Sąd apelacyjny: proces za cztery zabójstwa wraca do I instancji
• Sprawa Mariusza B. znów trafi na wokandę
• "Naruszone zostało prawo do obrony"
• Wyrok dożywocia zapadł choć nie odnaleziono żadnego z ciał
• To jedna z najgłośniejszych spraw o zabójstwo w ostatnich latach
• Śledczy: zabił męża i córkę kochanki, uczestnika kursu tańca, który z nią tańczył oraz księdza
Sprawa zabójstwa czterech osób wróci do ponownego rozpoznania przez sąd pierwszej instancji - orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie. Jak wskazał, podczas rozpoznawania tej sprawy - w której zapadł wyrok dożywocia - naruszone zostało prawo do obrony.
Mariusz B. usłyszał w 2014 r. w pierwszej instancji wyrok dożywocia za zabicie czterech osób, choć nie odnaleziono żadnego z ciał. Na dziewięć lat więzienia - za pomoc i zacieranie śladów zbrodni - został natomiast wtedy skazany Krzysztof R. - kuzyn B.
O uchylenie wyroku i ponowny proces podczas rozprawy przed SA w zeszłym tygodniu wnosiła obrona, a także prokuratura. Zdaniem obrońców, którzy złożyli apelacje, w procesie doszło do naruszenia procedury, a przede wszystkim - prawa do obrony.
Jeden obrońca mimo konfliktu
Chodzi o to, że w sądzie okręgowym obaj oskarżeni korzystali z jednego obrońcy w sytuacji konfliktu między nimi: R. w śledztwie obciążał B. (po wyroku ustanowili nowych obrońców). Także prokuratura wskazywała, że jeden obrońca musi działać na niekorzyść jednego ze skonfliktowanych oskarżonych. Zarazem jednak podkreślała, że ciąg poszlak w całej sprawie jest logiczny.
Zastrzeżenia odnoszące się do realizacji prawa do obrony w tej sprawie podzielił sąd apelacyjny. Jak wskazał sędzia Paweł Rysiński w uzasadnieniu orzeczenia, przez ponad dwa lata R. składał wyjaśnienia niekorzystne dla B. i ta sprzeczność interesów trwała przez całe śledztwo. Odwołanie tych wyjaśnień przez R. na późniejszej rozprawie przed sądem - jak dodał Rysiński - "pozostaje bez znaczenia", a sprzeczność interesów między oskarżonymi będzie istniała do prawomocnego zakończenia sprawy.
Tymczasem - jak dodał SA - wyjaśnienia R. posłużyły sądowi okręgowemu do przypisania B. winy za wszystkie zarzucane mu przestępstwa. - Tych ustaleń sąd dokonał w sytuacji, gdy w istocie przez dominującą część postępowania sądowego oskarżonych reprezentował tylko jeden obrońca. Miało to miejsce na 30 z 39 rozpraw, w tym również w toku tzw. głosów stron" - mówił Rysiński.
- Liczba tych rozpraw, w których oskarżeni byli nieprawidłowo reprezentowani, nie ma żadnego znaczenia; gdyby chodziło nawet o jedną rozprawę, to jest to uchybienie, które i tak spowodowałoby uchylenie tego wyroku. Niemniej ma to o tyle znaczenie, iż wskazuje, że sąd nie dostrzegł w toku całego postępowania tego konfliktu, który zaistniał już w śledztwie - powiedział sędzia.
Ponowne postępowanie dowodowe
W związku z tym - jak podkreślił SA - proces musi zostać powtórzony w pierwszej instancji, zaś sąd okręgowy ponownie przeprowadzić postępowanie dowodowe i zapewnić realizację prawa do obrony dla obu oskarżonych. Obecnie są oni aresztowani do połowy marca.
W kwietniu 2014 r. warszawski sąd okręgowy - w tej opisywanej w mediach jednej z najgłośniejszych spraw o zabójstwo w ostatnich latach - wymierzył 38-letniemu dziś B. dożywocie za każde z czterech zabójstw: męża i córki swej kochanki (w 2006 r.), uczestnika kursu tańca, który z nią tańczył (w 2007 r.) oraz księdza (w 2008 r.), który przed laty miał molestować B. SO orzekł wtedy, że B. mógłby ubiegać się o przedterminowe zwolnienie po 40 latach kary.
Jak ustalono, B. jako ministrant poznał małżeństwo Małgorzatę i Zbigniewa D. (które miało córkę) i u nich zamieszkał. "Zbigniew D. przyjął go, by polepszyć jego warunki bytowe" - wskazywał w 2014 r. w uzasadnieniu wyroku skazującego SO, według którego "doszło do swoistego trójkąta". Potem kobieta odeszła od męża i zamieszkała z B., który został ojcem jej drugiej córki.
Prokuratura zarzuciła B., że w kwietniu 2006 r. uprowadził Zbigniewa D. i zmusił go do podpisania wartej 2 mln zł polisy ubezpieczeniowej na rzecz żony. Kilka dni później miał ponownie uprowadzić Zbigniewa D. i 18-letnią córkę małżeństwa oraz udusić ich w okolicach Pułtuska.
Biegli: osobowość psychopatyczna
SO wskazywał, że motywem zbrodni było "skumulowanie się negatywnych emocji" B. wobec zaistniałego "trójkąta" i patologicznego układu między B. a małżeństwem D. Ich córka Aleksandra mogła paść ofiarą mordu, bo weszła w konflikt z matką - uznał sąd pierwszej instancji.
Z kolei - zdaniem SO - 55-letni tancerz Henryk S. zginął, bo miał adorować Małgorzatę D., a ponadto B. liczył na zdobycie jego pieniędzy. Zmusił S. przed śmiercią do podania numerów PIN kart bankomatowych; próbował wyłudzić od jego rodziny 50 tys. zł.
Według SO zabójstwo ks. Piotra S. nastąpiło zaś z motywacji "odwetu za wykorzystanie seksualne".
Biegli psychologowie stwierdzili u B. osobowość psychopatyczną, tendencję do kłamania, niskie poczucie winy i skłonność do narzucania innym swej woli. SO ocenił, że B. cechuje "ponadprzeciętna inteligencja". Podczas procesu przed SO zarówno B., jak i R. nie przyznawali się do winy; mówili, że ich wyjaśnienia ze śledztwa zostały na nich wymuszone biciem przez policję.