Sąd zbada apelację Kaczyńskiego
Nie będzie odrzucenia powództwa ITI wobec Jarosława Kaczyńskiego za wypowiedź o rzekomym przeznaczeniu dla ITI przez władze Warszawy 460 mln zł na przebudowę stadionu stołecznej Legii - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie.
21.10.2011 | aktual.: 21.10.2011 15:29
Piątkowa decyzja SA oznacza, że wkrótce sąd ten zbada apelację Kaczyńskiego od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który w 2010 r. uwzględnił główną część pozwu ITI o ochronę dóbr osobistych wobec Kaczyńskiego i nakazał mu przeprosić w mediach ten koncern za podanie nieprawdy. Mocą wyroku SO prezes PiS ma też wpłacić 10 tys. zł na cel społeczny (w pozwie ITI chciało 100 tys.).
Kaczyński złożył apelację; jego adwokaci kwestionowali m.in. nieodrzucenie pozwu przez SO z powodów formalnych - bo nie uchylono jego immunitetu poselskiego.
- Pan pozwany ma być wieczyście chroniony od odpowiedzialności za słowa, bo przy każdej wypowiedzi jako prezes partii będzie mógł się schronić pod kuloodporną kamizelką immunitetu - ironizował w SA pełnomocnik ITI mec. Jerzy Naumann. Drugi adwokat firmy Paweł Zagajewski podkreślał, że słowa Kaczyńskiego nie miały żadnego związku z działalnością Sejmu, który nigdy nie zajmował się sprawą stadionu.
Pełnomocnik Kaczyńskiego mec. Bogusław Kosmus argumentował, że w debacie Sejmu o finansowaniu partii politycznej inny poseł PiS mówił o sprawie stadionu, a odnosząca się do tego wypowiedź Kaczyńskiego "wpisywała się w tę debatę". - Immunitet dotyczy debaty, a nie racji - dodał.
SA uznał w piątek, że pozwany nie dowiódł, że może w tej sprawie skutecznie powoływać się na immunitet. Według SA pozwany nie przedstawił dowodu, by działał w ramach mandatu posła.
Wiosną 2009 r. Jarosław Kaczyński mówił: "Zdumiewająca rzecz, że pan Donald Tusk nie skłania pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, żeby odebrała te pół miliarda złotych, które ITI otrzymuje na stadion. Poza tym te dwa stadiony (Narodowy i Legii) są od siebie oddalone o 3,8 tys. metrów i ten drugi nie jest specjalnie Warszawie potrzebny". Wspominał też o "niejasnych powiązaniach" ITI z PO.
ITI (Legia należy do tego holdingu, który jest też m.in. właścicielem telewizji TVN) pozwał Kaczyńskiego. Podkreślano, że żadna spółka grupy ITI nie dostała jakichkolwiek kwot z budżetu Warszawy na rozbudowę stadionu, który jest własnością miasta, a Legia podpisała tylko z ratuszem umowę na dzierżawę obiektu.
Adwokaci prezesa PiS przyznawali, że ITI nie otrzymała "bezpośredniego transferu gotówkowego", ale była "beneficjentem umowy". Wnosili albo o oddalenie pozwu (dowodząc, że słowa prezesa PiS były dopuszczalną krytyką partii rządzącej), albo też o jego odrzucenie z powodów formalnych (bo Jarosława Kaczyńskiego chroni immunitet poselski, którego mu w tej sprawie nie uchylono).
SO nakazał pozwanemu opublikowanie przeprosin w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku", "Naszym Dzienniku" i w serwisie internetowym PiS (ITI chciała przeprosin także w telewizjach). Prezes PiS ma oświadczyć, że wiedział, iż podaje nieprawdę, na którą nie ma dowodów oraz że jego słowa podważyły wiarygodność ITI jako osoby prawnej. Mocą wyroku Kaczyński ma też wpłacić 10 tys. zł na fundację budowy kościoła Opatrzności Bożej i zwrócić powodom ponad 6 tys. zł kosztów sprawy.
SO uznał, że Kaczyński wprowadził w błąd społeczeństwo, podając nieprawdę. Podkreślił, iż słowa prezesa PiS spowodowały spadek akcji TVN i trudności ITI z kredytem. Sędzia SO Krystyna Stawecka mówiła, że pozwany znał prawdziwe okoliczności przebudowy stadionu, będącego własnością miasta, bo rozmowy o przebudowie zaczął prezydent stolicy Lech Kaczyński, pierwszą umowę dzierżawy obiektu podpisał Kazimierz Marcinkiewicz, a dopiero za rządów PO rada miasta podjęła uchwałę o przekazaniu środków z budżetu na przebudowę.
SO oddalił wniosek pozwanego o odrzucenie pozwu, bo ocenił, że Kaczyński wypowiadał się jako lider partii, a nie jako parlamentarzysta. Powołując się na orzecznictwo SN, sędzia podkreśliła, że immunitet chroni tylko działania "nieodłącznie związane z wykonywaniem mandatu posła". Sędzia przypomniała, że gdy PiS przyłączał się do procesu w 2009 r. jako tzw. interwenient uboczny, mec. Piotr Sadownik przekonywał, że partia ma interes w rozstrzygnięciu sprawy, bo Kaczyński wypowiadał się w ramach debaty publicznej jako prezes PiS podczas konferencji w siedzibie partii.