Rząd zapewnia: nie chcemy się wtrącać w życie normalnych rodzin
Nie przekroczymy granicy wtrącania się w sprawy normalnych rodzin, będziemy starać się dobrać najlepsze metody interwencji tam, gdzie jest rzeczywiste zagrożenie - zapewniła podczas debaty o projekcie ustawy dot. przemocy w rodzinie minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak. Po burzliwej, trwającej ponad cztery godziny debacie, projekt został ponownie skierowany do prac w komisji. Prawie wszystkie kluby zgłosiły do niego poprawki.
04.03.2010 | aktual.: 04.03.2010 19:46
Zakaz bicia dzieci, skuteczna separacja sprawców przemocy od ofiar, wzmożone działania profilaktyczne - to główne założenia rządowego projektu, który wzbudza liczne kontrowersje. Zdaniem jego przeciwników, może doprowadzić do nadmiernej ingerencji w życie rodziny i stwarza pole do nadużyć. Najbardziej niepokoi ich zwiększenie uprawnień pracowników socjalnych.
Projekt zaostrza przepisy wobec sprawców przemocy. Ma umożliwić jak najszybszą izolację sprawcy przemocy od ofiar, np. przez nakaz opuszczenia wspólnie zajmowanego mieszkania. Wprowadza też możliwość odebrania dziecka z domu przez pracownika socjalnego - przy udziale lekarza, ratownika medycznego, pielęgniarki lub policjanta - w sytuacjach, gdy zagrożone jest jego życie lub zdrowie, np. gdy jego opiekunowie są nietrzeźwi.
W projekcie zapisano szereg działań z zakresu profilaktyki. Ma zostać wprowadzony obowiązek tworzenia przez samorządy programów na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie, a także tworzenia zespołów interdyscyplinarnych zajmujących się tym problemem. W skład takich zespołów mieliby wchodzić: przedstawiciele jednostek pomocy społecznej, gminnej komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, policji, kuratora, oświaty, ochrony zdrowia oraz organizacji pozarządowych.
"Reagować tam, gdzie jest konieczność"
Do poparcia projektu przekonywali posłów m.in. minister pracy i polityki społecznej Jolanta Fedak oraz wiceminister Jarosław Duda. - Ta nowela nie jest po to, żeby ingerować w niezależność rodziny, ale móc szybko reagować tam, gdzie jest taka konieczność - mówiła Fedak. Dodała, że służby będą wkraczać wtedy, gdy istnieje zagrożenie i tylko wtedy, kiedy trzeba zapewnić ofiarom przemocy bezpieczeństwo.
Duda nie krył oburzenia ostrymi słowami, jakie podczas debaty padły pod adresem pracowników socjalnych. - Straszenie społeczeństwa pracownikami socjalnymi, pokazywanie ich jako nieudolnych, jest niesprawiedliwe i krzywdzące" - podkreślił.
Zaznaczył, że zapis pozwalający pracownikom socjalnym na "zabezpieczenie" dzieci w szczególnych sytuacjach powstał po to, by wspomóc policjantów interweniujących podczas domowych awantur. - Policja, która przyjeżdża na interwencję, jest często bezradna wobec wystraszonych dzieci, którym trzeba znaleźć bezpieczne schronienie. Teraz na policjancie ciąży ten obowiązek, a pracownik socjalny często zna dane środowisko, chodził tam na interwencje, zna krewnych - przekonywał Duda.
Sprawozdawca komisji Magdalena Kochan (PO) przekonywała, że ustawa jest dobra i nowoczesna i pozwoli na skuteczną ochronę ofiar przemocy. Apelowała, żeby nie bać się jej zapisów ani ich wypaczać. Jej zdaniem zakaz bicia dzieci i psychicznego znęcania się nad nimi na pewno nie spowoduje, że rodzicom zabraknie środków wychowawczych. Podkreśliła, że przemoc nie jest właściwą metodą.
Ustawa do poprawki
Wszystkie kluby opowiedziały się za skierowaniem ustawy ponownie do komisji po to, by dopracować niektóre jej zapisy, zgłoszono do niej szereg poprawek. Teresa Wargocka z PiS zaproponowała, by przepisy dotyczące odseparowania sprawcy, przeniesione zostały do innej ustawy. - Dlaczego zapis z projektu ustawy o uprawnieniach pracownika socjalnego do odebrania dziecka budzi otwarty sprzeciw? Przede wszystkim dlatego, że nie wypracowaliśmy rozdzielenia form przemocy od form przymusu rodzicielskiego, stosowanego do przestrzegania norm zachowań, które rodzice chcą przekazać - mówiła.
Teresa Piotrowska z PO podkreśliła, że nowela ustawy jest konieczna m.in. dlatego, iż przemoc w rodzinie w Polsce nie jest incydentalnym zjawiskiem. - Ofiary przemocy, czasami latami, są ze swoim oprawcą, z powodu wstydu, bezsilności czy bierności innych osób - mówiła.
Polityczna awantura
Zarówno Lewica, jak i PSL poparły projekt, podkreślając jednocześnie, że fala krytyki wobec projektu, która miała miejsce w ostatnich dniach, ma podłoże polityczne. Izabela Jaruga-Nowacka (Lewica) podkreśliła, że ustawa nie dotyczy kochających się i normalnie funkcjonujących rodzin. Przypomniała, że nie dla wszystkich rodzina oznacza bezpieczeństwo, wielu dzieciom - i nie tylko dzieciom - rodzina kojarzy się raczej ze strachem i bólem, i to właśnie z myślą o nich tworzone były zapisy zawarte w projekcie. Zdaniem Piotra Walkiewicza (PSL) "gorący klimat wokół ustawy bierze się z braku wiedzy o temacie".
Ludwik Dorn (Polska Plus) przekonywał, że projekt nie daje gwarancji, że nie dojdzie do represji wobec rodzin, zwłaszcza biednych. Zdzisława Janowska (SdPL) zwróciła uwagę, że ustawa podnosi rangę problemu przemocy domowej, wnosi bardzo istotne rozwiązania, m.in. to, że sprawca przemocy musi opuścić wspólnie zajmowane z ofiarami mieszkanie.
Podczas debaty projekt krytykowali przede wszystkim posłowie PiS, wymieniając szereg hipotetycznych sytuacji, w których zapisy ustawy mogą być nadużywane. Ich zdaniem stworzy ona pole do ingerencji w autonomię rodziny i mnie pozwoli rodzicom na wychowanie dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, a nawet stosowania jakichkolwiek zakazów i przymusów wychowawczych.
W obronie projektu stawali głownie posłowie PO i Lewicy. Przekonywali m.in., że domaganie się, by w imię wolności i dobra rodziny można było bić dzieci jest hipokryzją, zwracali też uwagę, że pracownicy socjalni, którym przypisuje się niekompetencje i skłonność do nadużyć są kompetentni i oddani swojej pracy, choć często mają zbyt wiele obowiązków.
Projekt zostanie ponownie rozpatrzony przez Komisję Polityki Społecznej i Rodziny.