Rząd wszystkich interesów
Czy premier Marcinkiewicz pogodzi interesy skarbu państwa z interesami lobby stojących za nowo mianowanymi urzędnikami? - zastanawiają się Grzegorz Indulski i Jarosław Jakimczyk w tygodniku "Wprost".
14.11.2005 | aktual.: 14.11.2005 14:25
Polacy pilnie potrzebują państwa (...), które nie będzie stolikiem do brydża dla partii rozgrywanych między politykami, ludźmi biznesu, aktualnymi i byłymi funkcjonariuszami służb specjalnych i pospolitymi gangsterami" - mówił w expose premier Kazimierz Marcinkiewicz. Donald Tusk, komentując słowa premiera, powiedział: "Dzisiaj widać wyraźnie, że ten stolik jak stał, tak będzie stał, tylko gracze się zmieniają". Przeanalizowaliśmy pierwsze posunięcia kadrowe premiera i jego ministrów.
W rzeczywistości gracze, którzy weszli do nowego rządu lub szykują się na posady w spółkach skarbu państwa, wcale nie są nowi. Dla części z nich praca w rządzie Marcinkiewicza będzie drugim, a nawet trzecim podejściem do rządowego stolika. W żaden sposób nie wyłania się z tego wizja nowego państwa, raczej wizja państwa po przetasowaniu układów. Może więc będziemy mieli nowy stolik, tyle że nie do brydża, ale do pokera.
Trzecie podejście ZChN
Kazimierz Marcinkiewicz dostał właśnie trzecią szansę przy rządowym stoliku. Na początku lat 90., gdy Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe było partią współtworzącą rząd, ludzie ze środowiska obecnego premiera byli zbyt młodzi i słabi, by wykorzystać szansę, która im się trafiła. Drugą szansę pogrzebali na własne życzenie: wraz z upadkiem AWS odchodzili z politycznej sceny w atmosferze porażki, gdy media donosiły o kolejnych aferach, w które zamieszani byli ich przyjaciele.
Mówiono wtedy o nich jako o bezideowych pragmatykach cynicznie wykorzystujących narodowo-chrześcijańską frazeologię. Wielu z nich znalazło przystań w biznesie, tak jak Tomasz Szyszko, były minister łączności, który zatrudnił się w transportowo-spedycyjnej firmie Polfrost. Tam też złą polityczną koniunkturę przeczekał Marian Przeździecki, który ma być szefem sekretariatu premiera Marcinkiewicza.
Osoby, które w rządzie Marcinkiewicza będą najbardziej wpływowym lobby, mają ZChN-owski rodowód i wielu z nich wywodzi się z Wielkopolski. W czasach rządu Jerzego Buzka opanowały resort łączności, rządziły Pocztą Polską, Bankiem Pocztowym i branżą telekomunikacyjną. Decydowały o przyznawaniu koncesji i wysokości opłat koncesyjnych dla prywatnych telekomów.
Miały wpływy w funduszach emerytalnych (Cezary Mech był prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi), w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (szefował mu Waldemar Fluegel, przyjaciel Marcinkiewicza z lat 80.), największych spółkach z udziałem skarbu państwa. To środowisko miało też największe wpływy w kancelarii premiera Buzka (Wiesław Walendziak był jej szefem, Kazimierz Marcinkiewicz - szefem gabinetu politycznego).
Po zdobyciu strategicznych przyczółków w spółkach z udziałem skarbu państwa ludzie o ZChN-owskim rodowodzie stworzyli zaplecze gospodarczo-medialne w postaci Telewizji Familijnej. Dziś większość byłych młodych ZChN-owców przekroczyła czterdziestkę, do władzy wracają silniejsi, bo mają świetne kontakty w świecie biznesu, a w PiS stanowią bodaj najbardziej wpływową grupę (m.in. premier i marszałek Sejmu).
Przyjaciele z samolotu
Kazimierz Marcinkiewicz był coraz bardziej wpływowym posłem, a Andrzej Mikosz wziętym prawnikiem. Przez lata raz w tygodniu spotykali się na pokładzie samolotu lecącego z Warszawy do Poznania. Poznali się w 1988 r. Razem tworzyli Wielkopolski Klub Polityczny Ład i Wolność - wylęgarnię narodowo-chrześcijańskich działaczy. Marcinkiewicz latał do Poznania raz w tygodniu, Mikosz codziennie.
Teraz pierwszy jest premierem, drugi - ministrem skarbu. Mikosz to postać szerzej nieznana na politycznych salonach Warszawy, ale znana na warszawskiej giełdzie. Swoją pozycję na rynku kapitałowym zawdzięcza nie tylko udziałowi w zakończonych sukcesem publicznych ofertach akcji prywatnych spółek (Amica, Wilbo, Koelner czy Netia), ale także zaufaniu byłego ministra rolnictwa Artura Balazsa. W 1998 r. uczynił on z Andrzeja Mikosza swego przedstawiciela w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. To pomogło mu znaleźć pracę w kancelarii Weil, Gotshal & Manges.
To Mikosz wywalczył od TP SA ok. 200 mln zł dla mniejszościowych akcjonariuszy Wirtualnej Polski. Pracował też dla wielkich spółek skarbu państwa, nad którymi dziś sprawuje nadzór właścicielski. Jest paradoksem, że kancelarie, w których Mikosz pracował, świadczyły usługi dla menedżerów z listy osób, które teraz PiS chce rozliczyć za nadużycia (na przykład dla Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie).
Andrzej Mikosz intelektualnie formował się w poznańskim duszpasterstwie dominikanów. Podczas studiów związał się ze środowiskiem Ruchu Młodej Polski i NZS - pisze Grzegorz Indulski i Jarosław Jakimczyk w tygodniku "Wprost".