Co piąty z nas nie ma nic na koncie. Niepokojące dane o finansach Polaków
Prawie 22 proc. Polaków przyznaje, że nie posiada żadnych oszczędności umożliwiających im odkładanie pieniędzy. Kolejne ponad 24 proc. mówi, że na koncie ma nie więcej niż 5 tys. zł. Dane pochodzą z badania "Barometr oszczędności 2023" przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów.
Czasy są niepewne, to fakt. W ostatnich latach Polaków doświadczyły kryzysy pandemii, wysokiej inflacji, wojny za wschodnią granicą. Światowe kataklizmy przełożyły się na ceny produktów i usług. Rzeczywiście, w szczytowym momencie poziom inflacji w naszym kraju wyniósł blisko 20 proc. Wystarczająco, żeby w przypadku wielu gospodarstw domowych doprowadzić do sporych ubytków w portfelu.
Taka sytuacja mogłaby oznaczać dwa kierunki. Pierwszy: zaciskamy pasa, oszczędzamy. Drugi: koszty życia są coraz wyższe, przychody nie rosną tak szybko, więc nie ma z czego odkładać.
Sprawdziliśmy badanie Krajowego Rejestru Długów "Barometr oszczędności 2023". Niemal 22 proc. ankietowanych nieposiadających żadnych oszczędności i tylko nieco ponad 17 proc. mających odłożonych między 5 a 20 tys. zł daje niezbyt pozytywny obraz o naszych finansach.
W Polsce o pieniądzach się nie mówi
- W Polsce o pieniądzach się nie mówi. W naszych książkach czy filmach bohaterowie wchodzą do sklepu, wybierają towar i wychodzą. Temat tego, jak zapłacili i ile, jest już pomijany. Trochę tak, jakbyśmy się wstydzili tej kwestii. Za PRL czy w latach 90. nie uczono nas oszczędzania, bo nie miał kto tego uczyć. Dopiero teraz, po 30 latach, na tyle rozwinęła się klasa przedsiębiorców oraz specjalistów, że są oni w stanie edukować swoje dzieci, jak odkładać kapitał. Można więc powiedzieć, że dopiero uczymy się nowoczesnego oszczędzania - ocenia Michał Włodarczyk, ekonomista, współtwórca popularnego kanału o tematyce finansowej "Stać mnie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: Kiedy euro w Polsce? Ekspertki mówią o dacie
Oszczędności starczyłoby na zaledwie miesiąc
Istotne w kontekście planowania własnych wydatków i kontroli nad finansami osobistymi jest posiadanie poduszki finansowej. We wspomnianym badaniu aż 35 proc. ankietowanych twierdzi, że ich oszczędności starczyłyby im na zaledwie miesiąc. To niezbyt optymistyczna perspektywa, zważając na takie ryzyka życiowe, jak nagła utrata pracy, nieprzewidziany duży wydatek czy choroba w rodzinie. Dochodzi do tego też tzw. inflacja stylu życia, czyli sytuacja, kiedy przy zwiększaniu zarobków jednocześnie zwiększamy proporcjonalnie wydatki, tym samym nie oszczędzając więcej.
- Wiele osób po dostaniu awansu czy premii w pracy czuje niemal nakaz, by kupować drogie ubrania, jeździć na coraz droższe wakacje czy brać luksusowy samochód w leasing. A niestety kupowanie drogich rzeczy wymaga również późniejszych, ciągłych kosztów. Nie jest to sensowne, a jedynie karmi nasze ego - mówi Włodarczyk. - Jak z tym walczyć? Zacznijmy od najprostszej rzeczy, czyli spisania w miesiącu wszystkich swoich wydatków. Sprawdźmy, gdzie tracimy najwięcej pieniędzy. Następnie postarajmy się zrezygnować z tych kategorii, które nie są dla nas konieczne albo znajdźmy tańsze zamienniki - dodaje ekspert.
Niekupowanie kawy za 15 zł nie wystarczy
Droga do efektywniejszego dbania o własne finanse wiedzie też przez racjonalne zarządzanie swoimi codziennymi przyzwyczajeniami. Jak opisywał Brian Tracy w popularnej książce "Nawyki warte miliony", to właśnie odpowiednio ukształtowane nawyki odpowiadają za nasz sukces zdrowotny, zawodowy czy finansowy. Wymaga to jednak zmiany naszych przekonań i dokonania pewnych modyfikacji w życiu.
- Wielu doradców twierdzi, że oszczędzanie należy zacząć od np. niejedzenia na mieście. Prawda jednak jest taka, że ta jedna kawa za 15 zł nas nie uratuje. Oszczędności należy szukać przede wszystkim tam, gdzie wydaje się najwięcej. Można na przykład wynająć mieszkanie nieco dalej od centrum albo częściej korzystać z komunikacji miejskiej - jeśli sytuacja nam na to pozwala i auto nie jest niezbędne. W ten sposób zaoszczędzimy nie tylko na paliwie, ale też eksploatacji samochodu. Warto też przejrzeć wszelkiego rodzaju abonamenty. Często nie korzystamy z nich, a je opłacamy i tracimy miesięcznie od kilkudziesięciu do nawet kilkuset złotych. Słowem: lepiej oszczędzać na dwóch, trzech dużych pożeraczach pieniędzy niż setkach drobiazgów - mówi specjalista.
Poduszka finansowa - jak duża powinna być?
Należy również zastanowić się, dlaczego nasze oszczędności przeznaczamy na coraz droższe rzeczy. Ekspert za głównego winowajcę wskazuje… emocje. - Kupujemy oczami. Pod kątem czysto użytkowym, by dojechać do pracy, wystarczy zwykły samochód lub autobus z klimatyzacją. To, że chcemy mercedesa ze skórzaną tapicerką, to już jest nasza fanaberia - mówi.
- Często kupujemy, by poczuć się lepiej. Chcemy, by otoczenie, rodzina, znajomi widzieli nas lepszymi, niż sami się czujemy. Pamiętajmy, że nie powinniśmy wydawać na mieszkanie więcej niż 30 proc. wynagrodzenia. Auto powinno kosztować maksymalnie równowartość sześciu naszych pensji. Nigdy nie należy kupować rzeczy, jeśli nie możemy kupić od razu dwóch. To są proste wskaźniki, które w życiu codziennym mogą być naszym kompasem finansowym - dodaje Włodarczyk.
Oszczędzanie wiąże się także z poduszką finansową, której, jak pokazują wcześniej przytoczone badania, nie posiada wielu Polaków. Ile powinna ona wynosić?
- Najważniejsze to zacząć nawet od 100 zł. Potem dobijmy do 1000 zł, a następnie włóżmy na konto równowartość jednej pensji. Optymalnie jest mieć na rachunku oszczędnościowym, do którego możemy w każdej chwili sięgnąć, trzykrotność pensji netto. Jeśli mamy tyle, to pozwoli nam to przeżyć w momencie utraty pracy. A średnio szukamy jej właśnie trzy miesiące. Gdy pojawiają się dzieci, warto podnieść naszą poduszkę do sześciu miesięcy - ocenia ekonomista.
Adrian Burtan, Kronikarz Nowin