Sąd: chirurdzy niewinni kalectwa pacjentki
Sąd Rejonowy w Kielcach uniewinnił dwóch chirurgów ze Świętokrzyskiego Centrum
Onkologii, oskarżonych o nieumyślne spowodowanie ciężkiego
kalectwa pacjentki.
Sprawa dotyczy wykonanej w kieleckim szpitalu onkologicznym w maju 2002 roku amputacji piersi i węzłów chłonnych u 41-letniej Małgorzaty L. Wykonane po zabiegu badania histopatologiczne nie wykazały raka. Jeden z oskarżonych chirurgów przygotował plan operacyjny, drugi kierował zabiegiem.
Według prokuratury, która opierała się na opinii zespołu biegłych ze Szczecina pod kierunkiem Michała Ucińskiego, lekarze nie wykazali należytej staranności w ocenie wyników badań pacjentki i podjęli złą decyzję o amputacji piersi. Z opinią biegłych ze Szczecina nie zgodził się biegły z Wrocławia prof. Zygmunt Grzebieniak, który uważa, że wykonany w Kielcach zabieg był adekwatny do rozpoznania. Biegły oznajmił w sądzie, że postąpiłby tak samo.
Przewodniczący składu orzekającego Michał Winiarczyk w uzasadnieniu wyroku przypomniał słowa Grzebieniaka, który powiedział, że niewykonanie operacji byłoby błędem przy jednym wyniku biopsji wskazującym na raka. Powołał się na słowa biegłego, który uczy studentów, że jeśli jedna biopsja wskazuje raka, a inne nie, to te pozostałe uspakajają tylko pacjenta, a nie lekarza.
Według sędziego, w tym przypadku było rozpoznanie raka - biopsja wykonana w ŚCO jednoznacznie stwierdzała raka, natomiast wykonana wcześniej prywatnie, zalecająca histopatologiczną weryfikację zmiany - nie była "stanowcza", "decyzyjna".
Oskarżeni kierowali się rozpoznaniem raka. Winiarczyk podkreślił, że sąd nie zna się na medycynie, a sala sądowa nie jest miejscem na rozstrzyganie sporów między specjalistami medycyny dotyczących "wzorca" dobrego lekarza chirurga-onkologa i tego, jak się on powinien zachować. Dodał, że sąd nie może zajmować się kwestią odpowiedzialności innych osób niż oskarżeni.
Sąd uznał za prawdziwe słowa poszkodowanej, że pokazywała ona lekarzom wyniki zrobione prywatnie wskazujące na zmianę łagodną, czemu lekarze zaprzeczają. Wyniki zaginęły, prokuratura nie zdołała znaleźć osób odpowiedzialnych za ich zniknięcie z historii choroby.
Wcześniej na poniedziałkowej rozprawie prokurator zażądała dla oskarżonych kary dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata oraz grzywny. W ocenie prokuratury, działanie oskarżonych stanowiło karalny błąd w sztuce lekarskiej.
Nikt nikomu nigdy nie powinien takiej rzeczy zrobić. Zanim ktoś weźmie w swoje ręce życie i los pacjenta, to niech przejrzy dokładnie dokumentację medyczną - powiedziała poszkodowana kobieta.
Obrońcy wnosili o uniewinnienie, podnosząc m.in. że gdyby chirurdzy zawsze zastanawiali się, czy patolodzy popełnili błąd, to w nieskończoność zlecaliby kolejne badania i nigdy nie zdecydowali się na operację. Lekarze oznajmili, że są niewinni. Podkreślali, że wykonali swoje obowiązki zgodnie z najlepszą wiedzą i procedurami.