Rządowi pozostał albo miesiąc, albo cały rok
Premier Marek Belka od pierwszego dnia swojej misji rządowej - pełnionej formalnie od 2 maja, ale praktycznie od 31 marca - stara się tchnąć do krajowych obyczajów politycznych amerykańskiego ducha. Przyjmuje to na przykład formę obsadzania niektórych ważnych stanowisk ludźmi, którzy zaliczyli staż na polskich placówkach w USA - pisze Jacek Zalewski w "Pulsie Biznesu".
Największe znaczenie ma jednak nieustający optymizm premiera, przebijający w sferze okazywania dobrego samopoczucia nawet mistrzostwo Jerzego Buzka. Pierwszego dnia po powrocie do kraju Marek Belka przypomniał, że "mission impossible" w większości znanych mu filmów akcji okazuje się właśnie wykonalna - i tego azymutu się trzyma. Świadectwem skrajnego wręcz optymizmu profesora było własnoręczne uruchomienie budowy dwóch autostrad, które jeszcze za jego życia mają się skrzyżować koło Łodzi - podkreśla publicysta dziennika.
Odnoszone przez gabinet Belki zwycięstwa w rozmaitych potyczkach - na przykład pokonanie doktora Jana Kulczyka w wojence o PKN Orlen - są z punktu widzenia taktyki rządu cenne, ale nie wpływają na wynik nieuchronnie zbliżającej się strategicznej rozgrywki z parlamentem. 7 października Sejm ponownie rozpatrzy wotum zaufania dla rządu. Przedsiębiorcom nie trzeba tłumaczyć, jakież znaczenie dla biznesowych decyzji w Polsce wciąż ma horyzont czasowy ekipy aktualnie rządzącej - zaznacza komentator "Pulsu Biznesu".
Jeśli wotum zaufania zostanie udzielone - a wszystko wskazuje, że lewicowa koalicja strachu z 24 czerwca zagłosuje TAK również 7 października - to premier Marek Belka porządzi nie do wiosny, ale jeszcze cały rok. Kolejną przeszkodą będzie oczywiście budżet, ale zapewne zostanie ona przeskoczona z zapasem. A potem już hulaj rządowa dusza, wybory w pierwszą niedzielę po upływie pełnej kadencji, czyli 25 września 2005 r. Przecież samorozwiązanie się Sejmu było, jest i pozostanie polityczną mrzonką - pisze Jacek Zalewski w "Pulsie Biznesu". (PAP)