szkodliwości społecznej jest niezasadne - dodał, wyjaśniając, że sąd I instancji musi raz jeszcze zbadać całą sprawę.