Schetyna ws. słów ambasadora Rosji: nie powinniśmy być zakładnikiem prowokacji
Wezwanie rosyjskiego ambasadora Siergieja Andriejewa do polskiego MSZ kończy sprawę jego wypowiedzi w sprawie II wojny światowej - uważa minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, który mówił o tym dziennikarzom w kuluarach Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku. Szef polskiej dyplomacji podkreślił, że "nie powinniśmy być zakładnikiem jakiejś prowokacji, bo ta wypowiedź jest tak kuriozalna, że trudno ją ocenić w normalny sposób". Dodał, iż niedobrze by było, gdyby Polska miała "osobny konflikt z Rosją".
28.09.2015 | aktual.: 28.09.2015 19:46
Ambasador Rosji w Polsce został w poniedziałek wezwany do polskiego MSZ w związku z jego wypowiedzią w wywiadzie dla TVN24. - Polityka Polski doprowadziła do tej katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat 30. XX wieku Polska przez swoją politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu - mówił w tym wywiadzie Andriejew.
Minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna, który przebywa obecnie w Nowym Jorku, pytany przez dziennikarzy o to, co usłyszał ambasador Rosji od polskiego MSZ powiedział, że podczas spotkania przypomniano oczywiste i ewidentne fakty historyczne.
- Nie powinniśmy być zakładnikiem jakiejś prowokacji. Ta wypowiedź jest tak kuriozalna, że aż trudno ją ocenić w normalny sposób. Przypomnieliśmy parę oczywistych i ewidentnych faktów historycznych - powiedział Schetyna. Minister dodał, że ambasador wyraził ubolewanie, że jego słowa zostały źle zinterpretowane.
- Na tym powinniśmy zakończyć, żeby nie doprowadzić do eskalacji tych kwestii - powiedział szef MSZ. Jak mówił, nie powinno nam zależeć na tym, by "Polska była wskazana jako kraj, który ma osobny konflikt z Rosją". - Zrobimy to wszystko w dyplomatyczny i skuteczny sposób. Jestem przekonany, że takie wypowiedzi się nie powtórzą- powiedział Schetyna.
Rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski poinformował po spotkaniu, że "ambasador Federacji Rosyjskiej został przyjęty przez jednego z dyrektorów Departamentu Wschodniego MSZ". Podkreślił, że w trakcie rozmowy przedstawiono rosyjskiemu ambasadorowi stanowczy protest w związku z jego wypowiedziami w programie telewizyjnym.
"W rozmowie zwrócono uwagę, że wypowiedzi te są nieprawdziwe i stoją w sprzeczności z ustaleniami historyków polskich i rosyjskich, m.in. pracujących w ramach Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych" - napisano w komunikacie.
"Przypomniano, że Zjazd Deputowanych Ludowych ZSRR potępił Pakt Ribbentrop-Mołotow, a Duma Rosyjska wydała uchwałę w sprawie zbrodni katyńskiej" - zaznaczono. "Traktujemy wypowiedzi ambasadora jako stojące w sprzeczności z tymi aktami" - podkreślono.
Ambasadorowi Rosji - czytamy w komunikacie - "przypomniano, że rolą dyplomaty jest budowanie klimatu zaufania i praca na rzecz rozwoju stosunków z krajem akredytacji, czemu jego ostatnie wypowiedzi nie służą". Jak dodano, w trakcie rozmowy przywołano także publikację "Białe plamy, czarne plamy", stworzoną pod auspicjami Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, która jest próbą wspólnego spojrzenia na historię XX wieku, w tym II wojny światowej, jako "właściwy sposób dyskusji o trudnych problemach historii między naszymi krajami".
"Wyrażono także nadzieję, że kolejne wypowiedzi i działania Ambasadora Federacji Rosyjskiej w Warszawie nie będą tak kontrowersyjne jak dotychczas i będą wpisywać się w konstruktywne działania na rzecz rozwoju stosunków polsko-rosyjskich" - zaznaczono.
Andriejew: nie miałem zamiaru obrażać kogokolwiek
Po spotkaniu w MSZ rosyjski ambasador zapewniał w rozmowie z dziennikarzami, że "nie miał zamiaru obrażać kogokolwiek, obrażać narodu polskiego".
Pytany przez dziennikarzy, czy podtrzymuje swoje słowa, odparł: "wyjaśniłem, że to była niesłuszna interpretacja". - Nie miałem na myśli, że Polska ma współodpowiedzialność za wybuch II wojny światowej - podkreślił Andriejew. - Miałem na myśli, że polityka rządu polskiego w latach 30. doprowadziła do katastrofy Polski - dodał.
Według ambasadora Rosji "w wywiadzie chyba nie był wystarczająco precyzyjny, co spowodowało taką reakcję" ze strony Polski.
Andriejew mówił także, że Rosja oczekuje szacunku wobec rosyjskich uczuć dot. pamięci radzieckich żołnierzy i oficerów poległych w walkach o wyzwolenie Polski. Jak podkreślił, Rosja z wielkim szacunkiem czci "bohaterstwo narodu polskiego w oporze wobec agresji nazistowskiej, polskiego podziemia w walce przeciwko okupacji hitlerowskiej", a także udział żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego ramię w ramię z Armią Czerwoną w walkach w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej.
- Ale co do polityki rządu polskiego w latach 30., jak powiedział prezydent Putin w maju, Polska niestety padłą ofiarą swojej polityki - ocenił rosyjski dyplomata.
Jak zaznaczył, stanowisko Rosji co do negowania roli wyzwoleńczej Armii Czerwonej w latach 1944-45 oraz w sprawie pomników, memoriałów, cmentarzy radzieckich w Polsce pozostaje niezmienne. Jak dodał, dotyczy to także kwestii usunięcia z pomnika w Pieniężnie popiersia generała Armii Czerwonej Iwana Czerniachowskiego. Przeciwko tej decyzji władz Pieniężna zaprotestowało rosyjskie MSZ; do rosyjskiego MSZ została zaproszona na rozmowę ambasador RP w Moskwie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz.
Andriejew zaznaczył, że Polska i Rosja mają różne poglądy na wspólną historię. "Trzeba przyjąć ten fakt, nie obrażać się, gdy druga strona wypowiada odmienne poglądy, ale trzeba też szanować uczucia drugiej strony" - powiedział. Zaznaczył, że Rosja ma duży szacunek dla polskich uczuć wobec ofiar m.in. Katynia, Miednoje, Charkowa, ale oczekuje również dużego szacunku wobec "rosyjskich uczuć dotyczących pamięci 600 tys. radzieckich żołnierzy i oficerów poległych w walkach o wyzwolenie Polski".
Pytany, czy nadal uważa, że polsko-rosyjskie stosunki są najgorsze od 1945 roku, i że to jest wina Polaków powiedział: "Niestety nie mam powodów na razie do zmiany tej oceny". "Mam nadzieję, że zmieni się na lepsze, ale teraz taka jest sytuacja niestety" - dodał ambasador.
Ambasada Rosji: Andiejew nie wypowiedział tych słów
W późniejszym komunikacie ambasada Rosji zwróciła uwagę, że Andriejew nie wycofał w poniedziałek swoich słów o odpowiedzialności Polski za II wojnę światową, gdyż takich słów w ogóle nie wypowiedział w wywiadzie dla TVN24. W komunikacie ambasady napisano, że chodziło o "błędną politykę rządu Polski w latach 30. XX wieku, która doprowadziła Polskę do katastrofy, i o jego częściowej odpowiedzialności za tę katastrofę".
"Te właśnie słowa zostały źle zinterpretowane przez media jako zrzucenie na Polskę odpowiedzialności za II wojnę światową. W rozmowie z dziennikarzami 28 września Siergiej Andriejew wyjaśnił to nieporozumienie. Ambasador również zaprzeczył bezpodstawnemu twierdzeniu, że rzekomo obraził polski naród w swoim wywiadzie" - głosi komunikat ambasady FR.
Rzecznik rządu: nie wpisywać się w scenariusze pisane "nie naszym alfabetem"
Rzecznik rządu Cezary Tomczyk powiedział w poniedziałek dziennikarzom, że cieszy się, iż ambasador Federacji Rosyjskiej powiedział, że ubolewa nad swoimi słowami. - To rzeczywiście bardzo cenne, żeby wycofywać się ze słów, które nie są prawdziwe - dodał.
Rzecznik podkreślił, że jeżeli MSZ uznał, że sprawa jest zakończona, to on też tak uważa. - Bardzo ważne, żebyśmy nie wpisywali się w scenariusze, które są pisane, jak to ktoś kiedyś ładnie ujął, nie naszym alfabetem - dodał.
W wywiadzie dla TVN24 Andriejew mówił, że stosunki polsko-rosyjskie są najgorsze od 1945 roku i nie jest to wina Rosji, lecz wybór strony polskiej, która zamroziła kontakty polityczne, ale i kulturalne. W wywiadzie tym ambasador zaprzeczył również, jakoby wkroczenie Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 roku było agresją.
- Wojska radzieckie weszły na teren zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy 17 września 1939 roku, kiedy los wojny między Niemcami a Polską był już przesądzony. Przedtem było już jasne, że Wielka Brytania i Francja nie przyjdą na pomoc Polsce. W tamtych warunkach, chodziło o zagwarantowanie bezpieczeństwa ZSRR - przekonywał.