Sędzia o sprawie Roberta Biedronia: "To kuriozum, co się stało z aktami"
Przy okazji ujawnienia szokującej sprawy z przeszłości z lidera Wiosny Roberta Biedronia, okazało się, że z sądu w Krośnie zniknęły akta dotyczące polityka. – To kuriozum. Sprawa powinna być jak najszybciej wyjaśniona – mówi Krystian Markiewicz, sędzia i prezes Stowarzyszenia "Iustitia".
19.04.2019 | aktual.: 19.04.2019 14:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Chodzi o wyrok z czerwca 2000 roku wydany przez Sąd Rejonowy w Krośnie. Biedroń, który wówczas miał 24 lata, został skazany prawomocnym wyrokiem z art. 207 i art. 157 kodeksu karnego, które dotyczą znęcania się i spowodowania uszczerbku na zdrowiu. Biedroń miał wówczas uderzyć matkę. Sąd uznał winę polityka, umorzył warunkowo postępowanie na dwa lata i zasądził od Biedronia sądowe koszty. Dzisiaj polityk odcina się od tamtej sytuacji. – Nigdy nie uderzyłem matki. Nigdy tego nie zrobiłem – powiedział "Super Expressowi".
Przy okazji tej sprawy, światło dzienne ujrzał inny ciekawy wątek. Okazało się, że w Sądzie Rejonowym w Krośnie nie ma akt sprawy dotyczącej Biedronia. - Nie ustalono, co się stało z tymi aktami. W tej sprawie prowadzone jest postępowanie wszczęte przez prezesa sądu. Ale na dzień dzisiejszy nie mamy wiedzy o okolicznościach zniknięcia tych akt – mówi WP rzecznik sądu Artur Lipiński.
Do sprawy odniósł się Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów "Iustitia", sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach.
- To jest kuriozum. W sądzie prowadzi się postępowania dotyczące archiwizowania i przetrzymywania akt. Nie można ot tak powiedzieć, że tych akt nie ma i koniec. Ta sprawa powinna być jak najszybciej wyjaśniona – mówi Wirtualnej Polsce Krystian Markiewicz.
- To nie jest kilogram cukru, który nagle zniknął, gdzieś został rozsypany, a w ogóle to mrówki go wyniosły… Akta w sądach nie mają prawa ginąć. Sąd musi nad tym panować. Powinno być niezwłocznie wszczęte postępowanie wyjaśniające, które pozwoli przede wszystkim na odpowiedź, co się z aktami stało – dodaje sędzia Krystian Markiewicz.
- Jeśli zginęły te akta, to równie dobrze może się okazać za chwilę, że zaginą kolejne... – twierdzi Markiewicz.
Według przepisów, akta sądowe są archiwizowane przez 10 lat. Później powinno być wydane zarządzenie prezesa sądu o zniszczeniu dokumentów. W tym przypadku nic takiego nie miało miejsca.
Dziennikarz "Warszawskiej Gazety", który jako pierwsza ujawniła sprawę z Robertem Biedroniem, uważa, że akta najprawdopodobniej zginęły w maju 2018 roku. I mogły posłużyć do szantażowania polityka. W tym samym czasie Biedroń wycofał się z kandydowania po raz drugi na urząd prezydenta Słupska i polecił swoim współpracownikom założenie nowego politycznego ruchu. Sam Biedroń zaprzeczał w mediach, że stoi za inicjatywą. Formalnie ogłosił swoje przystąpienie dopiero kilka miesięcy później.
- Nie wiem, kto może być w posiadaniu tych dokumentów. Nigdy się tym nie interesowałem. Chcieliśmy przecież zapomnieć o tym, co robił mój ojciec. Ciekawe jednak jest to, że sprawa wypływa przed wyborami. To ewidentna zagrywka polityczna – ocenia Robert Biedroń w rozmowie z "SE”.
Po naszych pytaniach sprawą zainteresowała się Prokuratura Rejonowa w Krośnie. Jak poinformował WP wiceszef Prokuratury Sławomir Merkwa, śledczy zwrócili się o informację z Sądu Rejonowego w Krośnie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl