PolskaRzeczpospolita III i pół

Rzeczpospolita III i pół

Krytyka Trzeciej RP i obietnice budowy Czwartej zapewniły PiS wygraną w wyborach. Ale nie przełożyły się na razie na reformy, potrzebne Polsce jak powietrze. Czy populistyczna i chaotyczna Rzeczpospolita III i pół musi trwać?

Kluczowa dla Polaków jest dziś odpowiedź na pytanie, czy PiS rozumie sprawiedliwość społeczną tak jak Edward Gierek (że władza zaciąga olbrzymie pożyczki, które wszyscy obywatele przez parę dziesiątków lat solidarnie spłacają i wszyscy po równo dzielą się biedą), czy jak Friedrich von Hayek, który proponował zastąpienie nieuczciwej sprawiedliwości społecznej, czyli systemu, w którym bardziej pracowici łożą na utrzymanie leniwych, po prostu – sprawiedliwością. Klasykowi liberalizmu chodzi o system, w którym te same zasady i reguły obowiązują wszystkich bez wyjątku i absolutnie wszyscy pracują na wzrost gospodarczy, a z którego później korzystają w stopniu proporcjonalnym do włożonego wysiłku. Prawo i Sprawiedliwość wyborczy sukces zawdzięcza mieszance populistycznych haseł, za którymi stały jednak konkretne, często wolnorynkowe obietnice. Chwytliwy marketingowo parawan „sprawiedliwości społecznej” oprócz postulatu „równego dzielenia dochodu narodowego” krył obietnice obniżenia podatków, walki z bezrobociem,
kompleksowej reformy finansów publicznych, redukcji wydatków budżetu, ułatwień dla drobnych przedsiębiorców i likwidacji parapodatków. „Podatki od osób prawnych i osób fizycznych prowadzących rzeczywistą działalność gospodarczą muszą być obniżone” – głosił program Prawa i Sprawiedliwości. „W programie PiS-u jest nacisk na obniżenie podatków pośrednich” – zapewniał Lech Kaczyński w czasie kampanii, podczas czatu na jednym z portali internetowych.

PiS nie spełnia jednak na razie swoich najważniejszych wyborczych obietnic mogących pobudzić polską gospodarkę. Rządzącym lepiej idzie spełnianie niektórych obietnic socjalnych, zaczęło się też ograniczanie wpływów służb specjalnych. To jednak za mało, żeby przekonać obywateli, iż budujemy IV RP. Polska utkwiła w połowie drogi między Rzeczpospolitą III a IV.

Podwyżki zamiast obniżek

Prof. Zyta Gilowska, minister finansów i wicepremier w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, niedługo po objęciu stanowiska zapowiedziała co prawda wprowadzenie obiecywanych w kampanii dwóch stawek podatkowych – 18 i 32 proc. – ale dopiero w 2009 roku, przed kolejnymi wyborami do parlamentu. Łatać dziurę w budżecie, do czego zresztą i tak zmuszają nas coraz surowsze napomnienia Komisji Europejskiej, ministerstwo też tylko zamierza. Nie szuka pieniędzy w zmniejszeniu kosztów emerytur górniczych (według premiera ma to nas kosztować „tylko” 20 mld zł, według wielu ekonomistów – nawet 70 mld zł), reformie rozdętego systemu rentowego, likwidacji niepotrzebnego KRUS i funduszy celowych, ale w kieszeniach podatników. Wiemy już, że rząd planuje podnieść akcyzy na paliwa i olej opałowy oraz ceny autogazu, a także dwukrotnie podwyższyć podatek od prac objętych prawem autorskim. Zastanawia się też nad wprowadzeniem podatku ekologicznego dla kierowców rejestrujących samochody i 18-proc. podatku od podwyższonej wartości
mieszkania (jeśli kupiliśmy mieszkanie za 100 tys. zł, a sprzedamy je za 150 tys., zapłacimy 9 tys. zł podatku).

Jeszcze w maju 2005 roku, będąc posłanką PO, prof. Gilowska mówiła, że najlepsze, sprawdzone m.in. w Wielkiej Brytanii i Ameryce, sposoby walki z bezrobociem to obniżanie pozapłacowych kosztów pracy poprzez redukcję składek i upowszechnianie elastycznych form zatrudnienia. Dziś jako minister finansów pracuje nad projektem nowelizacji ustawy o podatku PIT, przewidującym znaczne wyśrubowanie warunków wymaganych do prowadzenia działalności gospodarczej w ramach samozatrudnienia. Oznacza to, że wiele osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą, obecnie rozliczających się z fiskusem według 19-proc., liniowej stawki podatku PIT, wejdzie w drugi próg podatkowy. Ci, których zarobki tylko nieznacznie go przekroczą, stracą. „Moim zdaniem obniżka pozapłacowych kosztów pracy jest istotniejsza niż zmiany w PIT, a rząd obniży o 3 proc. składkę rentową” – tak w wywiadzie dla Radia PiN minister tłumaczyła swoje decyzje podatkowe. – To pogląd fałszywy, nieoparty na przesłankach merytorycznych. Praca w Polsce jest
w tej chwili obłożona 80-proc. podatkiem i obniżka składki rentowej o 3 proc. niczego nie zmieni. Realne skutki przyniosłaby redukcja kosztów pracy do 20 proc., jak to planuje rząd słowacki – mówi Andrzej Sadowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Także dr Bogusław Grabowski, ekonomista, ekspert w dziedzinie finansów i bankowości, były członek Rady Polityki Pieniężnej, jest zdania, że brak reformy finansów publicznych i obniżki podatków doprowadzi do spowolnienia gospodarki. – Rząd nie proponuje istotnych zmian w polityce finansowej, które przyspieszyłyby gospodarkę – mówi. Prof. Zyta Gilowska odrzuca podobne oceny. Jej zdaniem PiS „wypełnił swoje obietnice podatkowe”. Poseł PiS Artur Zawisza tłumaczy, że obniżenie składki rentowej to „dopiero jeden z wielu przewidywanych kroków w dobrym kierunku”, i zastrzega, że PiS nie jest zwolennikiem rozwiązań podatkowych uderzających w osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą. – Będziemy uważnie przyglądać się projektom dotyczącym samozatrudnienia
wychodzącym od minister finansów – zapowiada. Na pytanie, dlaczego PiS nie przeprowadzi głębokich reform gospodarczych, Artur Zawisza odpowiada, że przeszkodą jest napięty budżet. Marek Zuber, doradca ekonomiczny premiera, przyznaje natomiast, że „gabinet Marcinkiewicza jest rządem mniejszościowym, co oznacza nieustającą kampanię wyborczą”. – Intencja rządu jest taka, by nie przeprowadzać zmian nieakceptowanych przez społeczeństwo – szczerze przyznaje Zuber. Małe sukcesy

Rządzący politycy lepiej sobie radzą ze sprawami spoza sfery gospodarki. Likwidowanie skompromitowanych Wojskowych Służb Informacyjnych daje nadzieję na ukrócenie niejasnych powiązań wywiadu i kontrwywiadu ze sferą gospodarki. Tworzy się Centralne Biuro Antykorupcyjne, które może (choć nie musi) spełnić istotną rolę w zwalczaniu największych afer.

To nie wszystko. Wicepremier Ludwik Dorn odebrał przywileje emerytalne i mieszkaniowe policjantom, którzy zostali zwolnieni ze służby za współpracę z gangsterami. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odrzucił reguły poprawności prawniczej, nakazującej traktować bandytów ze zbyt dużą troską, jak wychowanków domów dziecka. To jednak za mało, aby przywrócić zaufanie obywateli do państwa, które dalej jest przeżarte nadmierną biurokracją i nadal narażone na działalność mechanizmów korupcjogennych, powstających w wyniku powiązań świata gospodarki ze światem polityki. I za mało, aby przywrócić zaufanie do polityki, skoro moralnej sanacji ma dokonywać wraz z PiS Samoobrona.

Tak dalej być nie musi. Koalicjanci mogą udowodnić, że stać ich na ruszenie ku IV RP. Żeby to zrobić, nie trzeba odkrywać Ameryki. Wystarczy odkryć Czechy, Słowację i Estonię, które przeprowadziły podobne reformy do tych, jakie obiecywał przeprowadzić PiS.

Mart Laar, premier Estonii, który objął tę funkcję w wieku zaledwie 32 lat, informował konkretnie w punktach, co zrobił, aby pozbyć się korupcji. Jak widać skutecznie, skoro Estonia w rankingach Transparency International plasuje się w trzydziestce najmniej skorumpowanych państw świata. Po pierwsze, Laar przeprowadził dekomunizację, usuwając komunistów z administracji publicznej, a funkcjonariuszy KGB ze służb specjalnych. Po drugie, rozwiązał służby wywiadowcze odziedziczone z czasów ZSRR. Po trzecie, rząd jasno określił warunki udzielania wszelkich licencji i zezwoleń, dzięki czemu urzędnicy nie mogli decydować o nich dowolnie. Po czwarte, wprowadził 26-proc. podatek liniowy (w następnym roku jest planowane obniżenie go jeszcze o prawie jedną trzecią).

Rząd mógłby wziąć także przykład ze Słowacji, która też wprowadziła podatek liniowy i planuje radykalne cięcia kosztów pracy. Program „Tanie Państwo” może być również zrealizowany na podstawie doświadczeń czeskich, gdzie tania administracja oznacza administrację niekoniecznie „chudszą”, lecz sprawną.

Czas to pieniądz

Uzdrawianie finansów publicznych można zacząć już dziś – od odzyskania przez państwo władzy nad publicznymi środkami, które w znacznej części są teraz oddawane w ręce funduszy celowych (ich przychód wyniesie w 2006 roku 149 mld zł!) i licznych agencji parabudżetowych pożerających każdego roku kilkanaście miliardów budżetowych dotacji.

Są już jaskółki tych zmian. Program „Tanie Państwo”, którego realizację zapowiadano przed wyborami, to miliony złotych oszczędności, jakie rząd Marcinkiewicza ma znaleźć we własnym otoczeniu. Według ostrożnych rachunków mogą one przekroczyć 850 mln zł w 2007 roku. Plan jest prosty – zlikwidować zbędne agendy rządowe, inne połączyć bądź zredukować. Przestanie istnieć Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON), od dawna postrzeganego jako siedlisko niekompetencji i nadużyć. Prasa wielokrotnie zestawiała los niepełnosprawnych z informacjami choćby o zakupach luksusowych aut przez szefów PFRON. Teraz Kancelaria Premiera informuje, że „zlikwidowane zostanie biuro, a obsługa PFRON przeniesiona do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, które obecnie sprawnie obsługuje inne fundusze, w tym np. Fundusz Pracy”. To spowoduje oszczędność w budżecie ok. 30 mln złotych.

Rząd postanowił także uporządkować agendy zajmujące się rolnictwem. Agencja Nieruchomości Rolnej zostanie przekształcona w inny fundusz, który będzie zarządzany z ministerstwa, gdzie powstanie specjalny Departament Banku Ziemi. Będzie on wpływał na politykę państwa wobec rynku ziemi, scalenia gruntów, ewentualnie sprzedaży. Ponadto będzie realizował ustawę „zabużańską” i reprywatyzacyjną. Wszystkie te zmiany mają przynieść w przyszłym roku 110 mln zł oszczędności. Reorganizacji i stopniowej likwidacji ma ulec Agencja Rynku Rolnego, której kompetencje w 2008 roku ma przejąć Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa, przekształcona następnie w Agencję Rozwoju Obszarów Wiejskich. Będzie to wtedy jedyna rolna agencja płatnicza. Kolejne 15 mln zł powinno trafić do budżetu w wyniku likwidacji Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, zaś jej zadania ma realizować samorząd. Zaś 9 mln zł oszczędności ma przynieść powstanie dwóch urzędów – Inspekcji Bezpieczeństwa oraz Inspekcji Transportu, które zastąpią w sumie siedem agend.

Szykują się też zmiany w służbie cywilnej – korpus urzędniczy od 2007 roku ma zostać zredukowany o pięć procent, czyli o blisko sześć tysięcy etatów. Miesięcznie państwo ma na tej operacji zaoszczędzić 17,7 mln zł. Kancelaria Premiera wyliczyła, że po dodaniu oszczędności z tytułu opłat za różnego rodzaju świadczenia (np. zdrowotne) budżet zasili kwota blisko 250 mln zł. Już samo uruchomienie tak oczywistych rezerw pozwoliłoby odzyskać nadzieję, że jednak bliżej nam do IV RP niż do III. Polska prawdziwie solidarna

Do zbudowania trwałych fundamentów rozwoju kraju potrzebne są też jednak bardziej złożone reformy i weryfikacja pojęcia „Polski solidarnej”, do którego odwołuje się PiS. W tej chwili hasło to wyraża doraźną pomoc socjalną dla najuboższych grup społecznych i tolerowanie przywilejów branżowych.

Realizacja koncepcji „Polski solidarnej” powinna się wyrażać w uruchomieniu mechanizmów pozwalających znacznie obniżyć bezrobocie i wyrównać szanse rozwojowe wszystkich regionów kraju poprzez rozbudowę infrastruktury. Dlatego należy zmienić strukturę wydatków publicznych. W tej chwili za dużo pieniędzy podatników wydaje się na bieżącą konsumpcję i w efekcie za mało na cele ściśle związane z lepszym działaniem państwa (bezpieczeństwo i wymiar sprawiedliwości) oraz rozwojem, w tym na budowę autostrad czy oświatę. Taki stan rzeczy stanowi – obok strat generowanych przez nieefektywne przedsiębiorstwa państwowe – główną tamę dla rozwoju gospodarki. Sprzeciw wobec socjalnych oczekiwań nie będzie łatwy, bo postulaty dalszego wzrostu wydatków są traktowane przez wielu jako dowód na „sprawiedliwość społeczną”. Ale tak pojmowana troska o mniej zamożne grupy obywateli pozostaje w jawnej sprzeczności z doświadczeniami rozwiniętych krajów OECD, w których dbałość o finanse publiczne umożliwiła wzrost zamożności i
niwelowanie bezrobocia. Przyjmując strategię zasadniczych przemian, Prawo i Sprawiedliwość wraz z Samoobroną mogą zaskoczyć zarówno społeczeństwo, jak i PO, której liderzy już zacierają ręce w nadziei na spadek notowań koalicji. Zamiast satysfakcji z upadku konkurentów, Platforma może być skazana na przyklaskiwanie do końca kadencji rządowi Marcinkiewicza, bo trudno sobie wyobrazić, aby mogła zwalczać propagowane przez siebie pomysły.

Przywódcy koalicyjnych ugrupowań mogą też wybrać misterną, taktyczną grę na wygranie przyspieszonych wyborów, co z reguły wiąże się z kupowaniem głosów elektoratu kosztem finansów państwa. Mogą też zdecydować się na dotrwanie do końca kadencji przy władzy z ograniczaniem zmian do polityczno-administracyjnych półśrodków. Żadna jednak taktyka, nawet prowadząca do zdobycia pełnej władzy w przedterminowych wyborach, nie rozwiąże problemów, które uniemożliwiają zbudowanie Czwartej Rzeczpospolitej. Tu potrzebna jest strategia.

Eliza Michalik,
Magda Zdort

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)