Schloendorff broni Grassa
Niemiecki reżyser filmowy Volker Schloendorff wziął w obronę Guentera Grassa, krytykowanego w związku z przyznaniem się po ponad 60 latach do służby w Waffen SS, wykazując zrozumienie dla motywów jego postępowania jako pisarza.
17.08.2006 | aktual.: 17.08.2006 14:39
Autor nagrodzonej Oscarem filmowej adaptacji najbardziej znanej powieści Grassa "Blaszany bębenek" skierował do pisarza list otwarty, który opublikował dziennik "Der Tagesspiegel".
W niemieckich księgarniach można już dostać autobiograficzną książkę Grassa "Przy obieraniu cebuli", w której laureat literackiej nagrody Nobla opisuje swoje wojenne przeżycia oraz lata powojenne.
Schloendorff dziwi się, że żaden autor licznych biografii Grassa nie dotarł wcześniej do informacji o służbie w Waffen SS, pozwalając pisarzowi na "wyprowadzenie nas w pole". Dlaczego więc wprawił teraz w ruch machinę, która zetrze jego pomnik na proch? Czy to późne wyrzuty sumienia, moralna potrzeba głoszenia prawdy, spowiedź z oświeceniowym zapędem jak u Augustyna czy Rousseau? - pyta reżyser.
Próbując wyjaśnić postępowanie pisarza, Schloendorff tłumaczy, że Grass pisał dotychczas przeważnie utwory fikcyjne - powieści i opowiadania, których prawdziwości nikt nie podważał. Ponieważ jednak jego najnowsza książka miała być nie fikcją, lecz wspomnieniami o rzeczywistości, konieczny był dowód "nie z pobudek moralnych, lecz ze względu na zasady sztuki". "Gdy raz zacząłeś pisać coś innego niż fikcję, nie pozostało ci - ze względu na styl - nic innego, jak zdjąć skórę nie tylko z cebuli, ale również z siebie samego" - pisze Schloendorff, zwracając się bezpośrednio do pisarza.
"Jako autor podporządkowujesz swoje własne opowiadanie, tak jak dotychczas swoich fikcyjnych bohaterów, jednej traktowanej przez ciebie jako świętą zasadzie - zasadzie sztuki. Nie możesz nic na to poradzić, że przy tej okazji rozpada się powstały w czasie trwającej przez całe życie pracy publiczny pomnik" - czytamy.
"Pomnik pada ofiarą tego samego demona, który zawsze buszował w tobie, który poruszał bębenkiem (aluzja do tytułu powieści) i zakłócając rytm wywoływał niepokój, bez którego nie napisałbyś ani linijki, i nie postawił ani jednej kreski" - tłumaczy reżyser.
"Życzę ci, abyś odczuł to jako wielkie wyzwolenie, że nie musisz już więcej występować jako żywy pomnik i nie musisz przemawiać stojąc na cokole oraz że możesz wreszcie sam cieszyć się błazeńską wolnością, tak jak wynalezieni przez ciebie bohaterowie" - napisał w zakończeniu listu Schloendorff.
Jacek Lepiarz