Sądeccy ratownicy wrócili z Jawy
Z Indonezji powróciło sześciu sądeckich strażaków z Małopolskiej Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej, których 1 czerwca wezwano do udziału w akcji ratunkowej po trzęsieniu ziemi.
17.06.2006 10:29
Brygadier Maciej Halota, mł. bryg. Bogdan Gumulak, st. kpt Robert Kłębczyk, kpt Piotr Michalik, mł. kpt Mariusz Chomoncik i st. asp. Józef Zygmunt, pospieszyli z pomocą na Jawę - skąd zgłoszono zapotrzebowanie na organizację polowego szpitala. Wraz z ratownikami, na wyspę poleciały smolotem dary, zebrane przez Polską Akcję Humanitarną i PCK.
- Okazało się, że ta pomoc jest faktycznie bardzo potrzebna. Przez 11 dni przyjęliśmy w polowym szpitalu ponad tysiąc stu pacjentów, nie tylko z urazami powstałymi w wyniku katastrofy, ale również z chorobami tropikalnymi i dolegliwościami, z którymi nie mieli dotąd możliwości zwrócić się po fachową pomoc. W Indonezji każda usługa związania z opieką zdrowotną jest płatna. Ludzi po prostu nie stać na wizytę u lekarza- mówi Bogdan Gumulak. Bieda w wioskach indonezyjskiej Jawy mocno poruszyła sądeckich ratowników. Przyjmowali w szpitalu nawet małe dzieci, często bardzo zaniedbane. Nie odmówili pomocy nikomu.
- Nawet gdyby nasz szpital działał jeszcze kilka tygodni, wciąż byłoby co robić- twierdzą uczestnicy wyprawy. Trzęsienie ziemi, zjawisko typowe dla Indonezji, nawiedziło Jawę 27 maja. Tym razem było wyjątkowo silne - około 6,3 stopnia w skali Richtera. Liczba ofiar przekroczyła 5500 osób. Co najmniej 200 tys. ludzi zostało bez dachu nad głową. - To było nieuniknione, te domy są zwykle budowane z bardzo lichych materiałów, tam żyje się bardzo biednie- opowiadają strażacy. - Do dziś miejscowi koczują na gruzowiskach. Nawet ci, których budynki ocalały, boją się spać pod dachem. A przed niebezpieczeństwem ostrzegają się dzwonkami. Gdy ktoś wyczuje wstrząsy, zaczyna dzwonić. Wkrótce dzwoni cała okolica...