Są zarzuty w sprawie, za którą niesłusznie skazano Tomasza Komendę. Oskarżony się nie przyznaje
Norbert B., który przed laty został uznany za niewinnego podczas procesu o gwałt i zabójstwo 15-letniej Małgosi w Miłoszycach, usłyszał zarzuty. Pierwotnie w tej sprawie na 25 lat więzienia skazany został Tomasz Komenda, który dopiero w tym roku wyszedł zza krat.
W śledztwie sprzed lat Norberta B. nie było w gronie podejrzanych o morderstwo. Mimo że w aktach sprawy policjanci umieścili prawie 170 zdjęć osób mogących mogących mieć związek ze sprawą, wśród fotografii nie znalazł się wizerunek Norberta B., który pasował do rysopisu sprawcy podanego przez świadków.
Podczas rozmowy z Jolantą Krysowatą, która prowadziła dziennikarskie śledztwo w sprawie morderstwa, podejrzany zrzucił winę na syna lokalnego biznesmena i zapewnił, że nie ma związku ze zbrodnią. Dodał, że w związku ze sprawą został pobity i otrzymywał pogróżki. Podczas przesłuchań w latach 1997-1999 podobną wersję przedstawił prokuraturze. Twierdził, że był nękany również po przeprowadzce do Wrocławia.
Norbert B. poddał się badaniu DNA, o które sam wnioskował. Zbadano również jego odcisk szczęki. Według biegłych, oba testy wykazały, że jest niewinny, gdyż ślady krwi na ubraniu zamordowanej oraz odcisk szczęki na jej ciele nie odpowiadały oddanym przez niego próbkom. W 2016 roku na odzieży Małgosi odkryto również ślady spermy. Tym razem wystąpiła zgodność z DNA oskarżonego.
- Dostępne teraz metody badania DNA pozwalają ze zdecydowanie większym prawdopodobieństwem stwierdzić, kto pozostawił dany ślad. Ale trzeba pamiętać, że wynik mówiący o braku zgodności jest zawsze niepewny, nawet w przypadku tak niedoskonałych metod, jak te, które były dostępne w 1997 r. Nie oznaczało to zatem, że człowiek, który został wtedy wykluczony, nie jest sprawcą - twierdzi biegły, który pracował przy zbrodni miłoszyckiej.
Oskarżony utrzymuje, że jest niewinny, a feralnej nocy faktycznie uprawiał seks, ale z inną dziewczyną. - Małgosię znałem z widzenia. Widziałem ją na dyskotece. Ona się bawiła, jak wszyscy. Ja z nią nie rozmawiałem. Nie zwracałem na nią uwagi - powiedział podczas przesłuchania.
Jak donosi wyborcza.pl, Norbert B. założył rodzinę i obecnie pracuje jako strażak. Mężczyzna cieszy się nieposzlakowaną opinią wśród sąsiadów, którzy wspominają jego zaangażowanie i odwagę podczas walki z powodzią w 1997 roku.
- Myślę, chociaż nie mówię, że tak na pewno w przypadku pana Norberta było, ale jak człowiek coś nabroi, to zaraz od razu dużo dobrych rzeczy stara się zrobić. Żeby nikt go o to złe nie posądził - mówi jedna z jego sąsiadek.
Źródło: wyborcza.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl