PolskaSąd: zatrzymanie fotoreportera PAP w PKW niezasadne

Sąd: zatrzymanie fotoreportera PAP w PKW niezasadne

Dziennikarze byli zobowiązani do opuszczenia PKW; nie przysługuje im "żaden rodzaj immunitetu" - tak prokuratura uzasadnia apelację wobec dziennikarzy PAP i TV Republika, uniewinnionych od zarzutu naruszenia "miru domowego" podczas obsługi przez nich okupacji PKW.

Sąd: zatrzymanie fotoreportera PAP w PKW niezasadne
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara

04.02.2015 | aktual.: 04.02.2015 15:44

W apelacji prokuratura wnosi, by Sąd Okręgowy uchylił wyrok uniewinniający i zwrócił sprawę sądowi rejonowemu.

Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście stoi na stanowisku, iż dziennikarze, nawet wykonujący swoje obowiązki, byli zobowiązani do opuszczenia lokalu, po zgłoszeniu takiego żądania przez osoby uprawnione - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak. - Nieopuszczenie tego lokalu było więc działaniem bezprawnym - dodał.

Fotoreporter PAP Tomasz Gzell i dziennikarz TV Republika Jan Pawlicki zostali zatrzymani przez policję, gdy relacjonowali w listopadzie ub.r. okupację gmachu PKW przez osoby domagające się natychmiastowej dymisji PKW w związku z przedłużającym się obliczaniem wyników wyborów samorządowych. Oprócz nich zatrzymano 10 osób.

W grudniu ub.r. warszawski sąd rejonowy uniewinnił Gzella i Pawlickiego, oskarżonych przez policję o naruszenie miru domowego w PKW przez nieusłuchanie polecenia opuszczenia pomieszczenia (grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności albo do roku pozbawienia wolności).

- Zatrzymanie to pomyłka, przykre nieporozumienie - mówił w uzasadnieniu wyroku sędzia Łukasz Mrozek. - Akcja była nerwowa i dynamiczna. Ponieważ żaden inny dziennikarz nie został zatrzymany, to znaczy, że intencją było zatrzymanie tylko osób okupujących pomieszczenie za stołem - podkreślał sędzia. Wskazał, że do pomyłki mogło dojść m.in. z powodu działań policji i administratora gmachu, bo zmieniono początkowo ogłaszany komunikat wzywający również dziennikarzy do opuszczenia gmachu, na wezwanie do "nieutrudniania działań policji".

W środę prok. Nowak podkreślił, że "prokuratura nie prowadziła ani nie nadzorowała postępowania przygotowawczego"; "nie uczestniczyła w podejmowaniu decyzji o zatrzymaniu dziennikarzy"; "nie sporządziła ani nie zatwierdzała wniosku policji o rozpoznanie sprawy w trybie przyspieszonym" i "nie uczestniczyła w postępowaniu sądowym jako oskarżyciel publiczny". - Pierwszą czynnością procesową wykonaną w tej sprawie przez prokuratora jest ocena słuszności zapadłego wyroku - dodał.

Podał, że po analizie wyroku prokuratura uznała go za niesłuszny; zarzuciła mu obrazę przepisów postępowania i błąd w ustaleniach faktycznych mających wpływ na treść orzeczenia.

Według prokuratury wyrok oparto na błędnych ustaleniach faktycznych co do zamiaru oskarżonych. - Sąd błędnie uznał, iż materiał dowodowy nie wskazuje, aby oskarżeni działali z wymaganym zamiarem bezpośrednim popełnienia czynu z art. 193 kk, podczas gdy prawidłowo ocena zgromadzonych dowodów prowadzi do wniosku, iż oskarżeni w pełni świadomie nie zastosowali się do wielokrotnych żądań osób uprawnionych i działając z zamiarem bezpośrednim nie opuścili lokalu PKW - podkreślił Nowak.

Zaznaczył, że prokuratura nie kwestionuje, iż oskarżeni wykonywali obowiązki służbowe. - Bezspornym jest natomiast również fakt, iż osoby uprawnione, w tym funkcjonariusze policji, kilkakrotnie żądały opuszczenia sali przez wszystkie osoby, w tym przedstawicieli mediów. Niektóre żądania opuszczenia sali skierowane były wprost do dziennikarzy - podkreślił Nowak. Dodał, że oskarżeni mieli w sumie kilkanaście minut na opuszczenie sali, od pierwszego komunikatu, do rozpoczęcia wyprowadzenia osób przez policję.

W apelacji prokurator wskazał, iż dziennikarze, nawet podczas wykonywania obowiązków służbowych, nie są zwolnieni od poszanowania prawa i zachowania się zgodnego z prawem - oświadczył Nowak. Dodał, że prawo nie wyłącza bezprawności działania przedstawicieli mediów; dziennikarzom nie przysługuje również żaden rodzaj immunitetu. - Jeżeli żądanie opuszczenia lokalu zostało skierowane do dziennikarzy, to mieli oni obowiązek postąpić zgodnie z wolą osoby uprawnionej - ocenił Nowak.

W apelacji - której fotokopię zamieszczono na stronie TV Republika - prokuratura napisała, że "należałoby rozważyć w kwalifikacji prawnej czynu, jakiego dopuścili się Tomasz Gzell i Jan Pawlicki, art. 249 pkt 4 Kk, tj. zakłócania przebiegu wyborów". Art 249 Kk głosi: "Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem przeszkadza (...) głosowaniu lub obliczaniu głosów, sporządzaniu protokołów lub innych dokumentów wyborczych albo referendalnych, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".

W oddzielnych postępowaniach sąd rejonowy uwzględnił zażalenia Pawlickiego i Gzella na zatrzymanie ich przez policję i uznał je za bezzasadne.

Szefowa MSW Teresa Piotrowska mówiła, że zatrzymanie podczas zajść w PKW nie powinno się zdarzyć. - Przepraszam tych, których to dotknęło, których to bulwersowało - dodała. Rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Mrozek ocenił, że doszło do sytuacji, "którą można by uznać za niepotrzebną".

Od końca ub.r. inna stołeczna prokuratura prowadzi śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez policjantów w związku z interwencją w siedzibie PKW. Obaj dziennikarze mają w nim status pokrzywdzonych.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (115)