Schetyna: demokracja nie jest zagrożona
Jest język, który jest nie do strawienia, język polityki. Są działania służb państwowych, które wykraczają poza dobry obyczaj i normę. Ale demokracja - dziękować Bogu - zagrożona jeszcze nie jest. I powinniśmy z tego się wszyscy cieszyć i czuć satysfakcję - powiedział sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna w radiowym "Salonie Politycznym Trójki".
22.05.2007 | aktual.: 22.05.2007 13:40
Michał Karnowski: Donald Tusk otrzymał przesyłkę od Wojciecha Olejniczaka. Szef SLD zadedykował Tuskowi wynik wyborów na Podlasiu? Był jakiś liścik, jakieś kwiaty?
Grzeogorz Schetyna: Nic nie słyszałem. Trzeba pytać Donalda Tuska. Ale nie spodziewam się, żeby coś otrzymał.
Sama ta dedykacja dotarła? Ona zabolała PO?
- Nie. Dlaczego? Wyniki są takie, jakie są i trzeba wyciągać z nich wnioski. Trzeba zastanowić się, jaki wpływ na nie miała bardzo mała, niska frekwencja. Dużo niższa niż ta sprzed pół roku samorządowa dwa razy mniejsza. W tych wyborach wzięły udział twarde elektoraty i wynik jest taki, jaki jest.
To nie jest tak, jak mówi premier, że PiS najsilniejszą partią w kraju, że widać z tego, że sondaże nie do końca oddają rzeczywiste poparcie dla partii politycznych?
- Nie. Tak nie jest, bo to jest zbyt daleko idące stwierdzenie. PiS te wybory wygrał, uzyskał lepszy wynik niż pół roku temu. PO też jeszcze lepszy niż PiS. Natomiast tak, jak mówię - twarde elektoraty. To nie były wybory powszechne.
A może trzeba było - jak mówi Wojciech Olejniczak - pójść razem, lewica i PO?
- Nie. To jest niemożliwe. Dlatego, że mieliśmy różne programy dla Podlasia. Różnimy się nie tylko tu w Warszawie. W całym kraju PO i SLD to inne partie - różne. Dlatego nie wiem co musiałoby się stać, żebyśmy razem poszli.
To o co chodzi Olejniczakowi? To jest próba wytłumaczenia klęski? O co chodzi?
- Może nie klęski.
Dla LiD to jest jednak klęska. Tam był Kwaśniewski. Miało być wybicie.
- Miało być pokazanie, że wracają do gry. To jest porażka na pewno. To jest chęć wzięcia udziału w wielkiej grze i bycia tym trzecim w rozgrywce między PiS-em a PO. My od miesięcy - zresztą to widać - tak wygląda scena polityczna, że tego trzeciego nie ma, że jest PiS i PO. I tutaj jest główna oś sporu o program, o rozwój, także o Podlasie.
A ten LiD z Aleksandrem Kwaśniewskim już wewnątrz tej formacji, to co to w takim razie jest?
- Aleksander Kwaśniewski jest trochę w LiD-zie, trochę na Uniwersytecie Warszawskim, trochę w swojej fundacji, która jest finansowana z zagranicy - nie wie, co chce robić w polityce. I może powinniśmy poczekać wszyscy, żeby się zdecydował na to i wtedy ocenić jego wpływ na aktualną sytuację.
Już trochę emocje opadły po tej konferencji. Ona była dużym wydarzeniem medialnym. Czy była wydarzeniem politycznym? Czy narodziło się coś nowego?
- Narodziło się i zgasło. Była symbolicznym spotkaniem. Ale konsekwencji politycznych oprócz publicystyki politycznej nie będzie miało to spotkanie. Tak, jak dobrze wyglądało, tak zamknęło swą historię w tych kilku spotkaniach. Grono naprawdę szacownych intelektualistów, duże nagłośnienie medialne. Dlaczego Pan mówi, że to zgasło? Może dopiero się rodzi?
- Uważam, że nie będzie miało przełożenia na realny język polityki, na rzeczywistość polityczną. To było spotkanie seminaryjne. Zresztą - organizatorzy zdając sobie sprawę z tego, że nic nie będzie później - założyli taki właśnie jego przebieg. Uważam, że to jest za nami.
Dawid Warszawski narzekał, że poszedł, ale nie mógł się wypowiedzieć, że ci intelektualiści byli tylko tłem dla tych polityków, którzy mieli już przygotowany scenariusz.
- Być może odbędzie się następne seminarium za parę miesięcy, w których będzie jeszcze więcej wypowiedzi. Natomiast przełożenia na politykę - w moim przekonaniu - to spotkanie mieć nie będzie.
A może błąd jest w takim założeniu, że demokracja jest zagrożona, że trzeba sięgać po takie wyjątkowe środki?
- Nie. Nie jest wyjątkowe.
Ale czy demokracja jest zagrożona?
- Uważam, że nie. Standardy demokracji są zagrożone, czy podważane. Jest język, który jest nie do strawienia, język polityki. Są działania służb państwowych, które wykraczają poza dobry obyczaj i normę. Ale demokracja - dziękować Bogu - zagrożona jeszcze nie jest. I powinniśmy z tego się wszyscy cieszyć i czuć satysfakcję.
Wychodzi z badań dla "Dziennika", który zapytał Polaków, co sądzą o takich właśnie hasłach. I przebija z tego ton, że Polacy może nie uważają, żeby demokracja była straszliwie zagrożona, ale ten język agresji w polityce ich bardzo razi. Czy jest jakaś szansa, żeby - także ze strony opozycji - troszeczkę zmniejszyć to ciśnienie?
- Być może tak. Tylko tym językiem agresji posługują się jednak rządzący, głównie PiS. To jest język walki konfliktu, szukania przeciwnika. To jest to, czym zawsze charakteryzowali się bracia Kaczyńscy. I Jarosław Kaczyński realizuje właśnie taki scenariusz szukania wroga, przeciwnika, ciągłej walki i budowania konfliktu - to jest coś naturalnego. My, jako opozycja, musimy się też w takiej sytuacji odnaleźć. Oczywiście Polsce jest potrzebny język debaty politycznej bardziej poważny, mniej gwałtowny, mniej emocjonalny. Ale tu tak naprawdę to zależy od premiera i od rządzących także.
Wielka koalicja na Podlasiu może być pierwszym krokiem w takim kierunku?
- Być może tak. Jeżeli politycy lokalni uznają - a takie są sygnały - że tylko porozumienie jest szansą na zbudowanie czegoś trwałego. Przypomnę, że przez wcześniejsze konflikty i przez dominację PiS-u, nie udało się powołać zarządu województwa po poprzednich wyborach, dlatego te wybory zostały powtórzone. Zmiany wyniku nie ma. Rezultat jest bardzo podobny, czy można powiedzieć ten sam.