Schloendorff broni Grassa
Niemiecki reżyser filmowy Volker Schloendorff wziął w obronę Guentera Grassa, krytykowanego w związku z przyznaniem się po ponad 60 latach do służby w Waffen SS, wykazując zrozumienie dla motywów jego postępowania jako pisarza.
Autor nagrodzonej Oscarem filmowej adaptacji najbardziej znanej powieści Grassa "Blaszany bębenek" skierował do pisarza list otwarty, który opublikował dziennik "Der Tagesspiegel".
W niemieckich księgarniach można już dostać autobiograficzną książkę Grassa "Przy obieraniu cebuli", w której laureat literackiej nagrody Nobla opisuje swoje wojenne przeżycia oraz lata powojenne.
Schloendorff dziwi się, że żaden autor licznych biografii Grassa nie dotarł wcześniej do informacji o służbie w Waffen SS, pozwalając pisarzowi na "wyprowadzenie nas w pole". Dlaczego więc wprawił teraz w ruch machinę, która zetrze jego pomnik na proch? Czy to późne wyrzuty sumienia, moralna potrzeba głoszenia prawdy, spowiedź z oświeceniowym zapędem jak u Augustyna czy Rousseau? - pyta reżyser.
Próbując wyjaśnić postępowanie pisarza, Schloendorff tłumaczy, że Grass pisał dotychczas przeważnie utwory fikcyjne - powieści i opowiadania, których prawdziwości nikt nie podważał. Ponieważ jednak jego najnowsza książka miała być nie fikcją, lecz wspomnieniami o rzeczywistości, konieczny był dowód "nie z pobudek moralnych, lecz ze względu na zasady sztuki". "Gdy raz zacząłeś pisać coś innego niż fikcję, nie pozostało ci - ze względu na styl - nic innego, jak zdjąć skórę nie tylko z cebuli, ale również z siebie samego" - pisze Schloendorff, zwracając się bezpośrednio do pisarza.
"Jako autor podporządkowujesz swoje własne opowiadanie, tak jak dotychczas swoich fikcyjnych bohaterów, jednej traktowanej przez ciebie jako świętą zasadzie - zasadzie sztuki. Nie możesz nic na to poradzić, że przy tej okazji rozpada się powstały w czasie trwającej przez całe życie pracy publiczny pomnik" - czytamy.
"Pomnik pada ofiarą tego samego demona, który zawsze buszował w tobie, który poruszał bębenkiem (aluzja do tytułu powieści) i zakłócając rytm wywoływał niepokój, bez którego nie napisałbyś ani linijki, i nie postawił ani jednej kreski" - tłumaczy reżyser.
"Życzę ci, abyś odczuł to jako wielkie wyzwolenie, że nie musisz już więcej występować jako żywy pomnik i nie musisz przemawiać stojąc na cokole oraz że możesz wreszcie sam cieszyć się błazeńską wolnością, tak jak wynalezieni przez ciebie bohaterowie" - napisał w zakończeniu listu Schloendorff.
Jacek Lepiarz