US Air Force ma za mało myśliwców
Amerykańskie siły powietrzne (US Air Force) nie mają wystarczającej liczby eskadr myśliwskich, aby właściwie wypełniać zadania, do których są powołane. Taki jest pogląd obecnego szefa Dowództw Lotnictwa Bojowego (Air Combat Command), generała Marka Kelly’ego, który odpowiada za konwencjonalny komponent bojowy amerykańskiego lotnictwa. Przemawiając na dorocznej konferencji Stowarzyszenia Sił Powietrznych i Kosmicznych w Waszyngtonie, generał powiedział, że Stany Zjednoczone nie mają już dominującej przewagi nad potencjalnymi przeciwnikami.
Według generała Kelly’ego US Air Force potrzebują dwunastu dodatkowych eskadr myśliwskich, aby sprostać globalnemu zapotrzebowaniu dowódców regionalnych. Należy zaznaczyć, że w amerykańskim lotnictwie wojskowym przymiotnik "myśliwski" ma szersze znaczenie niż w języku polskim i odnosi się do szerszej gamy zadań i samolotów, które są przeznaczone nie tylko do zwalczania samolotów przeciwnika, ale również atakowania celów lądowych i morskich. Tym samym do eskadr myśliwskich zalicza się także jednostki uzbrojone w samoloty myśliwsko-uderzeniowe F-15E Strike Eagle czy szturmowe A-10C Thunderbolt II. Zresztą nawet w przypadku samolotów piątej generacji F-35 Lightning II ich głównym zadaniem nie jest walka z innymi samolotami, ale zwalczanie celów lądowych, szczególnie systemów obrony przeciwlotniczej.
W tej chwili USAF ma 57 eskadr myśliwskich, z których dziewięć jest uzbrojonych w klasyczne samoloty szturmowe A-10C, a pozostałe w wielozadaniowe samoloty myśliwskie i myśliwsko-uderzeniowe F-15 Eagle, F-16 Fighting Falcon, F-15E Strike Eagle, F-22 Raptor i F-35 Lighting II. W każdej eskadrze jest od osiemnastu do dwudziestu czterech samolotów. Sformowanie dwunastu nowych eskadr oznaczałoby konieczność pozyskania od 216 do 288 nowych samolotów bojowych.
W opinii generała Kelly’ego obecna sytuacja jest wynikiem wieloletnich zaniedbań i redukcji budżetowych. W momencie zakończenia zimnej wojny i szczycie potęgi amerykańskiego lotnictwa w czasie operacji "Pustynna Burza" w 1991 roku USAF dysponował 134 eskadrami myśliwskimi. Dekadę później, w momencie ataku terrorystycznego na WTC i Pentagon 9 września 2001 roku było to już tylko 88 eskadr. Kolejne dwie dekady upłynęły Amerykanom na wieloletnich wojnach w Afganistanie i Iraku, w związku z którymi priorytet finansowania miały wojsk lądowe, co zmusiło dowództwo sił powietrznych do dalszego ograniczania liczby eskadr i wycofywania najstarszych samolotów, żeby znaleźć pieniądze na zakup mniejszej liczby nowych samolotów.
Generał Mark Kelly, szef Dowództw Lotnictwa Bojowego: US Air Force ma za mało myśliwców
– Era naszej dominacji w broni konwencjonalnej zakończyła się i weszliśmy w erę ryzyka strategicznego – powiedział generał Mark Kelly. – Państwo wymaga od sił powietrznych znacznie więcej niż jest możliwe do zrobienia przy obecnym finansowaniu. Jeśli rząd chce dysponować siłami powietrznymi zdolnymi wywalczyć panowanie w powietrzu w określonym miejscu i czasie muszą to być siły powietrzne pierwszej klasy.
Co więcej, chociaż USAF ma obecnie jedynie około połowę liczby myśliwców i jedną trzecią bombowców, którymi dysponował w momencie zakończenia zimnej wojny to około 80% samolotów będących w służbie przekroczyło już zakładany przez producentów czas służby i latają tylko dzięki przeprowadzanym kolejnym remontom i modernizacjom. Ponadto średni czas, jaki pilot myśliwca spędza w powietrzu każdego miesiąca zmniejszył się do około 20 godzin, co pozwala na podtrzymanie nawyków, ale jest niewystarczające do zdobywania nowych umiejętności.
W swoim wystąpieniu generał podkreślił, że choć amerykańskie siły powietrze dysponują pewną liczbą samolotów najnowocześniejszych i dysponujących największymi możliwościami bojowymi na świecie, to jakość nie może zastąpić ilości. Powołał się na przykład Niemiec, które w czasie II wojny światowej dysponowały najbardziej zaawansowanymi samolotami i rakietami, ale alianci swoją liczebnością potrafili zdziesiątkować Luftwaffe i zniszczyć niemiecki przemysł. W czasie wojny duża liczba samolotów pozwalała jednocześnie eskortować bombowce dalekiego zasięgu, zwalczać lotnictwo przeciwnika i wspierać nacierające przez Europę wojska lądowe. To pozwoliło zakończyć wojnę w szybkim tempie, licząc od lądowania w Normandii. Bez silnego liczebnie lotnictwa wojna byłaby o wiele dłuższa i bardziej krwawa po obu stronach.
Analizy wykonane we wrześniu 2022 roku przez zespół badawczy Center for Strategic and International Studies wykazały, że w przypadku hipotetycznego konfliktu między USA i Chinami o Tajwan, skuteczna obrona wyspy środkami wyłącznie konwencjonalnymi jest możliwa, ale pochłonie około 900 samolotów amerykańskich i należących do sojuszników USA.
Amerykańskie zobowiązania sojusznicze w Europie i na Dalekim Wschodzie wymagają dyslokowania przynajmniej 20 eskadr. Kolejnych osiem jest potrzebnych na Bliskim Wschodzie. Dalszych osiem eskadr jest wymaganych do obrony całego terytorium USA i kolejnych osiem tylko do zadań związanych z ochroną prezydenta i samego Waszyngtonu. Osiem kolejnych eskadr jest w rezerwie i osiem ostatnich zwykle znajduje się w fazie modernizacji samolotów lub przezbrojenia na nowy typ i nie mogą być brane pod uwagę w nagłych wypadkach. Już samo to wyliczenia daje 60 eskadr, a przypomnijmy, że obecnie USAF ma ich 57, a więc mniej niż wymagane minimum.
Przy tym ich rozmieszczenie jest również dalekie od oczekiwać dowódcy Air Combat Command. Obecnie w Europie na Dalekim Wschodzie z wymaganych 20 eskadr obecnych jest tylko 11. Z tego w Europie są to cztery eskadry w Wielkiej Brytanii, dwie we Włoszech i jedna w Niemczech. Natomiast na Dalekim Wschodzie są to cztery eskadry w Korei Południowej i dwie w Japonii. Przy czym dotyczy to jedynie jednostek sił powietrznych bez uwzględnienia lotnictwa piechoty morskiej czy działających tam lotniskowców.
Widać więc istotny potencjał do zwiększenia amerykańskiego zaangażowania w Europie. Czy ewentualne zwiększenie liczby eskadr amerykańskiego lotnictwa wojskowego może mieć jakiś wpływ na Polskę? Nie da się wykluczyć. W czasie zimnej wojny amerykańskie samoloty stacjonowały między innymi w Niemczech Zachodnich i Holandii – blisko hipotetycznej linii frontu. Teraz granice NATO są przesunięte na wschód. Można zatem sobie wyobrazić, że mogłyby stacjonować również w naszym kraju. Kwestia infrastruktury nie będzie problemem, bo mamy już bazy przystosowane do bazowania myśliwców F-16, a w niedalekiej przyszłości będzie również baza F-35. Ponadto Amerykanie mają już doświadczenia ze stacjonowania w Polsce, ponieważ od wielu lat na zasadzie rotacyjnej czasowo, w ramach tak zwanych Aviation Detachment, stacjonują u nas amerykańskie samoloty z różnych eskadr. Jak będzie, czas pokaże.
Maciej Hypś, redaktor portalu konflikty.pl