Ukraińsko-rosyjska sprawa Krymu. Ciągnie się od lat
Gdy po upadku ZSRR Ukraina ogłosiła niepodległość, sprawa Krymu stała się solą w oku Rosji. Jak potoczyły się wypadki, które doprowadziły do aneksji półwyspu?
Początków sprawy krymskiej należałoby się doszukiwać w czasach istnienia Związku Radzieckiego. Na pewnym etapie rola Ukrainy, a raczej Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej jako części składowej ZSRR, zaczęła wzrastać. Jak pisze Serhii Plokhy w książce "Rosja-Ukraina. Największe starcie XXI wieku", "komunistyczne elity ukraińskie, odgrywając rolę słabszego partnera strony rosyjskiej, połączyły z nią swe siły w zarządzaniu Związkiem Radzieckim, który na poziomie przywódczym przekształcił się w rosyjsko-ukraińskie kondominium. Jednym z przejawów docenienia ukraińskiego partnera miał być 'prezent' w postaci Krymu".
Wydarzyło się to w roku 1954, za rządów Nikity Chruszczowa. Cesja Półwyspu Krymskiego zbiegła się w czasie z upamiętnieniem 300-lecia ugody perejasławskiej. Kozacy, którzy ją wówczas poparli - a nie wszyscy to zrobili - zgodzili się uznać zwierzchnictwo Moskwy. Fakt przekazania Ukrainie Krymu trzy wieki później został w związku z tym odpowiednio wykorzystany propagandowo. Stwierdzono, że oto miał miejsce akt zjednoczenia Ukrainy z Rosją.
Sprawa miała jednak drugie dno - o wiele bardziej pragmatyczne. Otóż w kontekście powojennej odbudowy na Krymie Rosjanie pokpili sprawę. Pod pretekstem kolaboracji Tatarów z Niemcami dokonali przymusowej deportacji miejscowej ludności. W efekcie Krym odbudowywał się znacznie wolniej niż inne europejskie części ZSRR. Przekazanie półwyspu Ukrainie miało przyśpieszyć ten proces.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szantaż z nuklearnymi głowicami w tle
Po raz pierwszy sprawa Krymu została "wyciągnięta" przez Rosję po ogłoszeniu przez Ukrainę niepodległości. Nawet Stany Zjednoczone brały wtedy pod uwagę groźbę wybuchu wojny pomiędzy oboma państwami. A że na terenie Ukrainy pozostało ok. 1900 poradzieckich głowic nuklearnych, kryzys określono w USA mianem "Jugosławii z atomówkami". Napięcie jeszcze wzrosło, kiedy parlament Rosji ogłosił, że Krym został oddany Ukrainie bezprawnie i zażądał oddania Federacji Rosyjskiej Sewastopolu.
W konsekwencji wola ukraińskich sił politycznych, by zwrócić Rosji wspomniane głowice, zdecydowanie osłabła. Inna rzecz, że i tak Ukraina nie miała możliwości, by ich użyć. Nie sprawowała nad nimi operacyjnej kontroli, ponieważ wszystkie kody dostępu znajdowały się w Moskwie. Ostatecznie sprawa znalazła swój finał po podpisaniu w 1994 roku memorandum budapesztańskiego, które z perspektywy czasu można uznać za dość kiepski interes dla Ukraińców.
Oliwy do ognia dolało stwierdzenie rzecznika prezydenta Rosji Pawła Woszczanowa, który zasugerował, że jeżeli Ukraina nie zgodziłaby się stworzyć z Rosją zabezpieczonego traktatem związku państw, Federacja Rosyjska mogłaby domagać się rewizji granic. Faktem jest, że w referendum z 1 grudnia 1991 roku za niepodległością Ukrainy opowiedziało się jedynie 54 proc. mieszkańców Krymu. W połączeniu z trzykrotnie większą liczbą zamieszkujących półwysep Rosjan czyniło go to łatwym celem dla roszczeń Moskwy, choć za niepodległością Ukrainy opowiedziała się też znacząca część ludności rosyjskiego pochodzenia.
Oddali Krym? Musieli być pijani!
W styczniu 1992 roku Krym po raz kolejny miał stać się dla Rosji kartą przetargową. Tym razem w kontekście statusu Floty Czarnomorskiej, która - zdaniem Rosji - powinna była przypaść jej. Parlament rosyjski znów zakwestionował przekazanie Ukrainie Krymu w 1954 roku. Co prawda Borys Jelcyn i jego administracja nie podpisali się pod tym stanowiskiem, ale opinia prezydenta Rosji w tej kwestii była oczywista. Spotkał się nawet w Noworosyjsku z dowódcą Floty Czarnomorskiej, stacjonującym na krążowniku "Moskwa". Tym samym, który spoczywa obecnie na dnie Morza Czarnego.
Moskwa konsekwentnie realizowała wtedy plan, którego autorem był pierwszy ambasador Rosji w USA - Władimir Łukin. To właśnie on był autorem memorandum, w którym połączono kwestię przynależności Krymu ze statusem Floty Czarnomorskiej. Jego celem było wymuszenie na Ukrainie bardziej ugodowej postawy. W kwietniu na mocy dekretu Jelcyn przypisał sobie osobistą kontrolę nad flotą. Swoją cegiełkę dołożył również wiceprezydent Alekadnr Ruckoj, który podczas wizyty na Krymie stwierdził, o czym wspomina Serhii Plokhy w książce "Rosja-Ukraina", że "zdrowy rozsądek nakazuje, by Krym stał się częścią Rosji", a "osoby, które podpisały decyzję w 1954 roku, najwyraźniej były nietrzeźwe lub doznały udaru słonecznego".
Krym ogłasza niepodległość
Napięcie miało jednak jeszcze bardziej wzrosnąć. Oto bowiem w maju 1992 roku gruchnęła wiadomość, że krymski parlament uznał półwysep za odrębne państwo. Zaplanowane zostało referendum w sprawie niepodległości, a relacje z Ukrainą miały zostać uregulowane na mocy traktatu związkowego. Wykorzystał to rosyjski parlament, przyjmując uchwałę, w której cesję Krymu z 1954 roku uznano za nielegalną. Tym razem jednak Ukrainie po części udało się zapanować nad sytuacją: przekonano władze Krymu do zaniechania planów referendum.
Co ciekawe, uchwałę parlamentu w sprawie przynależności Sewastopola do Rosji skrytykował sam Jelcyn, stwierdzając: "Nie możemy przecież wszcząć wojny z Ukrainą". Niedługo później jednak w krymskim kurorcie Massandra miały miejsce dwustronne rozmowy Borysa Jelcyna i Leonida Kuczmy. Dotyczyły zadłużenia Ukrainy za rosyjski gaz. "Zapłatą" miała stać się ukraińska część Floty Czarnomorskiej. Krawczuk przystał na to, ale parlament ukraiński porozumienia nie ratyfikował. Co zaś się tyczy Jelcyna, nie zależało mu na zaognianiu sytuacji z dwóch powodów: nie chciał wzmacniać nacjonalistów w Rosji i pracował wtedy nad poprawą stosunków z USA.
Tragiczny błąd
Kryzys polityczny wokół Krymu miał powrócić w 1994 roku, kiedy nasiliły się tendencje separatystyczne na półwyspie. Jurij Mieszkow, który został prezydentem Krymu, powrócił wówczas do pomysłu ogłoszenia niepodległości oraz referendum w tej sprawie. Tym razem do uspokojenia sytuacji doszło dzięki wynikom ukraińskich wyborów prezydenckich. Leonida Krawczuka zastąpił Leonid Kuczma, cieszący się dużym poparciem także na Krymie. Jego zapewnienia o poszanowaniu praw kulturowych zamieszkujących Krym Rosjan uspokoiły ludność półwyspu, która zrezygnowała z własnego prezydenta i zgodziła się na harmonizację prawa z ukraińskim. Trzy lata później Ukraina wyraziła zgodę na wydzierżawienie Rosji na 20 lat bazy morskiej w Sewastopolu. Jak miało się okazać, był to tragiczny w skutkach błąd.
Już w 2013 roku Władimir Putin miał zagrozić Wiktorowi Janukowyczowi, że jeżeli ten podpisze układ z Unią Europejską, Rosja zajmie Krym oraz m.in. Donbas. Nie życzył sobie graniczyć z UE lub NATO. Potem był Euromajdan. Wreszcie 21 lutego 2014 roku Janukowycz opuścił Ukrainę. Decyzję o aneksji Krymu Putin miał podjąć zaledwie dwa dni później. Jak wspominał, zaprosił ministra obrony oraz szefów służb wywiadowczych na nocną naradę na Kremlu, podczas której oznajmił: "zostaliśmy zmuszeni do podjęcia pracy nad powrotem Krymu do Rosji". Ostateczną decyzję podjął jednak sam. Za pretekst posłużyła m.in. ukraińska ustawa zakładająca promowanie języka ukraińskiego.
Za całą sytuację Putin winił Janukowycza - ponieważ nie użył wojska do stłumienia protestów, a także USA - za podżeganie do nich. Postanowił jednak ratować skórę obalonemu prezydentowi, ewakuując go do Rosji. Jednocześnie trwały dyskusje nad sposobem zalegalizowania aneksji Krymu, ponieważ wprost nie pozwalała na to rosyjska konstytucja. Myślano o scenariuszu z Abchazji i Osetii Południowej. Zasadniczo przyczyną miało stać się rzekome zagrożenie ze strony ukraińskich nacjonalistów.
Aneksja Krymu przez Rosję
Później wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Już 27 lutego 2014 roku kontrolę nad krymskim parlamentem w Symferopolu przejęła grupa nieoznakowanych żołnierzy, tzw. zielone ludziki. Inni wojskowi dotarli do kolejnych parlamentarzystów i zmusili ich do przegłosowania uchwały pozbawiającej władzy premiera Anatolija Mohylowa i przekazującej ją liderowi partii Rosyjska Jedność - Siergiejowi Aksionowi (notabene, w poprzednich wyborach partia ta zdobyła zaledwie 4 proc. głosów). Przegłosowano też uchwałę o federalnym charakterze relacji z Ukrainą.
Żołnierze rosyjscy - bez dystynkcji - zajęli lotniska w Symferopolu i Sewastopolu. Na stronę separatystów przeszedł przewodniczący parlamentu Władimir Konstantinow, a także policja. Lojalność wobec Kijowa stacjonujących na Krymie żołnierzy była niepewna. Na dodatek armia ukraińska po "reformach" Janukowycza była niezwykle słaba. Do pełniącego obowiązki prezydenta Oleksandra Turczynowa zadzwonił przewodniczący Dumy Siergiej Naryszkin, otwarcie grożąc, że śmierć choćby jednego rosyjskiego żołnierza pociągnie za sobą uznanie władz Ukrainy za zbrodniarzy wojennych. Była to jawna groźba frontalnego ataku w sytuacji, gdyby Ukraina próbowała ratować Krym. Co gorsza, do niestawiania oporu wzywali także amerykańscy i niemieccy dyplomaci.
Jako "podstawę prawną" do wprowadzenia na Krym rosyjskich wojsk posłużył podpisany przez Janukowycza dokument, w którym wzywał on Rosję do użycia sił zbrojnych dla zapewnienia porządku w związku z rewolucją na Majdanie. Na 16 marca zaplanowane zostało referendum w sprawie "zjednoczenia" Krymu z Rosją. Aż 96,77 proc. głosów (przy frekwencji 83 proc.) miało przemówić "za", chociaż próżno szukać niezależnych obserwatorów głosowania. Nawet w Rosji dostrzegano podobieństwa do Anschlussu Austrii przez Hitlera. A kolejne lata pokazały, że tego typu analogii w działaniach Putina można odnaleźć znacznie więcej.
Źródło: Ciekawostkihistoryczne.pl
Artykuł powstał na podstawie książki Serhii Plokhy, "Rosja-Ukraina. Największe starcie XXI wieku", Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.